Przebudzenie serca: Historia Magdaleny z podwarszawskiego Milanówka
Wszystko zaczęło się od telefonu o świcie. Dzwonek rozdarł ciszę mojego domu w Milanówku, zanim jeszcze słońce zdążyło przebić się przez firanki. – Pani Magdaleno, tu komenda policji w Grodzisku. Proszę natychmiast przyjechać. Chodzi o pani męża – usłyszałam głos, który od razu wywołał we mnie lodowaty strach. Wybiegłam z domu w kapciach, zostawiając śpiącą córkę i nieprzytomnie zamykając drzwi.
W komisariacie czekała na mnie policjantka o zmęczonych oczach. – Pani mąż, Paweł Nowicki, zginął dziś w nocy w wypadku samochodowym. Bardzo mi przykro. – Jej słowa rozbijały się o moją głowę jak grad. Ale to nie był koniec ciosów. – Był z nim ktoś jeszcze… kobieta. Nie przeżyła. – Zamarłam. – Kim była ta kobieta? – zapytałam głosem, który nie należał do mnie. Policjantka spojrzała na mnie z litością. – Pani mąż wynajmował jej mieszkanie w Pruszkowie. Mamy powody sądzić, że byli parą.
Wróciłam do domu jak cień. Moja szesnastoletnia córka, Lena, siedziała przy stole i jadła płatki, nieświadoma tragedii. – Mamo, co się stało? Wyglądasz jak duch – zapytała, ale nie byłam w stanie odpowiedzieć. Usiadłam naprzeciw niej i rozpłakałam się tak, jak nigdy dotąd.
Przez kolejne dni dom był pełen ludzi: rodzina Pawła, moi rodzice z Białegostoku, sąsiedzi, którzy przynosili ciasta i szeptali za moimi plecami. Wszyscy wiedzieli o kochance Pawła – tylko ja byłam ślepa. Moja teściowa patrzyła na mnie z chłodną wyższością: – Zawsze byłaś za miękka, Magdaleno. Paweł potrzebował kobiety z charakterem.
Zaczęły się telefony od prawników i notariuszy. Paweł zostawił mi wszystko: dom, mieszkanie w Warszawie, firmę transportową i oszczędności na koncie córki. Ale co mi po tym? Każdy kąt przypominał mi o kłamstwie, które żywiłam przez lata.
Lena zamknęła się w swoim pokoju. Przestała ze mną rozmawiać, a kiedy próbowałam ją przytulić, odpychała mnie ze złością. – To twoja wina! Gdybyś była inna, tata by cię nie zdradził! – krzyczała pewnego wieczoru, rzucając we mnie kubkiem po kakao. – Nie chcę tu być! Chcę do babci!
Moja matka próbowała mnie pocieszać: – Madziu, musisz być silna dla Leny. Ale ja nie miałam już siły nawet oddychać.
Pewnej nocy obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Wbiegłam do kuchni i zobaczyłam Lenę płaczącą na podłodze wśród rozbitych talerzy. – Nienawidzę tego domu! Nienawidzę ciebie! – wrzeszczała. Uklękłam obok niej i objęłam ją mimo jej oporu. – Przepraszam… Przepraszam za wszystko…
Przez kolejne tygodnie żyłyśmy obok siebie jak dwie obce kobiety pod jednym dachem. Ja próbowałam ogarnąć sprawy firmy Pawła, choć jego wspólnik, pan Marek, patrzył na mnie z pogardą: – Pani Magdaleno, to nie jest miejsce dla kobiety bez doświadczenia. Lepiej sprzedać udziały.
Ale ja nie chciałam sprzedawać ostatniego kawałka życia Pawła. Zaczęłam codziennie jeździć do biura w Warszawie, uczyć się wszystkiego od podstaw: faktur, rozmów z kierowcami, negocjacji z klientami. Wieczorami wracałam do pustego domu i słuchałam ciszy przerywanej tylko płaczem Leny.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie siostra Pawła, Kinga: – Madzia, musimy porozmawiać o spadku. Uważam, że mieszkanie w Warszawie powinno przypaść moim dzieciom. Ty masz dom i firmę…
– Kinga, Paweł wszystko zapisał mi i Lenie. To była jego decyzja.
– Bo go zmanipulowałaś! Zawsze byłaś chytra! – usłyszałam przez telefon trzask słuchawki.
Rodzinne konflikty narastały jak burza nad Mazowszem. Teściowa przestała odbierać moje telefony, a kuzynostwo Pawła zaczęło rozpuszczać plotki po Milanówku: że Magdalena wykończyła męża nerwami, że teraz dorobi się na jego śmierci.
W tym wszystkim Lena coraz bardziej wymykała mi się spod kontroli. Zaczęła uciekać na wagary, wracać późno do domu, a raz nawet znalazłam w jej pokoju butelkę wódki i paczkę papierosów.
– Lena! Co to ma znaczyć?!
– Mam to gdzieś! Ty też miałaś gdzieś tatę!
– To nieprawda! Kochałam go!
– To dlaczego miał inną?!
Nie umiałam jej odpowiedzieć.
Któregoś dnia przyszła do mnie sąsiadka, pani Irena: – Madziu, musisz coś zrobić z Leną. Widziałam ją na przystanku z jakimiś chłopakami…
Zrozumiałam wtedy, że jeśli nie zacznę walczyć o siebie i córkę, stracę wszystko.
Zaczęłam chodzić na terapię do psycholożki w Grodzisku. Na pierwszym spotkaniu rozpłakałam się już przy powitaniu:
– Nie wiem już kim jestem…
– Jest pani kobietą po wielkiej stracie i zdradzie. Ale to nie znaczy, że nie może pani zacząć od nowa – powiedziała cicho terapeutka.
Powoli zaczęłam odzyskiwać grunt pod nogami. Zatrudniłam nową księgową do firmy i zaczęłam rozmawiać z kierowcami jak równy z równym. Jeden z nich, pan Jarek, powiedział mi kiedyś:
– Pani Magdo, szefowa to twarda babka! Paweł by się zdziwił!
Zaczęłam też gotować obiady dla Leny i zostawiać jej karteczki: „Kocham cię”, „Jestem tu”. Przez długi czas nie odpowiadała niczym innym niż trzaskaniem drzwiami.
Aż pewnego wieczoru przyszła do kuchni i usiadła naprzeciwko mnie:
– Mamo… Przepraszam za wszystko… Ja po prostu tak bardzo tęsknię za tatą…
Objęłyśmy się i płakałyśmy razem długo.
Dziś minęły dwa lata od śmierci Pawła. Firma działa lepiej niż kiedykolwiek – sama podpisuję umowy i negocjuję stawki z kontrahentami z całej Polski. Lena zdała maturę i dostała się na psychologię na UW.
Czasem jeszcze boli mnie serce na myśl o zdradzie Pawła i o tym wszystkim, co przeszłyśmy z Leną. Ale wiem już jedno: nawet jeśli świat wali się na głowę, można znaleźć w sobie siłę do odbudowania życia od nowa.
Patrzę przez okno na ogród pełen kwiatów i pytam siebie (i was): czy można naprawdę wybaczyć komuś taką zdradę? Czy lepiej nauczyć się żyć mimo niej? Co wy byście zrobili na moim miejscu?