Między lekcją a domem: Historia Zosi i jej wyborów

Już od rana czułam ciężar w żołądku. Mama krzyczała na tatę, tata trzaskał drzwiami, a ja – Zosia Maj, lat piętnaście – siedziałam w kuchni i próbowałam wmusić w siebie owsiankę. Wiedziałam, że jeśli nie zjem, mama znów się przyczepi. Ale nie mogłam przełknąć ani łyżki.

– Zosia, rusz się, bo się spóźnisz! – wrzasnęła mama z przedpokoju.

– Już idę! – odpowiedziałam, choć wcale nie miałam ochoty wychodzić z domu. Wolałabym zostać pod kołdrą i udawać, że tego wszystkiego nie ma.

W szkole było jeszcze gorzej. Wszyscy szeptali o tym, co wydarzyło się wczoraj na boisku – podobno Bartek z 2B pobił się z Michałem z naszej klasy. Nauczyciele udawali, że nic nie wiedzą, ale atmosfera była napięta jak struna. Weszłam do klasy i od razu poczułam na sobie spojrzenia.

– Ej, Zosia, słyszałaś? – zagadnęła mnie Anka, moja najlepsza przyjaciółka.

– Słyszałam. Ale mam ważniejsze rzeczy na głowie – mruknęłam.

Anka spojrzała na mnie uważnie.

– Znowu się kłócili?

Skinęłam głową. Wiedziała wszystko. Była jedyną osobą, której mogłam się zwierzyć.

– Może dziś po lekcjach wpadniesz do mnie? Mama upiekła sernik.

– Nie wiem…

Wtedy do klasy wszedł pan Kaczmarek, nasz wychowawca i nauczyciel matematyki. Od razu zrobiło się cicho.

– Dzień dobry. Proszę wyjąć kartki. Klasówka.

Westchnienia, jęki, ktoś zaklął pod nosem. Ja poczułam, jak serce wali mi w piersi. Nie przygotowałam się – wczoraj nie miałam głowy do nauki. Siedziałam pod drzwiami łazienki i słuchałam, jak rodzice się wyzywają.

Rozdał zadania. Próbowałam coś napisać, ale litery tańczyły mi przed oczami. Po pięciu minutach oddałam pustą kartkę.

– Zosia? – Pan Kaczmarek spojrzał na mnie z troską. – Co się dzieje?

– Nic… – wyszeptałam.

Po lekcji zatrzymał mnie na korytarzu.

– Zosiu, jeśli masz jakiś problem…

– Wszystko w porządku – skłamałam i uciekłam do łazienki.

Tam spotkałam Kseniię. Była nowa w klasie – przyszła w tym roku z Ukrainy. Cicha, zamknięta w sobie, zawsze z książką pod pachą. Ale dziś wyglądała na jeszcze bardziej przybitą niż zwykle.

– Cześć – powiedziałam nieśmiało.

Spojrzała na mnie wielkimi oczami.

– Cześć…

– Wszystko okej?

Wzruszyła ramionami.

– W domu źle…

Poczułam ukłucie współczucia. Może ona rozumie mnie lepiej niż Anka? Może powinnam jej powiedzieć?

– U mnie też nie najlepiej – przyznałam cicho.

Przez chwilę stałyśmy w milczeniu. Potem Ksenia wyciągnęła z kieszeni mały notesik i podała mi go.

– Jak chcesz pogadać… napisz do mnie na Instagramie – szepnęła i uciekła.

Wróciłam do klasy rozbita. Anka już czekała.

– Co jest? Wyglądasz jakbyś miała zaraz zemdleć!

– Nic… Po prostu mam dość wszystkiego.

Po lekcjach wróciłam do domu. W progu stał tata z walizką.

– Wyjeżdżam do Warszawy na kilka dni – rzucił bez patrzenia na mnie.

Mama stała w kuchni i płakała nad zlewem.

– Zostawił nas…

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam ją przytulić, ale ona tylko odepchnęła moją rękę.

– Idź do siebie! – krzyknęła przez łzy.

Zamknęłam się w pokoju i rzuciłam na łóżko. Chciało mi się wyć. Wzięłam telefon i napisałam do Kseni: „Możemy pogadać?”

Odpisała po minucie: „Chodź pod blok.”

Wyszłam bez słowa. Mama nawet nie zauważyła, że mnie nie ma.

Pod blokiem Ksenia już czekała. Miała czerwone oczy od płaczu.

– U ciebie też tak źle? – zapytałam.

Skinęła głową.

– Tata pije… Mama płacze… Ja muszę opiekować się bratem…

Usiadłyśmy na ławce i przez godzinę mówiłyśmy wszystko to, czego nie mogłyśmy powiedzieć nikomu innemu. O strachu przed powrotem do domu. O tym, jak bardzo chciałybyśmy być niewidzialne. O tym, że czasem marzymy, by po prostu uciec.

Nagle zadzwonił mój telefon. Mama:

– Gdzie jesteś?! Natychmiast wracaj!

Wróciłam do mieszkania. Mama siedziała przy stole z pustym kieliszkiem w dłoni.

– Gdzie byłaś?!

– U koleżanki…

– Kłamiesz! Jesteś taka sama jak twój ojciec!

Zacisnęłam pięści i wybiegłam z kuchni. W łazience płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez.

Następnego dnia w szkole pan Kaczmarek znów poprosił mnie na rozmowę.

– Zosiu… Jeśli chcesz porozmawiać z psychologiem szkolnym…

Pokręciłam głową.

Po lekcjach Anka próbowała mnie zatrzymać:

– Zosia! Co się dzieje? Przecież widzę, że cierpisz!

Nie odpowiedziałam. Bałam się, że jeśli zacznę mówić, już nigdy nie przestanę płakać.

Wieczorem napisała do mnie Ksenia: „Chodźmy jutro nad Wisłę.”

Poszłyśmy razem po lekcjach. Siedziałyśmy na brzegu rzeki i patrzyłyśmy na wodę.

– Myślisz czasem o tym, żeby po prostu zniknąć? – zapytała cicho Ksenia.

Pokiwałam głową.

– Ale wtedy mama zostałaby sama…

Ksenia ścisnęła moją dłoń.

– Ja też tak myślę. Ale może kiedyś będzie lepiej?

Patrzyłyśmy na zachód słońca i przez chwilę wydawało mi się, że naprawdę może być lepiej. Że jeśli mamy siebie nawzajem, to damy radę przetrwać nawet najgorsze dni.

Wróciłam do domu późno. Mama już spała na kanapie z pustą butelką po winie obok. Przykryłam ją kocem i usiadłam przy oknie. Patrzyłam na światła miasta i myślałam o Kseni.

Może właśnie po to spotykamy ludzi takich jak ona? Żeby nie zwariować? Żeby wiedzieć, że nie jesteśmy sami?

A wy? Czy mieliście kiedyś kogoś takiego jak Ksenia? Czy jedna rozmowa potrafi zmienić wszystko?