„Pozwól babci odejść?” – historia, która rozdziera serce
– Mamo, a może pozwól babci odejść i zgubić się? Wszystkim będzie lepiej – powiedziała Julia, patrząc mi prosto w oczy z tą swoją prowokacyjną miną. Zamarłam z kubkiem kawy w ręku. W kuchni pachniało jeszcze wczorajszą jajecznicą, a za oknem szarzał warszawski poranek.
– Julia, nie zaczynaj… – westchnęłam, czując jak narasta we mnie zmęczenie.
– Przecież sama mówiłaś, że masz jej dość! – podniosła głos. – Że przez nią nie masz życia, że nie możesz wyjść nawet na godzinę. Może lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby… – urwała, ale jej spojrzenie mówiło wszystko.
– Przestań! To twoja babcia! – syknęłam, ale głos mi zadrżał. – Nie masz prawa tak mówić.
Julia wzruszyła ramionami i odwróciła się do okna. Miała piętnaście lat, a ja czułam się przy niej jak staruszka. Ostatnio coraz częściej łapałam się na tym, że nie poznaję własnej córki. Gdzie podziała się ta dziewczynka, która jeszcze niedawno tuliła się do mnie po nocnych koszmarach?
W pokoju obok cicho popiskiwał telewizor. Babcia Leokadia znów zapomniała, jak się go wyłącza. Od miesięcy żyliśmy w tym samym rytmie: ja – praca zdalna i opieka nad mamą, Julia – szkoła online i wieczne pretensje, babcia – coraz głębiej zanurzona w świecie zapomnienia.
– Mamo, ile jeszcze? – Julia wróciła do kuchni. – Ja też mam życie! Chcę wyjść z Olą do kina, a ty każesz mi pilnować babci jak psa na łańcuchu!
– Nie przesadzaj – próbowałam zachować spokój. – To tylko kilka godzin. Muszę skończyć raport dla szefa.
– Zawsze musisz! A ja? Ja się nie liczę? – jej głos drżał od tłumionego płaczu.
Wtedy z pokoju dobiegł nas głos babci:
– Krysiu? Krysiu, gdzie jesteś? Zgubiłam się… – Leokadia błądziła po mieszkaniu w rozpiętym szlafroku.
Julia przewróciła oczami:
– No widzisz? Znowu to samo. Może naprawdę lepiej byłoby ją oddać do domu opieki?
Zamknęłam oczy. Ile razy już o tym myślałam? Ile razy przeglądałam oferty domów spokojnej starości w okolicach Warszawy? Ale potem widziałam przerażenie w oczach mamy, gdy tylko wspominałam o wyjeździe na kilka dni do sanatorium.
– Nie rozumiesz… Ona zawsze była silna. Sama wychowała mnie po śmierci ojca. Pracowała na dwa etaty, żebym mogła studiować. Teraz ja nie mogę jej zostawić.
Julia parsknęła:
– A ona ciebie zostawiła, gdy tata odszedł! Pamiętasz? Powiedziała ci wtedy: „Sama sobie jesteś winna”.
Zabolało. Bardziej niż chciałam przyznać.
– To nie jest takie proste… – szepnęłam.
– Właśnie że jest! Wszyscy tak robią! Ola mówi, że jej babcia jest w super domu opieki pod Piasecznem i mają tam nawet basen!
– Julia! To nie jest hotel! – krzyknęłam i natychmiast pożałowałam tonu.
Babcia weszła do kuchni, patrząc na nas nieobecnym wzrokiem.
– Krysiu, gdzie jest mój mąż? Muszę zrobić mu śniadanie… – mruczała pod nosem.
Julia spojrzała na mnie z triumfem:
– No i co? Nawet nie wie, kim jesteśmy!
Podbiegłam do mamy i delikatnie objęłam ją ramieniem.
– Tato już dawno nie żyje, mamo. Chodź, usiądziesz sobie.
Leokadia pozwoliła się poprowadzić do stołu. Julia stała w progu z założonymi rękami.
– Nie chcę tak żyć! – wybuchła nagle. – Nienawidzę tego domu! Nienawidzę tej choroby! I nienawidzę cię za to, że każesz mi wybierać między własnym życiem a twoim poczuciem winy!
Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę ją uderzyć – pierwszy raz w życiu. Ale tylko opadłam na krzesło i ukryłam twarz w dłoniach.
Babcia zaczęła płakać cicho jak dziecko.
– Gdzie jest mój dom? Gdzie są moje dzieci?
Julia wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami.
Zostałyśmy same. Ja i mama. Dwie kobiety uwięzione w czasie: ona – w przeszłości, ja – w teraźniejszości bez przyszłości.
Po godzinie Julia wróciła. Miała zaczerwienione oczy i trzęsły jej się ręce.
– Przepraszam… – wyszeptała. – Po prostu… nie daję już rady.
Przytuliłam ją mocno.
– Ja też nie… Ale musimy być razem. Inaczej zginiemy wszystkie.
Wieczorem zadzwonił mój brat Paweł z Gdańska. Jak zwykle miał tysiąc wymówek: praca, dzieci, kredyt na mieszkanie.
– Kryśka, ja naprawdę nie mogę teraz przyjechać… Może za miesiąc? Może wtedy pogadamy o tej opiece?
Zacisnęłam zęby:
– Jasne, Pawełku. Może wtedy mama już nie będzie pamiętać nawet swojego imienia.
Rozłączył się szybko.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam przez ścianę szuranie kapci mamy i cichy płacz Julii w swoim pokoju. Czułam się jak więzień własnego sumienia.
Rano Julia pomogła mi umyć babcię. Byłyśmy milczące, skupione na prostych czynnościach: mycie zębów, czesanie włosów, zmiana piżamy. Mama patrzyła na nas z wdzięcznością pomieszaną ze strachem.
Po południu przyszła sąsiadka pani Teresa z bloku obok.
– Krysiu, ty tak nie możesz dłużej! Sama się wykończysz! Daj ją do domu opieki! Albo chociaż weź opiekunkę!
Popatrzyłam na nią bezradnie:
– Za co? Ledwo starcza nam na rachunki…
Pani Teresa pokiwała głową:
– Wiem… Ale pomyśl o Julii. Ona też ma prawo do życia.
Wieczorem usiadłyśmy z Julią przy stole. Babcia spała już w swoim pokoju.
– Mamo… Może jednak spróbujemy znaleźć jakąś pomoc? Może chociaż raz w tygodniu ktoś by przyszedł?
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.
– Spróbuję zadzwonić jutro do MOPS-u… Może mają jakieś wsparcie dla takich rodzin jak nasza…
Julia uśmiechnęła się blado:
– Przepraszam za wszystko co powiedziałam rano…
Pogłaskałam ją po włosach:
– Ja też przepraszam… Za to, że czasem jestem tylko zmęczoną matką i zapominam być twoją przyjaciółką.
W nocy długo patrzyłam w sufit. Myślałam o tym, jak łatwo oceniamy innych za ich decyzje: oddać czy nie oddać bliskiego do domu opieki? Poświęcić siebie czy próbować ratować resztki normalności?
Czasem wydaje mi się, że ta choroba zabrała nam wszystkim życie. Ale czy to znaczy, że mamy prawo się poddać?
Czy miłość naprawdę polega tylko na poświęceniu? Czy można kochać i jednocześnie chcieć uciec?
A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu?