Noc, która rozdarła przyjaźń – jak jeden wieczór zmienił wszystko
Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi – tego dźwięku, który rozciął spokojny wieczór jak nóż. Siedzieliśmy właśnie przy stole, śmiejąc się z żartów Pawła, gdy nagle usłyszałam głośne pukanie. Spojrzałam na zegarek – była 20:17. W moim mieszkaniu na warszawskim Mokotowie panował półmrok, światła świec rozlewały ciepło na twarze moich najbliższych. Byłam szczęśliwa. Przez chwilę.
– Kto to może być? – zapytała cicho Basia, poprawiając okulary na nosie.
– Może sąsiadka z dołu? Znowu jej przeszkadza muzyka – mruknął ironicznie mój brat Michał.
Wstałam i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je z uśmiechem, który zamarł mi na twarzy, gdy zobaczyłam wysokiego, nieznajomego mężczyznę w sportowej kurtce. Za nim stała moja przyjaciółka z dzieciństwa, Aneta, z miną winnego dziecka.
– Dobry wieczór, jestem Igor – powiedział mężczyzna, nie patrząc mi w oczy. – Aneta mówiła, że mogę wpaść. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Aneta już go wprowadzała do środka.
– Przepraszam, Martyna… To kolega z pracy. Miał ciężki dzień, nie chciałam go zostawiać samego…
Zatkało mnie. Przez głowę przetoczyła się fala irytacji i rozczarowania. Przecież prosiłam wszystkich o kameralny wieczór – tylko najbliżsi, żadnych niespodzianek. To miał być mój wieczór – świętowałam awans na stanowisko kierowniczki działu w wydawnictwie. Chciałam poczuć się ważna, doceniona przez tych, którzy znają mnie najlepiej.
Wróciłam do stołu z wymuszonym uśmiechem. Michał spojrzał na mnie pytająco, Basia ścisnęła moją dłoń pod stołem. Paweł tylko wzruszył ramionami i nalał sobie więcej wina.
Igor od razu zaczął dominować rozmowę. Opowiadał o sobie, o swojej pracy w korporacji, o tym, jak to „w Polsce nie da się żyć bez znajomości” i jak bardzo gardzi „warszawką” – choć sam był jej częścią. Wtrącał się w każdą rozmowę, przerywał Basi, śmiał się głośno ze swoich żartów.
– No i co ty na to, Martyna? – rzucił nagle Igor po jednym ze swoich monologów o polityce.
– Szczerze? – odpowiedziałam chłodno. – Wolałabym posłuchać jeszcze Basi. Miała ciekawą historię.
Zapadła cisza. Aneta spuściła wzrok. Michał chrząknął nerwowo.
Próbowałam ratować wieczór – podawałam kolejne dania, zmieniałam temat na lżejszy. Ale Igor nie dawał za wygraną. W końcu zaczął opowiadać sprośne dowcipy, które sprawiły, że Basia poczerwieniała ze wstydu.
– Igor! – syknęłam w końcu. – To nie jest miejsce na takie żarty.
– Oj tam, nie bądź taka spięta! – zaśmiał się i klepnął mnie po ramieniu tak mocno, że aż zabolało.
Wstałam gwałtownie od stołu.
– Chyba wystarczy tej gościnności na dziś – powiedziałam lodowatym tonem.
Aneta zerwała się na równe nogi.
– Martyna… Proszę cię…
– Nie prosiłam cię o tłumaczenia. Prosiłam tylko o szacunek do moich granic i mojego domu – odpowiedziałam drżącym głosem.
Igor spojrzał na mnie z pogardą.
– No to chyba czas się zbierać – rzucił i wyszedł bez słowa pożegnania.
Aneta stała przez chwilę w przedpokoju, jakby nie wiedziała co zrobić ze sobą i swoim wstydem.
– Przepraszam… Nie chciałam…
– Ale zrobiłaś – przerwałam jej ostro. – Zawsze robisz to samo. Myślisz tylko o tym, żeby komuś pomóc czy zrobić dobrze wszystkim wokół… A ja? Czy ja się liczę?
Z jej oczu popłynęły łzy.
– Martyna… Ja naprawdę…
– Idź już – powiedziałam cicho. – Muszę ochłonąć.
Zamknęłam za nią drzwi i oparłam się o nie plecami. W salonie panowała cisza. Basia podeszła do mnie i objęła mnie bez słowa. Michał spojrzał na mnie z troską.
– Dobrze zrobiłaś – powiedział cicho. – Ktoś musiał postawić granicę.
Ale ja czułam tylko pustkę i ból. Bo wiedziałam, że tej nocy coś się skończyło. Moja przyjaźń z Anetą była jak stary dom – pełen wspomnień, ale coraz bardziej popękany przez jej decyzje i moje rozczarowania.
Wieczór już nigdy nie wrócił na swoje tory. Paweł szybko się pożegnał, Basia została jeszcze chwilę ze mną w kuchni.
– Martyna… Czasem trzeba wybrać siebie – szepnęła delikatnie. – Nawet jeśli boli.
Kiedy zostałam sama, długo siedziałam przy stole wśród niedojedzonych potraw i pustych kieliszków. Próbowałam sobie przypomnieć momenty, kiedy Aneta była dla mnie wsparciem – a potem te wszystkie razy, gdy przekraczała moje granice dla „dobra innych”. Czy to ja byłam zbyt surowa? Czy ona naprawdę nie rozumiała, jak bardzo mnie rani?
Następnego dnia dostałam od niej wiadomość: „Przepraszam za Igora i za siebie. Nie chciałam ci zepsuć wieczoru… Proszę odezwij się”.
Nie odpisałam od razu. Potrzebowałam czasu na przemyślenie wszystkiego. Wiedziałam jedno: nie chcę już więcej pozwalać innym decydować o tym, co dzieje się w moim domu i życiu.
Minęły tygodnie zanim znów porozmawiałyśmy z Anetą. Było inaczej – ostrożniej, mniej beztrosko. Coś pękło na zawsze.
Dziś wiem jedno: czasem jedna noc wystarczy, by zobaczyć prawdę o ludziach i o sobie samym. Czy warto wybaczać każdą zdradę zaufania? A może są granice, których przekroczyć nie wolno nawet najbliższym?