Gorzka herbata i list bez adresata: historia, która rozdarła moją rodzinę
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś zapukał do moich drzwi z takim uporem. Był szary, deszczowy wieczór, a ja siedziałam przy kuchennym stole, wpatrzona w parującą herbatę, próbując nie myśleć o tym, jak bardzo doskwiera mi samotność. Moja córka, Agnieszka, od miesięcy nie wracała na noc – praca w szpitalu, dyżury, wieczne zmęczenie. Syn, Paweł, wyjechał do Norwegii i kontakt ograniczał się do krótkich wiadomości na Messengerze. Nawet mój pies, Borys, spał zwinięty w kłębek pod kaloryferem, jakby chciał uciec od tej ciszy.
Pukanie powtórzyło się. Mocniej. Nerwowo poprawiłam szlafrok i podeszłam do drzwi. Przez wizjer zobaczyłam młodą kobietę – przemokniętą, z rozmazanym makijażem i oczami pełnymi lęku.
– Słucham? – zapytałam przez drzwi.
– Czy to pani Danuta Zielińska? – Jej głos drżał.
– Tak…
– Muszę z panią porozmawiać. To ważne.
Zawahałam się. W mojej dzielnicy nie otwiera się obcym po zmroku. Ale coś w jej spojrzeniu sprawiło, że przekręciłam klucz.
– Wejdź. Rozgrzejesz się. – Odsunęłam się na bok.
Usiadła przy stole, trzymając dłonie na kolanach. Przyniosłam jej suchy ręcznik i nalałam herbaty.
– Jak masz na imię? – spytałam cicho.
– Klaudia. Klaudia Majewska.
Przez chwilę milczałyśmy. Słychać było tylko szum deszczu i tykanie zegara.
– Przepraszam, że tak… bez zapowiedzi – zaczęła w końcu. – Ale musiałam panią zobaczyć. Musiałam…
Patrzyłam na nią uważnie. Była młoda, może dwadzieścia dwa lata. Miała coś znajomego w rysach twarzy.
– O co chodzi?
Klaudia spuściła wzrok.
– Pani syn… Paweł… On jest moim ojcem.
Zamarłam. Herbata rozlała się na spodek.
– Co ty mówisz?
– Mama nigdy nie chciała o tym rozmawiać. Wiem tylko tyle, że poznali się na studiach w Poznaniu. Byli razem przez rok. Potem on wyjechał za granicę i kontakt się urwał. Mama była już wtedy w ciąży…
Oparłam się o oparcie krzesła, czując jak świat wiruje.
– Dlaczego teraz? Dlaczego przyszłaś do mnie?
– Mama zmarła miesiąc temu – wyszeptała Klaudia. – Nie mam nikogo. Próbowałam pisać do Pawła przez Facebooka, ale nie odpisał. Znalazłam pani adres w starych listach mamy…
Zrobiło mi się jej żal. Ale jednocześnie poczułam gniew na syna – dlaczego nigdy mi o tym nie powiedział? Czy naprawdę byłby zdolny zostawić własne dziecko?
– Paweł jest teraz w Norwegii – powiedziałam chłodno. – Nie wiem nawet, czy wróci na święta.
Klaudia pokiwała głową.
– Ja… nie chcę niczego poza rozmową. Chciałam tylko wiedzieć… czy on wie o mnie? Czy kiedykolwiek o mnie mówił?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, drzwi trzasnęły – Agnieszka wróciła z pracy. Zmęczona, z siatkami zakupów pod pachą.
– Mamo! Czemu nie odbierasz telefonu? – rzuciła z progu, po czym spojrzała na Klaudię i zamarła.
– Kim jesteś? – spytała ostro.
Klaudia zerwała się z krzesła.
– Przepraszam… Ja już pójdę…
– Nigdzie nie idziesz! – powiedziałam stanowczo. – Agnieszko, to… to córka Pawła.
Agnieszka wypuściła siatki z rąk. Jabłka potoczyły się po podłodze.
– Co ty wygadujesz?! Paweł nie ma dzieci!
– Ma – powiedziała cicho Klaudia. – Jestem tego pewna.
Rozpętało się piekło. Agnieszka zaczęła krzyczeć, że to niemożliwe, że ktoś chce nas naciągnąć na pieniądze. Klaudia płakała i próbowała tłumaczyć, pokazując zdjęcia swojej mamy z Pawłem sprzed lat. Ja stałam pośrodku tej burzy, czując jak pęka mi serce.
W końcu Klaudia wybiegła z mieszkania. Chciałam za nią pobiec, ale Agnieszka zatrzymała mnie:
– Mamo! Nie daj się nabrać! To jakaś oszustka!
Ale ja wiedziałam swoje. Te oczy… były takie jak Pawła w dzieciństwie.
Następnego dnia zadzwoniłam do syna.
– Paweł, musisz wrócić do Polski. Natychmiast.
Był zdenerwowany:
– Mamo, co się stało? Coś z tobą? Z Agą?
– Nie ze mną! Z tobą! Masz córkę! Dziewczyna przyszła tu wczoraj i…
Przerwał mi brutalnie:
– Nie mam żadnej córki! To jakaś pomyłka!
Ale ja już wiedziałam, że kłamie. Słyszałam to w jego głosie.
Przez kolejne dni Agnieszka chodziła obrażona, a ja nie mogłam spać po nocach. Szukałam Klaudii po mieście – pytałam sąsiadów, sprawdzałam hostele i noclegownie. W końcu znalazłam ją na dworcu PKP, siedzącą na ławce z walizką.
Usiadłam obok niej.
– Przepraszam za wszystko – powiedziałam cicho. – Chodź do mnie na noc. Nie powinnaś być sama.
Klaudia spojrzała na mnie ze łzami w oczach i skinęła głową.
Tej nocy długo rozmawiałyśmy o wszystkim: o jej dzieciństwie bez ojca, o moim synu i jego tchórzostwie, o tym jak trudno być kobietą samotną w Polsce – czy to mając dwadzieścia lat czy sześćdziesiąt pięć.
Po tygodniu Paweł przyleciał do kraju. Przyszedł do mojego mieszkania blady jak ściana i od progu zaczął krzyczeć:
– Po co ją tu trzymasz?! Chcecie ode mnie pieniędzy?!
Wtedy pierwszy raz w życiu uderzyłam ręką w stół tak mocno, że aż Borys uciekł pod łóżko.
– Skończ z tym! To twoja córka! Zobacz na nią! Zobacz na siebie sprzed lat!
Klaudia patrzyła na niego z nadzieją i lękiem jednocześnie. Paweł spuścił głowę.
– Nie byłem gotowy… Nie wiedziałem jak…
Agnieszka weszła do kuchni i zaczęła płakać:
– Całe życie żyliśmy w kłamstwie? Ty miałeś dziecko i nic nie powiedziałeś?
Paweł usiadł ciężko przy stole.
– Bałem się waszego rozczarowania… Bałem się siebie samego…
Przez długie godziny siedzieliśmy razem przy stole: ja, moje dzieci i wnuczka, której istnienia nikt nie chciał przyjąć do wiadomości przez tyle lat. Były łzy, krzyki i cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem.
Dziś minęły trzy miesiące od tamtego wieczoru. Klaudia zamieszkała ze mną – szuka pracy i powoli odbudowuje relację z ojcem. Agnieszka jeszcze nie potrafi jej zaakceptować; czasem zamyka się w swoim pokoju i płacze po nocach. Paweł wrócił do Norwegii, ale dzwoni częściej niż kiedykolwiek wcześniej.
Czasem patrzę na Klaudię i myślę: ile jeszcze takich tajemnic kryje każda rodzina? Czy prawda zawsze leczy rany? A może są blizny, które nigdy się nie zagoją?