„Nie pozwolę, by ktoś inny cieszył się moim życiem!” – Opowieść o podejrzeniach, rodzinnych tajemnicach i sile kobiety z Podlasia
Wstałam nagle, jakby ktoś oblał mnie zimną wodą. Zanim jeszcze słońce przebiło się przez firanki w naszej kuchni w Nowym Dworze na Podlasiu, poczułam, że coś jest nie tak. Mój mąż, Zbyszek, spał obok, oddychając ciężko, jakby nic się nie stało. Ale ja już wiedziałam. Coś wisiało w powietrzu – coś, co nie dawało mi spać od tygodni.
– Zbyszek! – szepnęłam przez zaciśnięte zęby. – Gdzie byłeś wczoraj po południu?
Otworzył oczy powoli, jakby nie rozumiał pytania. Ale ja widziałam ten cień na jego twarzy.
– U Staszka byłem, przecież mówiłem… – mruknął.
– U Staszka? – powtórzyłam z ironią. – A może u tej twojej Krysi z mleczarni?
Zbyszek usiadł na łóżku, spojrzał na mnie z wyrzutem. – Co ci odbiło, Halina? Przecież wiesz, że… – zaczął, ale przerwałam mu gwałtownie.
– Wiem? Ja już nic nie wiem! – głos mi się załamał. – Od miesięcy wracasz późno, śmierdzisz perfumami, których nigdy nie miałam w domu! Nawet twoja koszula była wyprasowana inaczej niż zwykle!
Zbyszek milczał. W tej ciszy słyszałam tylko własne serce tłukące się jak ptak w klatce.
To był początek końca mojego spokoju. Nasza córka, Justyna, już od dawna patrzyła na nas spod byka. Syn, Michał, wracał do domu tylko po to, by zabrać czyste ubrania i znikać do swojej dziewczyny w Białymstoku. Nawet moja matka, babcia Wanda, która mieszkała z nami od śmierci ojca, zaczęła szeptać coś pod nosem.
– Halina, nie rób scen – mówiła mi wieczorami. – Chłop zawsze coś tam pokręci, ale dom to dom. Trzeba trzymać się razem.
Ale ja już nie mogłam. Każdy dzień był dla mnie walką o powietrze. Zaczęłam podejrzewać wszystkich wokół. Krysia z mleczarni była młodsza ode mnie o dziesięć lat i zawsze uśmiechała się do Zbyszka szerzej niż do innych klientów. A może to tylko moja wyobraźnia?
Pewnego dnia Justyna wróciła do domu wcześniej niż zwykle. Rzuciła plecak w kąt i spojrzała na mnie z pogardą.
– Znowu płaczesz? – zapytała bez cienia współczucia.
– Nie twoja sprawa – odpowiedziałam ostro.
– Wszystko jest moją sprawą! – krzyknęła nagle. – Przez wasze awantury nie mogę spać! W szkole wszyscy się ze mnie śmieją! „Twoja matka to ta wariatka z Nowego Dworu” – powtarzają!
Zatkało mnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież robiłam to wszystko dla niej! Dla rodziny!
Wieczorem usiadłam przy stole z matką.
– Mamo… ja już nie wiem, co robić – wyszeptałam.
Wanda spojrzała na mnie surowo.
– Albo wybaczysz i zamkniesz temat, albo odejdziesz i zostaniesz sama jak palec. Ja już swoje przeżyłam. Twój ojciec też miał swoje „tajemnice”, ale nigdy nie pozwoliłam mu odejść. Bo rodzina to rodzina.
Ale czy naprawdę miałam zostać i udawać, że nic się nie dzieje?
Następnego dnia postanowiłam działać. Pojechałam do mleczarni pod pretekstem kupienia twarogu. Krysia stała za ladą i uśmiechała się jak zwykle.
– Dzień dobry pani Halinko! Co podać?
– Twaróg poproszę… i może trochę prawdy? – powiedziałam cicho.
Krysia zamarła na chwilę.
– O co chodzi?
– O mojego męża – syknęłam przez zęby. – Wiem, że coś między wami jest!
Krysia zarumieniła się po uszy.
– Pani Halinko… ja… ja nic złego nie zrobiłam! On tylko czasem przychodzi pogadać… O pani mówi zawsze dobrze…
Nie wierzyłam jej ani słowa. Wróciłam do domu jeszcze bardziej roztrzęsiona.
Wieczorem Zbyszek wrócił wcześniej niż zwykle. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole.
– Halina… musimy pogadać.
Spojrzałam na niego twardo.
– O czym?
– O nas. O tym wszystkim… Ja wiem, że ostatnio nie byłem najlepszym mężem. Ale przysięgam ci: nigdy cię nie zdradziłem. Krysia to tylko znajoma z pracy. Pomogłem jej raz z samochodem i tyle…
Nie wiedziałam już, czy wierzyć jego słowom. Ale wtedy do kuchni weszła Justyna.
– Mamo… przepraszam za wczoraj – powiedziała cicho. – Boję się tylko, że wszystko się rozpadnie…
Objęłam ją mocno.
Przez następne dni próbowałam żyć normalnie. Ale plotki we wsi narastały jak śniegowa kula. Sąsiadka Teresa zagadywała mnie na rynku:
– Słyszałam, że Zbyszek coraz częściej bywa u Krysi… Uważaj Halina, bo ci chłopa odbiorą!
Czułam się upokorzona. Nawet Wanda zaczęła unikać mojego wzroku.
W końcu przyszedł dzień wybuchu.
Było popołudnie, wszyscy byli w domu. Michał wrócił z Białegostoku z nową dziewczyną – Patrycją. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu, aż nagle Patrycja odezwała się:
– Pani Halino… czy pani naprawdę wierzy we wszystkie plotki? Bo ja widzę tu rodzinę, która potrzebuje rozmowy, a nie oskarżeń…
Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni.
Zbyszek spuścił głowę.
– Może ona ma rację… Może powinniśmy przestać słuchać innych i zacząć słuchać siebie nawzajem?
Wybuchłam płaczem.
– Ja tylko chciałam być szczęśliwa! Chciałam mieć rodzinę jak z obrazka!
Justyna objęła mnie ramieniem.
– Mamo… nikt nie jest idealny. Ale możemy spróbować jeszcze raz…
Od tamtej pory zaczęliśmy rozmawiać więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Zbyszek starał się być obecny w domu, Justyna przestała zamykać się w pokoju na całe dnie, a Michał częściej dzwonił nawet wtedy, gdy był daleko.
Ale rany zostały. Czasem budzę się w środku nocy i pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć? Czy można zaufać drugi raz?
Może każda rodzina ma swoje tajemnice i każdy dom swoje cienie? Czy Wy też czasem czujecie się samotni nawet wśród najbliższych?