Między młotem a kowadłem: Czy pozwolić byłej teściowej widywać wnuka?

— Ty naprawdę nie masz wstydu, Karolina! — wrzasnęła moja mama, kiedy tylko zobaczyła przez wizjer, kto stoi na klatce schodowej. — Wpuściłaś tu tę kobietę? Po tym wszystkim, co ci zrobili?!

Stałam w przedpokoju, z synkiem na rękach, a za mną, z kwiatami i torbą prezentów, stała była teściowa — pani Teresa. Czułam, jak serce wali mi jak młot. Mój syn, Michałek, miał dziś urodziny. Skończył cztery lata. Chciałam, żeby ten dzień był dla niego wyjątkowy, choćby przez chwilę. Nie miałam pieniędzy na wielkie przyjęcie, nie miałam nawet własnego mieszkania. Po rozwodzie wróciłam do mamy, do jej dwupokojowego mieszkania na warszawskim Bródnie. Każdy dzień był tu walką o przestrzeń i oddech.

— Dzień dobry, pani Zofio — powiedziała Teresa cicho, jakby próbowała nie prowokować mojej matki. — Przyniosłam tylko prezent dla Michałka. Chciałam go zobaczyć…

Mama spojrzała na nią z pogardą. — Prezent? A gdzie był pani syn, kiedy Karolina płakała po nocach? Gdzie byliście wszyscy, kiedy zostawił ją z dzieckiem i kredytem?!

— Mamo… — szepnęłam błagalnie. — Proszę cię…

Ale ona już się rozkręcała. — Ty zawsze byłaś miękka! Pozwalasz ludziom po sobie jeździć! Nie masz dumy! Gdyby twój ojciec żył…

Teresa spuściła wzrok. Michałek wyciągnął rączki do babci Teresy. — Babciu, a co mi przyniosłaś?

— Michałku, wszystkiego najlepszego — powiedziała Teresa i wręczyła mu wielkie pudełko z klockami Lego. — I jeszcze coś słodkiego…

Mama prychnęła. — Słodycze? Po co mu to? Żeby miał próchnicę jak twój syn?

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę chciałam wyprosić Teresę, żeby tylko mama się uspokoiła. Ale spojrzałam na Michałka — jego oczy świeciły się z radości.

— Dziękuję, babciu! — krzyknął i rzucił się jej na szyję.

Wtedy mama odwróciła się na pięcie i trzasnęła drzwiami do kuchni.

Zostałyśmy z Teresą same w przedpokoju. Stałyśmy w niezręcznej ciszy.

— Przepraszam… — szepnęła Teresa. — Nie chciałam sprawiać kłopotu.

— To nie pani wina — odpowiedziałam cicho. — Po prostu… tu jest ciężko.

Teresa spojrzała na mnie ze smutkiem. — Karolino, wiem, że mój syn zawiódł cię na całej linii. Ale Michałek jest moim wnukiem. Nie chcę go stracić…

Przez chwilę milczałam. W głowie miałam słowa mamy: „Nie masz dumy”, „Zdradzasz własną rodzinę”. Ale czy naprawdę powinnam karać dziecko za błędy dorosłych?

Po południu mama wyszła do sklepu. Usiadłyśmy z Teresą przy stole w kuchni. Michałek układał klocki na dywanie.

— Karolino… — zaczęła Teresa niepewnie. — Chciałam ci coś powiedzieć. Wiem, że nie mam prawa prosić o nic po tym wszystkim… Ale jeśli kiedyś będziesz potrzebować pomocy… finansowej albo innej… ja mogę pomóc.

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

— Pani syn nie płaci alimentów od pół roku — powiedziałam gorzko. — Ja pracuję na pół etatu w żłobku i ledwo wiążę koniec z końcem.

Teresa spuściła głowę. — Wiem… Próbowałam z nim rozmawiać. On… on się pogubił. Ma nową kobietę, nowe życie… Ale ja nie chcę stracić kontaktu z wnukiem przez jego błędy.

Wtedy wróciła mama. Zobaczyła nas razem przy stole i znów wybuchła.

— Co tu się dzieje?! Karolina! Ty naprawdę nie masz za grosz honoru! Pozwalasz tej kobiecie siedzieć w moim domu?!

— Mamo, proszę cię…

— Nie! Albo ona wychodzi, albo ja!

Teresa zerwała się z krzesła.

— Już idę… Przepraszam…

Michałek podbiegł do niej i złapał za rękę.

— Babciu, zostań jeszcze!

Ale Teresa już była w przedpokoju, zakładając płaszcz drżącymi dłońmi.

Po jej wyjściu mama zaczęła tyradę:

— Ty nie rozumiesz! Oni cię zniszczyli! Zostawili cię samą! A ty jeszcze pozwalasz tej kobiecie przychodzić?! Co ludzie powiedzą?!

— Mamo, to babcia Michałka… On ją kocha…

— A ja?! Ja jestem nikim?! Ja cię wychowałam sama! Ojciec umarł wcześnie, wszystko było na mojej głowie! A ty teraz wybierasz tamtą rodzinę?!

Poczułam się jak dziecko złapane na gorącym uczynku. Przez kolejne dni atmosfera w domu była nie do zniesienia. Mama milczała albo rzucała kąśliwe uwagi:

— Może zaproś jeszcze byłego męża na obiad? Może razem będziecie się śmiać ze mnie?

W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanki pytały:

— Karolina, wszystko w porządku?

Tylko kiwałam głową i uciekałam wzrokiem.

Wieczorami płakałam po cichu w łazience, żeby Michałek nie słyszał.

Kilka dni później Teresa zadzwoniła:

— Karolino… Czy mogłabym zabrać Michałka na spacer? Tylko na godzinę…

Wahałam się długo. Bałam się reakcji mamy. Ale zgodziłam się.

Kiedy Teresa przyszła po Michałka, mama zamknęła się w pokoju i nawet nie wyszła się przywitać.

Po powrocie Michałek był szczęśliwy jak nigdy:

— Byliśmy na placu zabaw! Babcia kupiła mi loda!

Mama tylko przewróciła oczami.

Wieczorem usiadłam z nią przy stole.

— Mamo… Musimy porozmawiać.

Spojrzała na mnie chłodno.

— O czym?

— O Teresie. Ona chce widywać Michałka. On ją kocha…

Mama zacisnęła usta.

— Jeśli pozwolisz tej kobiecie wejść do naszego życia, to ja wychodzę z tego domu!

Zamarłam.

— Mamo… Nie możesz stawiać mnie przed takim wyborem!

— Mogę! I robię to!

Przez całą noc nie spałam. Myślałam o tym, co jest ważniejsze: lojalność wobec matki czy dobro mojego dziecka? Czy powinnam karać Michałka za błędy dorosłych? Czy miłość babci może być szkodliwa tylko dlatego, że jej syn mnie skrzywdził?

Następnego dnia zadzwoniłam do Teresy.

— Może spotkamy się w parku? Bez mamy…

Zgodziła się od razu.

Patrzyłam potem na Michałka bawiącego się z babcią i czułam ulgę pomieszaną z lękiem. Wiedziałam, że czeka mnie kolejna awantura w domu. Ale pierwszy raz od dawna poczułam też coś innego: że robię coś dobrego dla swojego dziecka.

Wieczorem mama znów zaczęła:

— Jesteś słaba! Nie masz charakteru!

Ale tym razem nie odpowiedziałam nic.

Dziś piszę to wszystko i pytam sama siebie: czy naprawdę jestem zdrajczynią własnej rodziny? Czy może po prostu matką, która chce dla swojego dziecka jak najwięcej miłości?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można być lojalnym wobec wszystkich naraz?