Gorzki smak rodzinnych świąt: Historia Magdy z podwarszawskiego Piastowa
Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi. Gdy w Wigilię, tuż po pierwszej gwiazdce, mój brat Michał z hukiem opuścił salon, a mama zbladła i zaczęła zbierać talerze, wiedziałam, że tej nocy nic już nie będzie takie samo. Siedziałam przy stole w Piastowie, w naszym starym mieszkaniu z PRL-owską boazerią i zapachem śledzi w śmietanie unoszącym się w powietrzu. Wszyscy udawali, że śpiewają kolędy, ale napięcie wisiało jak gradowa chmura.
– Magda, podaj barszcz – rzuciła mama przez zaciśnięte zęby.
Podałam. Ręce mi drżały. Michał wrócił po chwili, czerwony na twarzy, z telefonem przy uchu. – Nie będę tu siedział z tą hipokryzją! – wrzasnął nagle. – Wszyscy udajecie! Ojciec zdradza mamę od lat, a wy tylko milczycie!
Cisza była tak gęsta, że aż dzwoniło mi w uszach. Ojciec spojrzał na mnie, potem na mamę. – Michał, przestań robić sceny – powiedział cicho.
– Sceny?! – brat był już nie do zatrzymania. – Myślisz, że nie wiem o tej kobiecie z pracy? Że nie widziałem was razem na parkingu pod Auchan?
Mama upuściła talerz. Rozbił się na kawałki. Ja zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę uciec do swojego pokoju, jak wtedy, gdy miałam dwanaście lat i rodzice kłócili się o pieniądze. Ale zostałam.
– Michał… – zaczęła mama, ale głos jej się załamał.
Ojciec wstał powoli. – To nie jest rozmowa na święta.
– A kiedy? – Michał rzucił serwetką o stół. – Zawsze wszystko zamiatacie pod dywan! Magda też udaje, że jej życie jest idealne, a przecież jej mąż ją zostawił!
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Wszyscy spojrzeli na mnie. Nawet babcia przestała mieszać kompot z suszu.
– To nie twoja sprawa – wyszeptałam.
– Właśnie że moja! – krzyknął brat. – Bo wszyscy tu żyjemy w kłamstwie!
Mama zaczęła płakać. Ojciec wyszedł do kuchni i długo nie wracał. Michał wybiegł na klatkę schodową i trzasnął drzwiami tak mocno, że aż zadzwoniły szyby w kredensie.
Zostałam sama z mamą i babcią. Przez chwilę nikt się nie odzywał. W końcu babcia westchnęła:
– Kiedyś to były inne święta…
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na rozbity talerz i myślałam o tym, jak bardzo chciałam tu być jeszcze kilka lat temu. Jak czekałam na zapach pierogów i śmiech dzieci biegających wokół stołu. Teraz moje dzieci były u byłego męża w Krakowie, a ja czułam się jak gość we własnym domu.
Po północy mama przyszła do mojego pokoju.
– Przepraszam cię za wszystko – powiedziała cicho.
– Za co?
– Za to, że nie umiałam ci pomóc wtedy… gdy Tomek odszedł.
Poczułam łzy pod powiekami.
– Mamo, ja też udawałam, że wszystko jest dobrze. Że sobie radzę.
Przytuliła mnie mocno. Pachniała kremem Nivea i zmęczeniem.
– Może powinniśmy przestać udawać? – zapytała.
Nie odpowiedziałam od razu. Przez chwilę słuchałyśmy ciszy przerywanej tylko szumem kaloryfera.
Następnego dnia rano Michał wrócił. Był blady i zmęczony.
– Przepraszam – mruknął do mamy. – Nie powinienem tak wybuchnąć.
Mama tylko go przytuliła.
Ojciec siedział przy stole z gazetą i udawał, że czyta sportowe wiadomości.
– Może byśmy porozmawiali? – zaproponowałam nieśmiało.
Ojciec spojrzał na mnie spode łba.
– O czym?
– O wszystkim. O tym, co boli.
Przez chwilę myślałam, że znów wybuchnie awantura. Ale ojciec tylko westchnął i powiedział:
– Dobrze. Ale po śniadaniu.
I tak pierwszy raz od lat usiedliśmy razem i zaczęliśmy mówić prawdę. Bolało. Były łzy, były krzyki i wzajemne żale. Ale coś się zmieniło.
Wieczorem poszłam na spacer po Piastowie. Śnieg skrzypiał pod butami, a światła choinek odbijały się w kałużach po roztopach. Myślałam o tym wszystkim i nagle poczułam ulgę. Może nie będzie już nigdy idealnie, ale przynajmniej nie będziemy już udawać.
Czasem trzeba rozbić talerz i wykrzyczeć całą prawdę, żeby zacząć od nowa.
A wy? Czy w waszych rodzinach też są sekrety zamiatane pod dywan? Czy lepiej żyć w iluzji czy zmierzyć się z prawdą?