Dwie noce, jeden dzień – historia, która zmieniła moje życie

Już pierwszego wieczoru, kiedy drzwi trzasnęły za mną z hukiem, wiedziałam, że wracam do domu inna. W powietrzu wisiała burza – nie ta letnia, która przetacza się nad blokowiskiem na Pradze, ale ta, która rozsadza człowieka od środka. Mój ojciec, pan Janusz, siedział przy stole z gazetą i nawet nie spojrzał w moją stronę. Mama, Danuta, krzątała się w kuchni, udając, że nie słyszy moich ciężkich kroków. A ja? Ja miałam w sobie tyle gniewu i żalu, że mogłabym roztrzaskać cały świat na kawałki.

– Znowu wracasz po nocy? – rzucił ojciec przez zaciśnięte zęby.

– Pracowałam – skłamałam bez mrugnięcia okiem. W rzeczywistości byłam u Pawła. U niego, w jego wynajętym mieszkaniu na Grochowie, gdzie przez dwie noce i jeden dzień udawaliśmy, że świat poza nami nie istnieje.

Mama spojrzała na mnie z troską i smutkiem.

– Martwię się o ciebie, Magda. Nie chcę, żebyś skończyła jak ja…

– Mamo! – przerwałam jej ostro. – Ja nie jestem tobą!

Ojciec odłożył gazetę i spojrzał na mnie z takim chłodem, że aż mnie zmroziło.

– W tym domu są zasady. Jeśli ci się nie podoba, droga wolna.

Zacisnęłam pięści. Miałam dwadzieścia osiem lat i wciąż mieszkałam z rodzicami. Pracowałam w biurze rachunkowym na Ochocie, gdzie codzienność była szara jak listopadowy poranek. Tylko Paweł był moim światłem – choć wiedziałam, że to światło może mnie spalić.

Paweł… Poznałam go na szkoleniu w Krakowie. Był starszy ode mnie o dziesięć lat, miał żonę i dwójkę dzieci. Wiedziałam o tym od początku. Ale kiedy patrzył na mnie swoimi ciemnymi oczami i mówił: „Magda, przy tobie czuję się wolny”, zapominałam o wszystkim. Przez dwa lata żyłam w kłamstwie – przed rodzicami, przed sobą samą.

Tamte dwie noce i jeden dzień były inne niż wszystkie. Paweł powiedział mi wtedy:

– Muszę ci coś wyznać. Moja żona wie o nas.

Zamarłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że ziemia usuwa mi się spod nóg.

– I co teraz? – zapytałam szeptem.

– Powiedziała, że jeśli jeszcze raz wyjdę do ciebie, zabierze dzieci i wyjedzie do matki do Gdańska.

Poczułam się jak złodziejka szczęścia. Przez chwilę chciałam uciec, zostawić wszystko za sobą. Ale Paweł objął mnie mocno i powiedział:

– Kocham cię. Ale nie mogę zostawić dzieci.

Wróciłam do domu rozbita. Rodzice wyczuli zmianę od razu. Mama próbowała ze mną rozmawiać:

– Magda… Ty płakałaś? Co się stało?

– Nic! – krzyknęłam i zamknęłam się w swoim pokoju.

W nocy usłyszałam kłótnię rodziców za ścianą.

– Ona jest dorosła! – szeptała mama. – Musi sama przeżyć swoje życie!

– A jeśli zrobi sobie krzywdę? Jeśli wpadnie w jakieś bagno? – syczał ojciec.

– Janusz, nie możesz jej trzymać pod kloszem całe życie!

Zasypiałam ze łzami w oczach. Rano mama postawiła mi herbatę na stole i powiedziała cicho:

– Wiem, że cierpisz. Ale nie możesz budować szczęścia na cudzym nieszczęściu.

Wybiegłam z domu bez śniadania. W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanka z biura, Basia, próbowała mnie rozbawić:

– Magda! Co ty taka smutna? Znowu ten twój Paweł?

Spojrzałam na nią z wyrzutem.

– Skąd wiesz?

– Wszyscy wiedzą…

Zrobiło mi się niedobrze. Plotki rozchodziły się szybciej niż światło.

Po pracy zadzwoniła do mnie młodsza siostra, Aneta:

– Magda, musimy pogadać. Tata jest wściekły, mama płacze…

Umówiłyśmy się w kawiarni na Saskiej Kępie. Aneta była zawsze tą rozsądną – studiowała medycynę i nigdy nie miała problemów z facetami.

– Magda… Ty naprawdę go kochasz?

Zastanowiłam się chwilę.

– Tak… Ale wiem, że to nie ma sensu.

Aneta złapała mnie za rękę.

– Musisz wybrać siebie. Nie możesz być wiecznie tą drugą.

Wróciłam do domu późno. Ojciec czekał na mnie w kuchni.

– Chcę wiedzieć prawdę – powiedział spokojnie.

Opowiedziałam mu wszystko. O Pawle, o jego żonie, o dzieciach.

Ojciec milczał długo.

– Jesteś moją córką – powiedział w końcu. – Ale jeśli jeszcze raz pozwolisz sobie na taki romans… Nie chcę cię znać.

Zrobiło mi się zimno. Wyszłam z kuchni bez słowa.

Te dwie noce i jeden dzień zmieniły wszystko. Paweł przestał dzwonić. Jego żona napisała do mnie wiadomość na Messengerze:

„Zostaw moją rodzinę w spokoju.”

Poczułam ulgę i ból jednocześnie. Przez kilka tygodni żyłam jak automat – praca-dom-praca-dom. Rodzice udawali, że nic się nie stało. Mama tylko czasem patrzyła na mnie ze łzami w oczach.

Któregoś dnia po pracy spotkałam Pawła na przystanku tramwajowym przy Rondzie Wiatraczna. Stał sam, wyglądał na starszego o dziesięć lat.

– Magda…

Nie pozwoliłam mu dokończyć.

– To koniec – powiedziałam cicho.

Odwróciłam się i poszłam przed siebie.

Dziś wiem jedno: czasem trzeba przeżyć dwie noce i jeden dzień bólu, żeby zrozumieć, kim naprawdę jesteśmy i czego chcemy od życia. Czy można być szczęśliwym bez ranienia innych? Czy miłość zawsze musi boleć? Czekam na wasze historie…