Zanim będzie za późno: Historia, która mogła wydarzyć się każdemu z nas
Wszystko zaczęło się w niedzielę, tuż po obiedzie. Siedzieliśmy przy stole – ja, mama, tata i mój młodszy brat Bartek. Było cicho, jakby każdy z nas czekał na coś nieuchronnego. Mama kroiła sernik, a ja patrzyłam na jej drżące ręce. Wtedy zadzwonił telefon. Tata spojrzał na wyświetlacz, wstał i wyszedł do przedpokoju. Po chwili wrócił blady jak ściana.
– Muszę wyjść – powiedział cicho. – Nie czekajcie na mnie z kolacją.
Mama nie zapytała o nic. Ja też nie. Bartek tylko spojrzał na mnie pytająco. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to ostatni raz widzę ojca w naszym domu.
Następnego dnia mama siedziała przy stole z pustym wzrokiem, a ja próbowałam ją zagadać.
– Mamo, co się dzieje? – spytałam.
– Twój ojciec… – zaczęła i urwała. – On już nie wróci.
Zamarłam. Bartek wbiegł do kuchni i usłyszał wszystko. Zaczął płakać. Ja też. Mama nie płakała – była jak kamień.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak w zawieszeniu. Tata nie odbierał telefonów, nie pisał. Mama chodziła do pracy, wracała późno i zamykała się w sypialni. Bartek przestał się odzywać, zamknął się w swoim pokoju i całymi dniami grał na komputerze. Ja próbowałam trzymać wszystko w ryzach – gotowałam obiady, sprzątałam, odrabiałam lekcje z Bartkiem. Ale w środku czułam tylko pustkę i gniew.
Pewnego wieczoru usłyszałam kłótnię przez ścianę. Mama rozmawiała przez telefon:
– Nie możesz tak po prostu odejść! Dzieci cię potrzebują! – krzyczała.
Potem cisza i jej cichy płacz.
W szkole zaczęły się plotki. Koleżanki patrzyły na mnie z litością.
– Słyszałam, że twój tata ma kogoś… – szepnęła mi Ola na przerwie.
– Zamknij się! – wybuchłam i uciekłam do łazienki.
W domu było coraz gorzej. Bartek przestał chodzić do szkoły. Mama dostała wezwanie do dyrektora. Wróciła wściekła.
– Nie mogę już! – krzyknęła do mnie. – Wszystko jest na mojej głowie! Ty też mi nie pomagasz!
– Przecież robię wszystko! – odpowiedziałam ze łzami w oczach.
– To nie wystarczy! – rzuciła i trzasnęła drzwiami.
Zostałam sama w kuchni. Poczułam się jak intruz we własnym domu.
Tydzień później zadzwonił tata. Odebrałam drżącą ręką.
– Cześć, Zosia…
– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam od razu.
– To skomplikowane…
– Nie dla mnie! Dla mnie to proste: zostawiłeś nas! – krzyknęłam i rozłączyłam się.
Przez kolejne dni nie jadłam, nie spałam. W końcu mama przyszła do mojego pokoju.
– Musimy porozmawiać – powiedziała cicho.
Usiadłyśmy na łóżku. Mama wyglądała na starszą o dziesięć lat.
– Przepraszam cię… Za wszystko. Za to, że nie umiem sobie poradzić. Za to, że krzyczę…
Objęłam ją mocno i obie płakałyśmy długo.
Bartek zaczął chodzić do psychologa szkolnego. Ja też poszłam na rozmowę. Powiedziałam wszystko: o gniewie, o żalu, o tym, że nienawidzę ojca i tęsknię za nim jednocześnie.
Minęły miesiące. Mama zaczęła powoli wracać do siebie. Znalazła nową pracę w bibliotece miejskiej i pierwszy raz od dawna widziałam u niej uśmiech. Bartek zaczął trenować piłkę nożną i poznał nowych kolegów.
A ja? Zaczęłam pisać pamiętnik. Każdego wieczoru spisywałam swoje myśli, żale i marzenia. To pomagało mi przetrwać najgorsze dni.
Pewnego dnia tata zadzwonił ponownie. Tym razem odebrałam spokojniej.
– Zosiu… Chciałem ci powiedzieć, że bardzo was kocham. Wiem, że zawiodłem…
Milczałam długo.
– Chciałabym ci wybaczyć – powiedziałam w końcu – ale jeszcze nie potrafię.
– Rozumiem… Ale będę czekał.
Po tej rozmowie poczułam ulgę. Wiedziałam już, że nie muszę być silna za wszystkich. Że mam prawo być słaba i zraniona.
Dziś minęły dwa lata od tamtego dnia. Nasza rodzina nigdy nie będzie taka sama jak kiedyś, ale nauczyliśmy się żyć na nowo. Mama ma nowego partnera – pana Andrzeja z biblioteki. Bartek śmieje się coraz częściej. Ja zdałam maturę i dostałam się na studia do Warszawy.
Czasem wracam myślami do tamtej niedzieli i zastanawiam się: co by było, gdyby tata został? Czy bylibyśmy szczęśliwsi? A może właśnie ta tragedia nauczyła nas odwagi i wytrwałości?
Czy można wybaczyć komuś, kto nas zranił najbardziej? Czy lepiej żyć z żalem czy spróbować zacząć od nowa? Może ktoś z was zna odpowiedź…