Zdrada, tajemnice i testament: Prawda o matce, która zmieniła wszystko
Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi i krzyku, który przeszył ciszę naszego domu jak nóż. — Zosiu! — wrzasnął mój brat Marek, wbiegając do kuchni z twarzą czerwoną od gniewu. — Co ty sobie wyobrażasz? Myślisz, że możesz wszystko ukrywać przede mną i mamą?!
Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, próbując zmyć z siebie nie tylko brud naczyń, ale i ciężar ostatnich tygodni. Mama siedziała przy stole, skulona, z oczami wbitymi w podłogę. Wiedziałam, że to nie ja jestem celem jego furii — to ona. Ale ja zawsze byłam tą, która musiała stawać na pierwszej linii frontu.
— Marek, uspokój się — powiedziałam cicho, choć serce waliło mi jak młot. — O co ci chodzi?
— O co mi chodzi?! — rzucił z pogardą. — O to, że przez całe życie robiliście ze mnie głupca! Ty i mama! Udawaliście, że nic nie ma, a tu nagle okazuje się, że matka ma ukryte pieniądze! I to nie jakieś drobne! — Uderzył pięścią w stół tak mocno, że aż podskoczyły szklanki.
Mama podniosła na niego wzrok. W jej oczach zobaczyłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam — strach pomieszany z żalem.
— Marek… To nie tak… — zaczęła drżącym głosem.
— To jak?! — przerwał jej brutalnie. — Przez lata żyliśmy jak biedaki! Ty harowałaś po nocach w szpitalu, ja zasuwałem na budowie, a ty, mamo, odkładałaś pieniądze na czarną godzinę? A może na nowego faceta?!
Poczułam, jak robi mi się słabo. Słowa brata były jak trucizna. Wiedziałam o tych pieniądzach — mama odkładała każdą złotówkę po śmierci taty. Ale nigdy nie powiedziała nam dlaczego. Teraz wszystko wyszło na jaw.
— Marek, przestań! — krzyknęłam. — Mama robiła to dla nas! Dla naszej przyszłości!
— Przyszłości?! — prychnął. — A może dla siebie? Zosia, ty zawsze ją bronisz! Może ty też coś przede mną ukrywasz?
Wybiegł z kuchni trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby. Mama zaczęła płakać cicho, niemal bezgłośnie. Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.
— Mamo… powiedz mi prawdę. Dlaczego to robiłaś?
Przez chwilę milczała. Potem wyciągnęła z kieszeni stary klucz.
— Jest coś jeszcze… — wyszeptała. — Coś, o czym nie wie nawet Marek.
Serce mi zamarło. Przez chwilę miałam ochotę uciec z tego domu i nigdy nie wracać. Ale wiedziałam, że muszę poznać prawdę.
Mama zaprowadziła mnie na strych. Tam, za stertą starych walizek i pudeł po butach, stała niewielka skrzynia. Klucz pasował idealnie. W środku leżały dokumenty, stare zdjęcia i koperta z napisem „Dla moich dzieci”.
Otworzyłam ją drżącymi rękami. W środku był testament i list.
„Zosiu, Marku,
Jeśli to czytacie, znaczy że już nie mogłam dłużej ukrywać prawdy. Po śmierci waszego ojca bałam się o waszą przyszłość. Odkładałam pieniądze nie tylko na czarną godzinę, ale też dlatego, że… wasz ojciec zostawił nam długi. Spłacałam je latami w tajemnicy przed wami. Nie chciałam was martwić.
Ale jest coś jeszcze: ten dom nie należy tylko do mnie. Wasz ojciec zapisał połowę swojej siostrze Wandzie. Prosił mnie o dyskrecję do czasu jej powrotu z Niemiec. Wiem, że to trudne do przyjęcia. Ale musicie wiedzieć wszystko.
Kocham was nad życie.
Mama”
Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi grunt spod nóg. Przez całe życie myślałam, że nasza rodzina jest biedna przez los i chorobę taty. Tymczasem mama dźwigała ciężar długów sama. I jeszcze ta sprawa z ciotką Wandą…
Wróciłyśmy do kuchni w milczeniu. Marek siedział już przy stole z butelką piwa w ręku.
— I co? — rzucił z przekąsem. — Wyjaśniła ci już wszystko?
Podałam mu list i testament bez słowa. Czytał długo, a jego twarz bielała coraz bardziej.
— To niemożliwe… — wyszeptał w końcu. — Całe życie żyłem w kłamstwie?
Mama patrzyła na niego ze łzami w oczach.
— Chciałam was chronić… Nie chciałam was obciążać…
Wybuchnął płaczem jak dziecko. Po raz pierwszy od lat zobaczyłam w nim nie wroga, a zagubionego chłopca.
Przez kolejne dni dom stał się polem bitwy o prawdę i wybaczenie. Marek oskarżał mamę o zdradę i oszustwo; ja próbowałam godzić wszystkich, choć sama czułam się zdradzona przez własną matkę.
Prawdziwy dramat rozegrał się jednak dopiero wtedy, gdy ciotka Wanda wróciła z Niemiec.
— To mój dom tak samo jak wasz! — oznajmiła stanowczo już pierwszego dnia po powrocie. — Mam prawo tu mieszkać!
Marek wpadł w szał:
— Po moim trupie! Przez tyle lat nas tu nie było!
Wanda spojrzała na niego chłodno:
— Twój ojciec tak zdecydował. Jeśli trzeba będzie iść do sądu — pójdę.
Mama była bliska załamania nerwowego; ja próbowałam mediować między wszystkimi stronami. Każda rozmowa kończyła się awanturą lub płaczem.
W końcu przyszedł dzień pogrzebu mamy. Stałam nad jej grobem ze ściśniętym gardłem i jednym pytaniem w głowie: czy naprawdę można wybaczyć rodzicom kłamstwa dla naszego dobra?
Po śmierci mamy musieliśmy sprzedać dom i podzielić się pieniędzmi z ciotką Wandą. Marek wyjechał do Anglii; ja zostałam sama z poczuciem pustki i żalu.
Dziś siedzę przy oknie wynajmowanego mieszkania i patrzę na świat zupełnie inaczej niż kiedyś. Czy warto było tyle ukrywać? Czy można odbudować rodzinę po zdradzie i tajemnicach?
A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć własnej matce takie sekrety? Czy lepiej znać całą prawdę od początku, nawet jeśli boli?