Zraniona duma – historia, która rozdarła moją rodzinę
— Nie wierzę, że to znowu się dzieje! — krzyknęłam, trzaskając drzwiami kuchennymi. W powietrzu unosił się zapach przypalonej kawy i napięcia, które można było kroić nożem. Mama siedziała przy stole, zaciśnięte usta, wzrok wbity w okno. Był środek listopada, a ja czułam się, jakby mróz wszedł do naszego mieszkania razem z nią.
— Natalia, nie przesadzaj — powiedziała cicho, ale w jej głosie drżała uraza. — Proszę cię tylko o pomoc. To nie jest nic wielkiego.
— Nie wielkiego? Chcesz, żebym wzięła kredyt na samochód dla ciebie! — wybuchłam. — Mamo, ledwo wiążemy koniec z końcem. Michał stracił pracę, a ja pracuję na pół etatu. A ty… ty chcesz nowego SUV-a?!
Mama odwróciła się do mnie powoli. Jej twarz była blada, a oczy błyszczały gniewem.
— Twoja teściowa ma samochód. Twoja szwagierka też. Ja całe życie jeździłam tramwajem, bo wszystko było dla was! Teraz chcę mieć coś swojego. Czy to tak wiele?
W tym momencie do kuchni wszedł mój mąż Michał, zaspany i zdezorientowany.
— Co się dzieje? — spytał, przecierając oczy.
— Twoja teściowa uważa, że powinniśmy kupić jej samochód — rzuciłam z goryczą.
Mama spojrzała na niego z wyrzutem.
— Michał, powiedz coś. Przecież to nie jest niemożliwe. Wszyscy teraz biorą kredyty.
Michał wzruszył ramionami.
— Pani Zofio, my naprawdę nie mamy teraz pieniędzy na takie rzeczy. Może za rok, dwa…
Mama prychnęła.
— Za rok? A jeśli nie dożyję? — Jej głos podniósł się o oktawę. — Całe życie poświęciłam dla Natalii! Nawet nie wiecie, ile razy rezygnowałam z siebie!
Poczułam, jak narasta we mnie wściekłość i bezradność. To nie była pierwsza taka rozmowa. Odkąd pamiętam, mama zawsze przypominała mi o swoich poświęceniach. O tym, jak nie kupiła sobie płaszcza, bo ja potrzebowałam nowych butów do szkoły. Jak nie pojechała na wczasy, bo musiała zapłacić za moje korepetycje.
Ale nigdy nie mówiła o tym z miłością. Zawsze był w tym żal i oczekiwanie rewanżu.
— Mamo… — zaczęłam łagodniej. — Wiem, że dużo dla mnie zrobiłaś. Ale teraz naprawdę nie możemy sobie pozwolić na taki wydatek.
Mama spojrzała na mnie tak, jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu.
— Czyli jestem nikim? Starą babą bez prawa do marzeń? — Jej głos załamał się i nagle zobaczyłam w niej nie tylko matkę, ale i samotną kobietę, która przez lata tłumiła swoje pragnienia.
Wtedy do kuchni wbiegła moja córka Lena.
— Babciu, pobawisz się ze mną? — zapytała radośnie.
Mama otarła łzę i uśmiechnęła się sztucznie.
— Nie dzisiaj, kochanie. Babcia musi już iść.
Wyszła bez słowa pożegnania. Zostawiła za sobą ciszę cięższą niż najgorsza kłótnia.
Przez kolejne dni chodziłam jak struta. Michał próbował mnie pocieszać:
— Daj jej czas. Zawsze wraca po takich awanturach.
Ale tym razem było inaczej. Mama przestała odbierać telefony. Nie przychodziła do Leny, choć zawsze była dla niej jak druga mama. W święta Bożego Narodzenia przyszła tylko na chwilę, złożyła życzenia i wyszła przed pierwszym daniem.
Zaczęły się plotki w rodzinie. Moja ciotka Barbara zadzwoniła do mnie pewnego wieczoru:
— Co ty zrobiłaś Zofii? Całe życie dla ciebie harowała! Teraz nawet nie ma kto jej pomóc!
Próbowałam tłumaczyć, ale nikt nie chciał słuchać mojej wersji wydarzeń. Nawet mój brat Paweł stanął po stronie mamy:
— Ty zawsze byłaś tą lepszą! Wszystko miałaś podane na tacy! Teraz mama prosi o coś dla siebie i odmawiasz?
Czułam się osaczona i niezrozumiana. Każdy dzień bez kontaktu z mamą był jak rana, która nie chce się zagoić. Lena coraz częściej pytała:
— Mamo, dlaczego babcia mnie nie odwiedza?
Nie umiałam jej odpowiedzieć. Sama nie rozumiałam tej wojny o samochód, która stała się wojną o miłość i uznanie.
Pewnego dnia zadzwonił domofon. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam mamę stojącą na klatce schodowej z walizką.
— Muszę u ciebie przenocować — powiedziała bez emocji. — Paweł wyrzucił mnie z mieszkania po kłótni o pieniądze.
Przyjęłam ją bez słowa wyrzutu. Przez całą noc leżałyśmy w jednym pokoju i milczałyśmy. Nad ranem mama zaczęła mówić:
— Wiesz… Ja naprawdę chciałam tylko poczuć się ważna. Zawsze byłam tą od sprzątania, gotowania… Nigdy nikt nie pytał mnie o marzenia.
Poczułam łzy pod powiekami.
— Mamo… Ja też chciałam być ważna dla ciebie. Nie tylko jako obowiązek.
Wtedy pierwszy raz od lat przytuliłyśmy się naprawdę szczerze.
Ale rana została. Mama wróciła do siebie po kilku dniach i znów przestałyśmy rozmawiać na długie tygodnie. Lena tęskniła za babcią coraz bardziej.
Któregoś dnia odebrałam telefon od sąsiadki mamy:
— Pani Zofia trafiła do szpitala. Podobno zasłabła na przystanku tramwajowym.
Pobiegłam tam natychmiast. Mama leżała blada na szpitalnym łóżku.
— Przepraszam cię — wyszeptała słabo. — Za wszystko…
Poczułam wtedy, jak cała moja złość znika. Było już tylko współczucie i żal za stracony czas.
Mama wróciła do domu po tygodniu rekonwalescencji. Od tamtej pory nasze relacje były inne — mniej oczekiwań, więcej rozmów o zwykłych sprawach. Samochodu nigdy nie kupiłyśmy. Ale nauczyłyśmy się mówić sobie „dziękuję” i „przepraszam”.
Czasem patrzę na Lenę bawiącą się z babcią i myślę: czy naprawdę warto było tyle lat walczyć o dumę? Czy miłość w rodzinie powinna mieć swoją cenę?