Żona się śmiała, gdy ja płakałem – historia o żałobie, rodzinnych ranach i samotności wśród bliskich
Gdy tylko drzwi do mieszkania zatrzasnęły się za mną, usłyszałem jej śmiech. Nie był to śmiech radosny, lecz ten nerwowy, pogardliwy, który znałem od lat. – Przestań już beczeć jak dzieciak, Adam! – krzyknęła z kuchni Iwona, moja żona. – Ile można rozpaczać? Każdy kiedyś umiera!
Stałem w przedpokoju, z mokrymi od łez policzkami, trzymając w rękach czarną marynarkę, którą jeszcze godzinę temu miałem na pogrzebie mamy. W powietrzu unosił się zapach świeżo ugotowanego rosołu, jakby nic się nie stało. Jakby świat nie zatrzymał się dla mnie na cmentarzu.
– Iwona, proszę cię… – głos mi się załamał. – To była moja mama. Moja jedyna rodzina.
Wysunęła się zza framugi drzwi, wycierając ręce w fartuch. – Rodzina? A ja to kto? – prychnęła. – Może czas dorosnąć i przestać robić z siebie ofiarę. Twoja matka była trudna, Adam. Wszyscy o tym wiedzieli.
Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłem złapać tchu. Mama była trudna? Może i była, ale czy to znaczy, że nie mam prawa po niej płakać?
Usiadłem ciężko na krześle w kuchni. Iwona postawiła przede mną talerz zupy. – Jedz, bo wystygnie. Jutro musisz być w pracy na ósmą.
– Nie idę jutro do pracy – powiedziałem cicho.
– Co?! – jej głos przeszedł w krzyk. – Adam, nie przesadzaj! Pogrzeb był dziś, życie toczy się dalej! Nie możesz sobie pozwolić na żadne wolne. Kredyt sam się nie spłaci!
Patrzyłem na nią przez łzy. W jej oczach nie było współczucia, tylko irytacja i zmęczenie. Może rzeczywiście byłem dla niej ciężarem?
– Wiesz co? – powiedziała nagle, siadając naprzeciwko mnie. – Ja przez te wszystkie lata musiałam znosić twoją matkę. Jej wieczne uwagi, że źle gotuję, że dzieci źle wychowuję… Nawet na święta potrafiła mi wypominać każdy szczegół! A ty teraz robisz z niej świętą!
– Nie robię z niej świętej – szepnąłem. – Ale była moją mamą. I już jej nie ma.
– No właśnie! I teraz trzeba pomyśleć praktycznie. Co z jej mieszkaniem? Zostawimy je tak po prostu? Przecież to pieniądze leżące odłogiem!
Poczułem, jak coś we mnie pęka. Jeszcze ziemia na grobie mamy nie osiadła, a ona już liczy pieniądze.
– Iwona… czy ty naprawdę nic nie czujesz? Nawet odrobiny żalu?
Wzruszyła ramionami i spojrzała przez okno na blok naprzeciwko. – Każdy przeżywa po swojemu. Ja wolę myśleć o przyszłości niż rozgrzebywać przeszłość.
Wstałem i wyszedłem na balkon. Październikowy wieczór był zimny i wilgotny. Dzieciaki grały w piłkę na podwórku, ktoś wyprowadzał psa. Świat naprawdę się nie zatrzymał.
Przypomniałem sobie ostatnie miesiące: codzienne wizyty w szpitalu, zapach leków i potu, ciche rozmowy z lekarzami o tym, ile jeszcze zostało czasu. Iwona ani razu nie pojechała ze mną do mamy. Zawsze miała wymówkę: praca, dzieci, zmęczenie.
Zamknąłem oczy i poczułem łzy spływające po policzkach.
Nagle usłyszałem za sobą skrzypienie drzwi balkonowych.
– Adam, wracaj do środka, bo się przeziębisz – powiedziała Iwona już łagodniej. – Dzieci zaraz wrócą z zajęć dodatkowych.
– Daj mi chwilę – poprosiłem.
Zamilkła na moment, a potem dodała: – Może powinniśmy porozmawiać o tym wszystkim… Ale nie teraz. Teraz trzeba ogarnąć mieszkanie po twojej matce.
Odwróciłem się do niej plecami i patrzyłem na światła miasta.
Wieczorem przyszła nasza córka Ola z mężem Pawłem i wnuczką Mają. Przynieśli ciasto i kwiaty – jakby to miało cokolwiek zmienić.
– Tato, jak się trzymasz? – zapytała Ola cicho, przytulając mnie mocno.
– Jakoś… – odpowiedziałem bez przekonania.
Paweł uśmiechnął się niepewnie i dodał: – Jeśli będziesz czegoś potrzebował…
Iwona weszła do pokoju z herbatą i ciastem.
– Siadajcie wszyscy! Trzeba coś zjeść i pogadać o przyszłości. Adam, mówiłam już dzieciom o mieszkaniu babci? Może Ola z Pawłem byliby zainteresowani? Przecież wynajmują teraz kawalerkę na Mokotowie… To byłoby dla nich wybawienie!
Ola spojrzała na mnie z zakłopotaniem.
– Mamo… może poczekajmy jeszcze trochę? To chyba nie jest najlepszy moment…
Iwona machnęła ręką: – A kiedy będzie? Za miesiąc? Za rok? Mieszkanie stoi puste! Adam sam nie ogarnie papierów!
Wstałem gwałtownie od stołu.
– Dość! – krzyknąłem tak głośno, że aż Maja się przestraszyła i wtuliła w Pawła. – Czy wy wszyscy naprawdę myślicie tylko o pieniądzach?!
Zapadła cisza. Ola spuściła wzrok, Paweł zacisnął usta, a Iwona patrzyła na mnie z wyrzutem.
– Adam… ja tylko chcę pomóc rodzinie! – próbowała tłumaczyć żona.
– Pomóc?! Komu?! Sobie?!
Wyszedłem do sypialni i zamknąłem drzwi za sobą. Usiadłem na łóżku mamy, które jeszcze pachniało jej perfumami. Przejechałem dłonią po narzucie i poczułem taki ból w sercu, że aż zabrakło mi tchu.
Następnego dnia zadzwonił mój brat Marek z Gdańska.
– Adam… trzymaj się tam jakoś. Wiem, że mama była dla ciebie wszystkim…
– Marek… czuję się jakbym został sam na świecie.
– Masz przecież rodzinę…
Zaśmiałem się gorzko.
– Rodzinę? Chyba tylko na papierze.
Marek milczał przez chwilę.
– Adam… nie daj się zwariować tej całej sytuacji. Ludzie różnie przeżywają żałobę. Ale jeśli czujesz się samotny… przyjedź do nas na kilka dni. Pogadamy jak dawniej.
Obiecałem mu, że się zastanowię.
Wieczorem Iwona przyszła do sypialni z dokumentami w ręku.
– Musisz podpisać pełnomocnictwo dla notariusza. Bez tego nie ruszymy sprawy spadkowej.
Patrzyłem na nią długo.
– Iwona… czy ty kiedykolwiek kochałaś moją mamę?
Zastygła z długopisem w ręku.
– Kochałam… może kiedyś… Ale potem wszystko się popsuło. Miałaś swoją mamę dla siebie całe życie. Ja musiałam walczyć o miejsce w tej rodzinie!
Po raz pierwszy zobaczyłem łzy w jej oczach.
– Wiesz… czasem miałem wrażenie, że jesteśmy razem tylko dlatego, że tak wypadało – powiedziałem cicho.
Usiadła obok mnie na łóżku.
– Adam… ja też jestem zmęczona tym wszystkim. Twoja mama była trudna dla mnie, ale wiem, że dla ciebie była wszystkim…
Siedzieliśmy tak przez długi czas w milczeniu.
Kilka dni później podpisałem dokumenty u notariusza i przekazałem mieszkanie Oli i Pawłowi. Zrozumiałem wtedy coś ważnego: dom to nie ściany ani pieniądze po rodzicach. Dom to ludzie i wspomnienia, których nikt nam nie zabierze.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę być szczęśliwym wśród ludzi, którzy cię nie rozumieją? Czy lepiej być samemu ze swoimi wspomnieniami niż samotnym wśród bliskich? Co wy o tym myślicie?