Nie wracaj, synu… – Historia o tym, jak rodzina potrafi zranić najmocniej
Zatrzasnąłem drzwi samochodu tak mocno, że echo odbiło się od ścian starego domu. Deszcz bębnił o maskę, a ja przez chwilę nie mogłem się ruszyć. Widziałem przez okno kuchenne sylwetkę matki – stała nieruchomo, jakby czekała na wyrok. Wróciłem po dziesięciu latach. Z Niemiec. Z bagażem większym niż walizka w bagażniku – z bagażem żalu, tęsknoty i pytań bez odpowiedzi.
Wszedłem do środka. Zapach gotowanego rosołu uderzył mnie w twarz, ale nie poczułem głodu. – Cześć, mamo – powiedziałem cicho. – Michał… – jej głos zadrżał. – Myślałam, że już nigdy nie wrócisz.
Ojciec siedział przy stole, gazeta rozłożona szeroko, jakby chciał się za nią schować. – Co cię tu sprowadza? – rzucił bez podnoszenia wzroku. – Przecież tam miałeś wszystko.
Zacisnąłem pięści. – Nie wszystko, tato. Pracy nie mam od pół roku. Żona… zostawiła mnie dla innego. Chciałem… po prostu być z wami.
Matka podeszła, dotknęła mojej twarzy. – Schudłeś… Wyglądasz na zmęczonego. – Zrobiła krok w tył, jakby się bała, że zaraz wybuchnę płaczem.
Ojciec odłożył gazetę. – Nie mamy tu miejsca na twoje problemy. My ledwo wiążemy koniec z końcem. Twój brat został, pomaga nam, a ty? Ty uciekłeś za granicę, bo myślałeś, że tam złapiesz Pana Boga za nogi.
– Tato… Ja miałem wtedy dwadzieścia lat! Chciałem czegoś więcej niż tylko pracy w tartaku! Chciałem żyć inaczej!
– A myślisz, że twój brat nie chciał? Ale został! A ty nawet nie zadzwoniłeś przez trzy lata! Nawet na pogrzeb babci nie przyjechałeś!
Matka zaczęła płakać cicho do rękawa. – Michałku… myśmy tak czekali na ciebie… Ale potem już przestaliśmy wierzyć.
Usiadłem ciężko na krześle. – Przepraszam… Nie wiedziałem, że babcia umarła. Nikt mi nie powiedział…
W tej chwili do kuchni wszedł mój brat, Paweł. Wyższy ode mnie, szerszy w barach, z twarzą pociętą zmarszczkami mimo trzydziestki. Spojrzał na mnie z pogardą.
– No proszę, wielki pan Michał wrócił z zagranicy! Pewnie przywiózł euro i będzie teraz rządził? – rzucił z przekąsem.
– Przestań, Paweł… Nie mam pieniędzy. Straciłem wszystko.
Paweł parsknął śmiechem. – To po co tu wracasz? Myślisz, że cię przyjmiemy z otwartymi ramionami? Tata ledwo chodzi po operacji biodra, ja zapieprzam od rana do nocy, a ty… Ty zawsze byłeś egoistą!
Matka próbowała łagodzić sytuację. – Chłopcy, proszę was…
Ale Paweł był nie do zatrzymania. – Wiesz co? Jak wyjeżdżałeś, nawet się nie pożegnałeś ze mną. Zostawiłeś mnie ze wszystkim! Tata wtedy pił codziennie przez miesiąc! Mama płakała nocami! A ty? Ty nawet nie napisałeś smsa!
Poczułem gulę w gardle. – Bałem się… Bałem się wracać jako przegrany.
Ojciec spojrzał na mnie z lodowatym spokojem. – Przegrałeś już wtedy, jak wyjechałeś.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Tylko zegar tykał głośno nad drzwiami.
– Może byśmy usiedli razem do kolacji? – zaproponowała matka drżącym głosem.
Paweł wzruszył ramionami i wyszedł trzaskając drzwiami. Ojciec wrócił do gazety.
Zostałem sam z matką przy stole.
– Mamo… Ja naprawdę nie mam dokąd pójść. Mogę zostać chociaż kilka dni?
Przytaknęła bez słowa i zaczęła nakładać mi rosół do talerza. Jadłem w milczeniu, czując jak łzy mieszają się ze smakiem dzieciństwa.
Następne dni były jeszcze trudniejsze. Ojciec traktował mnie jak powietrze. Paweł unikał mnie jak ognia. Tylko matka próbowała rozmawiać ze mną wieczorami.
– Michałku… Wiesz, tata nigdy ci nie wybaczył tego wyjazdu. On sam chciał kiedyś wyjechać do Ameryki, ale dziadek mu zabronił. Może dlatego tak cię nienawidzi za to, że miałeś odwagę zrobić to, czego on nie potrafił…
– Ale ja wróciłem… Chciałem naprawić wszystko…
– Nie wszystko da się naprawić, synku.
Pewnej nocy usłyszałem kłótnię rodziców przez cienką ścianę.
– On tu nie może zostać! – szeptał ojciec z wściekłością.
– To nasz syn!
– To już nie jest nasz syn! To obcy człowiek!
– A jeśli sobie coś zrobi?!
– Jego wybór!
Leżałem skulony na wersalce w dawnym pokoju Pawła i czułem się bardziej samotny niż kiedykolwiek w życiu.
Rano matka podała mi kawę i powiedziała: – Michałku… Może poszukaj pracy gdzie indziej? Tu już nic dla ciebie nie ma…
Wyszedłem na podwórko. Paweł palił papierosa przy stodole.
– Słuchaj… – zacząłem niepewnie.
– Co?
– Przepraszam cię za wszystko.
Paweł spojrzał na mnie długo i ciężko westchnął.
– Wiesz co boli najbardziej? Że nawet teraz nie wiem, czy mówisz to szczerze.
Nie odpowiedziałem. Bo sam już nie wiedziałem kim jestem i czego chcę.
Wieczorem spakowałem walizkę i zostawiłem kartkę na stole:
„Przepraszam za wszystko. Kocham was mimo wszystko.”
Wyszedłem w deszczową noc bez planu i bez nadziei.
Czy można jeszcze wrócić do domu, gdy dom już dawno przestał być domem? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może czasem lepiej odejść na zawsze i zacząć żyć własnym życiem?
Czekam na wasze historie i odpowiedzi.