Ostatni dzień w domu, który już nie był mój – historia o rozstaniu, rodzinie i odwadze

– Michał, to już dziś – powiedziałam cicho, stojąc w progu salonu, gdzie mój były mąż siedział na kanapie z kubkiem zimnej kawy. Był ranek, ale w powietrzu wisiała atmosfera końca. Ostatni dzień, kiedy miał prawo być w moim mieszkaniu. Miesiąc temu sąd orzekł rozwód, a ja odliczałam dni do tej chwili, choć nie wiedziałam, czy przyniesie ulgę czy jeszcze większy ból.

Michał spojrzał na mnie z wyrzutem, jakby to ja byłam winna całemu światu. – Naprawdę musisz mnie wyrzucać? – zapytał z goryczą.

– To nie jest wyrzucanie. Ustaliliśmy, że masz miesiąc na znalezienie czegoś dla siebie. Ja… ja też muszę zacząć żyć na nowo – odpowiedziałam, choć głos mi drżał.

Wiedziałam, że sąsiadka z naprzeciwka podsłuchuje przez drzwi. Od tygodnia rozpowiadała po klatce schodowej, że „u Kowalskich znowu awantura”. Moja matka dzwoniła codziennie, pytając, czy już się go pozbyłam. Brat przysłał SMS-a: „Nie bądź miękka, on zawsze cię wykorzystywał”. Ale nikt nie widział tych nocy, kiedy Michał płakał w łazience, a ja udawałam, że śpię.

– A co z rzeczami? – Michał próbował przeciągnąć rozmowę. – Nie mam gdzie tego zabrać…

– Możesz zostawić u mnie w piwnicy na dwa tygodnie. Ale musisz się wyprowadzić dzisiaj. Tak się umawialiśmy – powtórzyłam stanowczo.

Wtedy zadzwoniła moja matka. Odrzuciłam połączenie. Michał spojrzał na mnie z pogardą.

– Oczywiście, mamusia dzwoni. Zawsze słuchasz jej bardziej niż mnie.

– Przestań! – wybuchłam. – To nie ona kazała ci zdradzić mnie z koleżanką z pracy!

Zapadła cisza. Michał spuścił głowę.

– Przepraszam…

Nie chciałam słuchać tych przeprosin. Słyszałam je już setki razy przez ostatni rok. Po raz pierwszy poczułam się naprawdę zmęczona.

Wyszłam na balkon, żeby zaczerpnąć powietrza. Z dołu dobiegły mnie głosy dzieci sąsiadów i szczekanie psa. Przez chwilę zapragnęłam być kimś innym, gdzie indziej – może w kawiarni w centrum Warszawy, gdzie nikt mnie nie zna i nie ocenia.

Nagle usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Michał wyszedł na klatkę schodową i zaczął rozmawiać przez telefon:

– Tomek? Słuchaj, możesz mnie przenocować? Nie? No tak… Rozumiem…

Zacisnęłam pięści. Wiedziałam, że nie ma dokąd pójść. Jego rodzice mieszkali pod Radomiem i od rozwodu nie chcieli go widzieć. Przyjaciele się od niego odwrócili po tym, jak wyszło na jaw, że zdradzał mnie przez pół roku.

Wrócił do mieszkania i usiadł przy stole. – Może mogę zostać jeszcze kilka dni? Przysięgam, będę ci pomagał…

– Michał, nie mogę. Muszę zacząć żyć bez ciebie. Każdy dzień z tobą tutaj to dla mnie tortura.

Wtedy zadzwoniła moja siostra Agata. Odbieram:

– Iza! On jeszcze tam jest? – jej głos był pełen napięcia.
– Tak…
– Nie daj się szantażować! Pamiętasz, jak płakałaś u mnie na kanapie? Ile razy cię upokorzył? Ile razy musiałaś tłumaczyć się przed rodziną?
– Wiem… Ale on naprawdę nie ma dokąd pójść.
– To dorosły facet! Nie twoja sprawa! Ty zawsze wszystkich ratujesz, a kto ratuje ciebie?

Rozłączyłam się bez słowa. Michał patrzył na mnie błagalnie.

– Iza…

– Nie rób tego – powiedziałam cicho. – Nie proś mnie o litość.

Wtedy zadzwonił domofon. To była pani Zofia z dołu:

– Pani Izabelo! Przepraszam, że przeszkadzam… Ale czy wszystko w porządku? Słychać było podniesione głosy…

Zacisnęłam zęby i odpowiedziałam przez domofon:

– Wszystko dobrze, dziękuję pani Zofio.

Michał zaczął pakować swoje rzeczy do walizki. Widziałam jego drżące ręce i łzy w oczach. Przez chwilę zrobiło mi się go żal – przecież kiedyś go kochałam. Ale potem przypomniałam sobie wszystkie te wieczory, kiedy wracał późno i kłamał mi prosto w oczy.

Nagle zadzwoniła moja matka po raz kolejny. Tym razem odebrałam:

– Izabela! On jeszcze tam jest?!
– Tak, ale już się pakuje.
– Dobrze robisz! Nie pozwól mu wejść ci na głowę! Pamiętaj, co mówiła babcia: „Jak dasz palec, to wezmą całą rękę”!
– Mamo…
– Co mamo?! Ty zawsze taka miękka! A potem płaczesz!

Rozłączyłam się i usiadłam na podłodze w kuchni. Poczułam się jak dziecko – bezradna wobec dorosłego życia.

Michał wszedł do kuchni z walizką.

– Iza…
– Co?
– Przepraszam za wszystko. Naprawdę myślałem, że jakoś to naprawimy.
– Ja już nie chcę naprawiać. Chcę być wolna.

Wtedy zadzwoniła moja córka Lena z pierwszego małżeństwa:

– Mamo? Tata Michał już się wyprowadza?
– Tak, kochanie.
– To dobrze… Bo bałam się wracać do domu.

Zamarłam. Moje dziecko bało się wracać do własnego domu przez dorosłe konflikty.

Michał spojrzał na mnie smutno:

– Lena mnie nienawidzi?
– Nie wiem… Ale chyba lepiej będzie dla wszystkich, jeśli dasz nam spokój.

Wyszedł bez słowa. Usłyszałam trzask drzwi i poczułam ulgę pomieszaną ze strachem. Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać – cicho, żeby nikt nie słyszał.

Wieczorem przyszła Agata z butelką wina.

– I jak się czujesz?
– Jakbym miała sto lat…
– Ale jesteś wolna!
– Wolność boli bardziej niż myślałam.

Siedziałyśmy razem do późna w nocy. Opowiadała mi o swoim rozwodzie sprzed lat i o tym, jak długo dochodziła do siebie.

Następnego dnia rano obudziłam się sama w pustym mieszkaniu. Przez chwilę było mi dziwnie cicho – brakowało nawet tych kłótni i trzaskania drzwiami.

Poszłam do pracy jak zwykle – jestem nauczycielką polskiego w liceum na Pradze. Uczniowie patrzyli na mnie uważnie; chyba widzieli po mojej twarzy ślady nieprzespanej nocy.

Po lekcjach koleżanka z pokoju nauczycielskiego zapytała:

– Iza… wszystko dobrze?
– Tak… Po prostu ciężki czas.
– Jeśli chcesz pogadać…

Uśmiechnęłam się blado i wróciłam do domu. W windzie spotkałam panią Zofię:

– Pani Izabelo… Jeśli będzie pani potrzebowała pomocy z czymkolwiek… Proszę dać znać.
– Dziękuję pani Zofio…

Wieczorem zadzwoniła Lena:

– Mamo? Możemy obejrzeć razem film?
– Oczywiście, kochanie.

Usiadłyśmy razem pod kocem i po raz pierwszy od dawna poczułam spokój.

Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była być twardsza wcześniej? A może każdy musi przejść przez swoje piekło samotności, żeby nauczyć się żyć dla siebie?

A wy? Czy kiedykolwiek musieliście wybierać między własnym spokojem a cudzym żalem?