Między miłością a zdradą: Historia dwóch sióstr z polskiego blokowiska

Drzwi zadzwoniły tak natarczywie, że aż podskoczyłam na łóżku. Była szósta rano, sobota, a ja – Elżbieta – właśnie próbowałam zebrać się w sobie po kolejnej nieprzespanej nocy. Mąż wyjechał na delegację do Poznania, dzieci już dawno wyfrunęły z gniazda, a ja zostałam sama w naszym trzypokojowym mieszkaniu na warszawskim Bródnie. Zawsze bałam się tej ciszy, która zostaje po rodzinnych awanturach i śmiechu dzieci. Ale tego poranka cisza została przerwana przez dzwonek, który zwiastował coś więcej niż zwykłą wizytę listonosza.

– Kto tam? – zapytałam przez drzwi, próbując ukryć drżenie głosu.

– Ela, otwórz, to ja, Marta! – usłyszałam głos, którego nie słyszałam od ponad pięciu lat.

Serce mi zamarło. Marta – moja młodsza siostra. Ta sama, która kiedyś była moją najlepszą przyjaciółką, a potem… potem wszystko się popsuło. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją – zmęczoną, z podkrążonymi oczami, ale z tym samym zaciętym uśmiechem, który zawsze zwiastował kłopoty.

– Co ty tu robisz? – zapytałam chłodno.

– Mogę wejść? – odpowiedziała cicho. – Nie mam dokąd pójść.

Wpuściłam ją do środka, choć wszystko we mnie krzyczało: zamknij drzwi, nie wpuszczaj przeszłości do swojego życia! Ale przecież była moją siostrą. Krew z krwi.

Usiadłyśmy w kuchni. Marta rozglądała się po mieszkaniu, jakby szukała czegoś znajomego. W końcu spojrzała na mnie i powiedziała:

– Wiem, że nie masz ochoty mnie widzieć. Ale nie mam nikogo innego.

– Po tym wszystkim…? – zaczęłam, ale przerwała mi gestem.

– Ela, błagam cię. Nie zaczynajmy od wyrzutów. Ja… ja naprawdę nie mam gdzie się podziać. Adam wyrzucił mnie z domu.

Adam – jej mąż. Ten sam, dla którego kiedyś zerwała ze mną kontakt. Ten sam, który był powodem naszej największej kłótni. Pamiętam tamten dzień jak dziś. Marta przyszła do mnie z płaczem, że Adam ją zdradza. A ja… zamiast ją pocieszyć, powiedziałam jej prawdę: „A czego się spodziewałaś po facecie, którego odbiłaś innej kobiecie?”

Od tamtej pory nie rozmawiałyśmy. A teraz siedziała przede mną – złamana, bezdomna i bezradna.

– Co się stało? – zapytałam w końcu.

– Zdradził mnie. Z moją najlepszą przyjaciółką. I wyrzucił z mieszkania. Nie mam nawet gdzie spać…

Patrzyłam na nią długo. Widziałam w niej siebie sprzed lat – kiedy to ja byłam tą słabszą, a ona zawsze silna i pewna siebie. Teraz role się odwróciły.

– Możesz zostać na kilka dni – powiedziałam w końcu. – Ale musisz wiedzieć jedno: nie będę już twoją matką ani terapeutką.

Marta skinęła głową i rozpłakała się jak dziecko.


Przez kolejne dni mieszkałyśmy razem jak dwie obce kobiety pod jednym dachem. Marta spała na kanapie w salonie, ja zamykałam się w sypialni i udawałam, że jej nie słyszę. Ale wieczorami podsłuchiwałam jej rozmowy telefoniczne z córką – Karoliną – która mieszkała za granicą i nie chciała wracać do Polski.

– Mamo, nie mogę ci pomóc! Mam tu swoje życie! – krzyczała Karolina przez telefon.

Marta płakała po nocach. Czułam jej ból i samotność, ale nie potrafiłam jej współczuć. Przez lata była dla mnie jak cień – zawsze lepsza, zawsze piękniejsza, zawsze bardziej kochana przez mamę.

Pamiętam nasze dzieciństwo w małym mieszkaniu na Pradze. Mama zawsze powtarzała: „Marta jest taka zdolna! Ela, ucz się od siostry!” A ja… ja byłam tą gorszą. Tą, która musiała ustępować miejsca młodszej siostrze.

Kiedy dorosłyśmy, Marta wyjechała na studia do Krakowa i wróciła z Adamem u boku. Ja zostałam w Warszawie, wyszłam za Marka – spokojnego księgowego z sąsiedztwa. Nasze drogi rozeszły się na dobre po śmierci mamy. Marta zabrała wszystko z mieszkania – biżuterię babci, stare zdjęcia rodzinne… Nawet porcelanowego psa z kredensu! Zostały mi tylko wspomnienia i żal.

Teraz siedziałyśmy razem przy stole i jadłyśmy jajecznicę na zimno.

– Ela… pamiętasz tamte wakacje u babci w Mińsku? – zapytała nagle Marta.

– Pamiętam – odpowiedziałam szorstko.

– Wtedy pierwszy raz poczułam się naprawdę szczęśliwa…

Spojrzałam na nią uważnie. W jej oczach zobaczyłam smutek i tęsknotę za czymś utraconym na zawsze.

– Dlaczego to wszystko tak się potoczyło? – zapytałam cicho.

Marta wzruszyła ramionami.

– Może dlatego, że nigdy nie potrafiłyśmy ze sobą rozmawiać? Zawsze była między nami jakaś rywalizacja…

Milczałyśmy długo. W końcu powiedziałam:

– Może czas to zmienić?


Wieczorem zadzwonił mój syn Paweł.

– Mamo, słyszałem od cioci Karoliny, że Marta u ciebie mieszka… Wszystko w porządku?

– Tak, synku. Wszystko pod kontrolą – skłamałam.

Paweł milczał przez chwilę.

– Wiesz… zawsze zazdrościłem wam tej waszej siostrzanej więzi. Nawet jeśli czasem się kłóciłyście…

Uśmiechnęłam się przez łzy.

Położyłam się spać późno w nocy. Marta jeszcze długo siedziała w kuchni przy herbacie. Słyszałam jej cichy płacz przez drzwi sypialni.


Następnego dnia rano Marta zaczęła pakować swoje rzeczy do starej torby podróżnej.

– Dokąd idziesz? – zapytałam zdziwiona.

– Nie chcę ci przeszkadzać dłużej… Znalazłam tani pokój do wynajęcia na Ochocie. Muszę zacząć wszystko od nowa.

Podbiegłam do niej i objęłam ją mocno pierwszy raz od lat.

– Zostań jeszcze trochę… Proszę cię.

Marta spojrzała na mnie z wdzięcznością i łzami w oczach.

– Dziękuję ci, Ela… Za wszystko.


Dziś minął miesiąc odkąd Marta znów jest częścią mojego życia. Powoli uczymy się być siostrami na nowo – bez zazdrości i dawnych żalów. Czasem myślę o tym wszystkim, co nas poróżniło i zastanawiam się: czy naprawdę warto było tyle lat żyć w gniewie? Czy przebaczenie może uleczyć nawet najgłębsze rany?

A wy… czy potrafilibyście wybaczyć komuś tak bliskiemu? Czy rodzina to zawsze rodzina – bez względu na wszystko?