Synowa zamieniła dom w imprezę, a syn milczy! – Historia z polskiego bloku

Już od progu czułam ten duszący zapach perfum i papierosów. Drzwi do mieszkania otworzyły się z trzaskiem, a zza nich dobiegł mnie głośny śmiech. – O, teściowa! – krzyknęła Julia, moja synowa, ledwo trzymając w ręku kieliszek prosecco. – Wchodź, wchodź, tylko uważaj na butelki!

Zamarłam. To był środek tygodnia, godzina dziewiętnasta. Zawsze wracałam z pracy tą samą trasą przez osiedle na warszawskim Ursynowie. Ale dziś nie mogłam już dłużej udawać, że nie widzę, co się dzieje w moim własnym domu.

– Michał jest? – zapytałam cicho, próbując nie patrzeć na rozrzucone po korytarzu kurtki i buty.

Julia wzruszyła ramionami. – Zamknął się w pokoju. Mówił coś o pracy. Ale my mamy dzisiaj babskie spotkanie! – zaśmiała się i wróciła do salonu, gdzie jej koleżanki już śpiewały „Sto lat” komuś przez telefon.

Przeszłam przez mieszkanie jak przez pole bitwy. W kuchni zlew pełen brudnych naczyń, na stole chipsy, puste puszki po piwie i resztki pizzy. W salonie muzyka dudniła tak głośno, że aż szyby drżały. A przecież jeszcze dwa lata temu to był spokojny dom: ja, mój mąż Andrzej i nasz syn Michał.

Michał poznał Julię na studiach. Była wtedy cicha, trochę nieśmiała, zawsze z książką pod pachą. Kiedy powiedział mi, że się zaręczają, byłam szczęśliwa. – To dobra dziewczyna – mówiłam sąsiadkom. – Z porządnej rodziny z Piaseczna.

Ale odkąd Julia zaczęła pracować zdalnie i coraz częściej zapraszała koleżanki do naszego mieszkania, wszystko się zmieniło. Najpierw były to niewinne spotkania przy kawie. Potem wieczory z winem. Aż w końcu imprezy do rana stały się normą.

Pewnego wieczoru nie wytrzymałam. Zapukałam do drzwi pokoju Michała.

– Synku…

Otworzył mi z podkrążonymi oczami. Na biurku stos papierów, laptop rozgrzany do czerwoności.

– Mamo, proszę cię… Nie teraz.

– Michał, musimy porozmawiać. To nie jest normalne! Przecież ty nie śpisz po nocach!

Westchnął ciężko.

– Wiem… Ale co mam zrobić? Julia mówi, że to jej dom tak samo jak mój. Że ma prawo zapraszać kogo chce.

– A ty? Ty nie masz prawa do spokoju?

Wzruszył ramionami i odwrócił wzrok.

Nazajutrz zadzwoniłam do mojej siostry Ewy.

– Anka, musisz coś zrobić! – usłyszałam w słuchawce. – Przecież Michał się wykończy! Może pogadaj z Julią?

Spróbowałam. Następnego dnia złapałam Julię w kuchni.

– Julia… Możemy porozmawiać?

Spojrzała na mnie z irytacją.

– Jeśli chodzi o imprezy, to nie zamierzam przepraszać. Mam prawo do życia! Przez dwa lata siedziałam cicho jak mysz pod miotłą, gotowałam obiady dla wszystkich i nikt nawet nie powiedział „dziękuję”. Teraz chcę trochę zabawy!

– Ale Michał cierpi…

– Niech sam mi to powie! – rzuciła i wyszła trzaskając drzwiami.

Wieczorem usiadłam z mężem przy stole.

– Andrzej, ja już nie mam siły. Nasz dom zamienił się w melinę! Michał milczy, Julia robi co chce…

Mąż tylko pokręcił głową.

– To ich życie. Nie możemy się wtrącać.

Ale ja nie potrafiłam patrzeć obojętnie na cierpienie własnego dziecka.

Kilka dni później Michał wrócił z pracy jeszcze bardziej przygnębiony niż zwykle.

– Mamo… Mogę u was przenocować?

Serce mi pękło.

– Oczywiście! Zawsze możesz!

Siedzieliśmy razem w kuchni do późna. Michał opowiadał o tym, jak Julia coraz częściej znika na całe noce z koleżankami, jak przestała gotować obiady i sprzątać po sobie. Jakby nagle przestało jej zależeć na wszystkim.

– Próbowałeś z nią rozmawiać?

– Tak… Ale ona mówi tylko: „Mam dość bycia kurą domową!”

Następnego dnia zadzwoniła do mnie matka Julii.

– Pani Anno, proszę się nie wtrącać w ich sprawy małżeńskie. Julia jest dorosła i sama wie najlepiej, czego chce od życia.

Poczułam się upokorzona i bezradna.

W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanki widziały, że coś jest nie tak.

– Anka, ty zawsze byłaś taka silna…

Ale ja już nie byłam silna. Każdego dnia bałam się wracać do domu. Bałam się kolejnej awantury, kolejnych łez Michała.

W końcu przyszedł ten dzień, kiedy wszystko pękło.

Była sobota wieczór. Julia urządziła kolejną imprezę. Tym razem przyszli też jej koledzy z pracy – głośni, pijani, obcy ludzie w moim własnym domu.

Wybiegłam z pokoju Michała prosto do salonu.

– Dość tego! To jest mój dom i nie pozwolę na takie zachowanie!

Julia spojrzała na mnie z pogardą.

– To już nie jest tylko pani dom! Ja tu też mieszkam!

Wybuchła awantura na cały blok. Sąsiedzi zaczęli pukać w ściany. Mój mąż próbował mnie uspokoić, ale byłam jak w amoku.

W końcu Julia spakowała swoje rzeczy i wyszła trzaskając drzwiami.

Michał siedział na łóżku skulony jak dziecko.

– Mamo… Co ja teraz zrobię?

Objęłam go mocno.

– Przetrwamy to razem…

Dziś minęły trzy miesiące od tamtej nocy. Julia wróciła do rodziców i nie odzywa się do nas wcale. Michał powoli dochodzi do siebie, ale wiem, że serce mu pęka za każdym razem, gdy widzi jej zdjęcia na Instagramie – szczęśliwą, uśmiechniętą na kolejnej imprezie.

Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była wcześniej reagować? A może powinnam była pozwolić im samym rozwiązać swoje problemy?

Czy naprawdę można uratować rodzinę, jeśli każdy boi się powiedzieć prawdę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?