Nieidealny ojciec: Historia o tym, jak można przetrwać wszystko, jeśli się kocha

Drzwi trzasnęły z hukiem tak głośnym, że aż podskoczyłam na wersalce. Była środa, godzina 22:17 – pamiętam to dokładnie, bo od lat nie spałam spokojnie przed północą. Ojciec wrócił do domu pijany, jak zwykle. Mama siedziała w kuchni przy zimnej herbacie, a ja – trzynastoletnia wtedy – udawałam, że czytam lekturę. W rzeczywistości liczyłam sekundy do kolejnej awantury.

– Znowu się zaczyna – szepnęła mama, ściskając kubek tak mocno, że aż pobielały jej knykcie.

Ojciec wszedł do kuchni. W powietrzu unosił się zapach taniego spirytusu i papierosów. Spojrzał na mnie spode łba.

– Co się gapisz, Anka? – warknął. – Zamiast siedzieć z nosem w książkach, mogłabyś chociaż raz pomóc matce!

Mama od razu stanęła w mojej obronie:

– Daj jej spokój, Roman. Dziecko się uczy.

– Uczy się? – prychnął. – A co jej po tym? I tak skończy jak ty, sprzątając cudze mieszkania!

Wiedziałam już wtedy, że nie ma sensu odpowiadać. Każde słowo mogło być iskrą. Ojciec był jak beczka prochu – nigdy nie wiedziałam, kiedy wybuchnie.

Tak wyglądało moje dzieciństwo w bloku na osiedlu Słonecznym w Radomiu. Ojciec – Roman Zieliński – był kiedyś szanowanym mechanikiem samochodowym. Po wypadku w pracy dostał rentę i zaczął pić. Mama – Teresa – sprzątała u bogatych ludzi na Borkach. Ja i mój młodszy brat Kuba byliśmy świadkami wszystkiego: krzyków, trzaskania drzwiami, tłuczonych talerzy.

Najgorsze były niedziele. Wtedy ojciec pił od rana. Często przychodzili jego koledzy – pan Wiesiek i pan Jarek. Siedzieli przy stole, grali w karty i wyzywali się nawzajem.

– Anka! Przynieś ogórki! – krzyczał ojciec.

Biegłam do lodówki, bo wiedziałam, że jeśli nie posłucham od razu, będzie gorzej. Mama patrzyła na mnie z żalem i bezradnością.

Pewnego dnia usłyszałam przez ścianę rozmowę rodziców:

– Teresa, ja już nie dam rady… On mnie zabije albo siebie…
– szeptała mama przez łzy.

– Nie zostawię cię z tym wszystkim! – odpowiedziała jej przyjaciółka przez telefon. – Przyjedź do mnie do Warszawy. Znajdziesz pracę, dzieci pójdą do szkoły…

Ale mama nigdy nie miała odwagi odejść.

Kiedy miałam piętnaście lat, ojciec po raz pierwszy podniósł na mnie rękę. To był zwykły wieczór – wróciłam później z korepetycji z matematyki. Ojciec czekał w przedpokoju.

– Gdzie byłaś?! Z kim się szlajasz?!

– Byłam u pani Doroty…

Nie dokończyłam. Uderzył mnie otwartą dłonią w policzek tak mocno, że aż upadłam na podłogę.

Mama wybiegła z kuchni:

– Roman! Co ty robisz?! To twoja córka!

Ojciec tylko splunął pod nogi i wyszedł z domu.

Tego wieczoru po raz pierwszy pomyślałam o ucieczce. Ale miałam młodszego brata. Kuba miał wtedy dziesięć lat i jąkał się ze strachu przed ojcem. Nie mogłam go zostawić.

Z czasem nauczyłam się żyć w ciągłym napięciu. W szkole udawałam wesołą dziewczynę. Nauczycielki chwaliły mnie za dobre oceny, koleżanki zazdrościły mi długich włosów i szczupłej sylwetki. Nikt nie wiedział, że każdej nocy zasypiam z lękiem.

W liceum poznałam Pawła. Był spokojny, czuły, inny niż wszyscy chłopcy z naszej klasy. Zakochałam się po uszy. Po maturze zamieszkaliśmy razem w wynajętej kawalerce na Plantach.

Ojciec dowiedział się o tym przypadkiem.

– Ty dziwko! – wrzeszczał przez telefon. – Wstydu mi narobiłaś! Jak możesz tak matce robić?!

Mama próbowała go uspokoić:

– Roman, daj jej żyć! To już dorosła kobieta!

Ale on nie słuchał nikogo.

Przez kilka miesięcy nie odzywałam się do rodziców. Kuba czasem pisał do mnie na Messengerze:

– Anka, wróć do domu… Mama jest chora…

Wróciłam dopiero wtedy, gdy mama trafiła do szpitala z zapaleniem płuc. Ojciec siedział przy jej łóżku jak zbity pies.

– Anka… przepraszam…

Nie umiałam mu wybaczyć. Ale widząc go takiego bezradnego, poczułam litość.

Po śmierci mamy wszystko się zmieniło. Ojciec został sam z Kubą. Przestał pić na jakiś czas, ale potem wrócił do starych nawyków. Kuba wyjechał na studia do Poznania i zerwał kontakt z ojcem.

Ja założyłam własną rodzinę. Mam dwie córki: Maję i Hanię. Paweł jest najlepszym mężem na świecie – nigdy nie podniósł na mnie głosu, zawsze pyta o moje zdanie.

Czasem jednak budzę się w nocy zlana potem i słyszę w głowie głos ojca: „Co się gapisz, Anka?”

Kilka miesięcy temu dostałam list polecony z Radomia. Ojciec trafił do szpitala po zawale serca. Lekarze prosili o kontakt najbliższej rodziny.

Pojechałam tam z duszą na ramieniu. Zobaczyłam go leżącego na łóżku – wychudzonego, siwego starca.

– Anka…
– wyszeptał słabym głosem.

Usiadłam obok niego i przez chwilę milczeliśmy.

– Przepraszam cię… za wszystko…
– powiedział nagle.

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Tato… dlaczego nigdy nie potrafiłeś być dla nas ojcem?

Spojrzał na mnie ze smutkiem:

– Nie umiałem inaczej… Mój ojciec też pił… Bałem się…

Wyszłam ze szpitala roztrzęsiona. Przez całą drogę do domu płakałam jak dziecko.

Dziś patrzę na swoje córki i przysięgam sobie: nigdy nie pozwolę im poczuć tego strachu i samotności, które były moim udziałem przez tyle lat.

Czy można wybaczyć ojcu? Czy można przerwać łańcuch przemocy? A może każdy z nas nosi w sobie cień swoich rodziców? Czekam na wasze historie.