Dwie drogi, jeden los – Historia Julii i Magdy

Wbiegłam do mieszkania, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby. – Mamo, dlaczego znowu to zrobiłaś?! – krzyknęłam, rzucając torbę na podłogę. W kuchni unosił się zapach przypalonego mleka, a moja matka, pani Halina, stała przy zlewie z zaciśniętymi ustami. – Julia, nie teraz – powiedziała cicho, nie odwracając się do mnie. – Teraz! – wrzasnęłam. – Nie będziesz mi już więcej kłamać! Wiem wszystko!

To był ten dzień, kiedy świat przestał być prosty. Miałam dwadzieścia dwa lata i właśnie wróciłam z kolejnej nieudanej rozmowy o pracę w Warszawie. Studiowałam filologię polską, miałam marzenia o własnej księgarni i spokojnym życiu. Ale rzeczywistość była inna: wynajmowałyśmy z mamą kawalerkę na Bródnie, ledwo wiążąc koniec z końcem. Ojciec odszedł, gdy miałam sześć lat. Zostawił nas dla młodszej kobiety i od tamtej pory kontakt ograniczał się do świątecznych SMS-ów.

Tego dnia jednak nie chodziło o pieniądze. W kieszeni miałam list – stary, pożółkły, znaleziony przypadkiem w szufladzie z dokumentami. Był zaadresowany do mojej matki, ale podpisany imieniem „Magda”. Treść była krótka: „Halinko, wybacz mi. Nie mogłam inaczej. Proszę, dbaj o Julię tak, jakby była twoją córką. Magda.”

– Kim jest Magda? – zapytałam drżącym głosem.

Matka spojrzała na mnie tak, jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu. – To nie jest rozmowa na teraz…

– To jest rozmowa na całe moje życie! – przerwałam jej. – Kim jestem? Czy ty jesteś moją matką?

Zapanowała cisza tak gęsta, że słyszałam bicie własnego serca. W końcu Halina usiadła przy stole i zaczęła mówić:

– Urodziłaś się w małym szpitalu pod Lublinem. Twoja mama… Magda… była moją młodszą siostrą. Miała wtedy siedemnaście lat. Rodzice kazali jej oddać cię do adopcji. Ja byłam już po studiach, miałam pracę w Warszawie… Zgodziłam się cię wychować. Magda wyjechała do Niemiec i nigdy więcej się nie odezwała.

Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. – Więc całe życie żyłam w kłamstwie? – wyszeptałam.

– Chciałam cię chronić…

– Przed czym? Przed prawdą?!

Wybiegłam z mieszkania, nie wiedząc dokąd idę. Warszawa była tego dnia szara i zimna. Przez kilka godzin błąkałam się po mieście, aż w końcu zadzwoniłam do jedynej osoby, która mogła mi pomóc – mojego chłopaka, Pawła.

– Julia? Co się stało?

– Muszę się dowiedzieć prawdy o sobie…

Paweł zabrał mnie do swojej matki na Mokotów. Tam po raz pierwszy od lat poczułam się bezpieczna. Pani Teresa podała mi herbatę i powiedziała: – Czasem rodzice robią głupie rzeczy z miłości…

Ale ja nie chciałam słuchać usprawiedliwień. Następnego dnia zaczęłam szukać Magdy. Przez internetowe fora, stare znajomości rodziny z Lublina, aż w końcu znalazłam adres w Hanowerze.

Nie miałam pieniędzy na bilet do Niemiec. Sprzedałam laptopa i kilka książek z dzieciństwa. Matka próbowała mnie powstrzymać:

– Julia, proszę… Nie jedź tam sama!

– Muszę wiedzieć, kim jestem!

Podróż była długa i pełna lęku. Kiedy stanęłam pod drzwiami kamienicy w Hanowerze, ręce mi drżały tak bardzo, że ledwo mogłam zadzwonić domofonem.

– Hallo?

– Dzień dobry… Szukam Magdaleny Nowak.

Po chwili drzwi się otworzyły. Na schodach stała kobieta o moich oczach i włosach spiętych w niedbały kok.

– Julia? – zapytała cicho.

Nie pamiętam dokładnie tej rozmowy. Pamiętam tylko łzy i uścisk tak mocny, że zabrakło mi tchu.

Magda opowiedziała mi swoją wersję historii: jak rodzice wyrzucili ją z domu po tym, jak zaszła w ciążę z chłopakiem ze wsi; jak próbowała walczyć o mnie, ale była za młoda i za biedna; jak Halina zgodziła się mnie wychować pod warunkiem zerwania kontaktu.

– Przepraszam cię… Każdego dnia żałowałam tej decyzji.

Nie potrafiłam jej wybaczyć od razu. Wróciłam do Polski jeszcze bardziej zagubiona niż wcześniej.

W domu czekała na mnie Halina. Była blada i wychudzona – przez te kilka dni prawie nie jadła.

– Julia…

– Musisz mi dać czas – powiedziałam tylko.

Przez kolejne miesiące żyłyśmy obok siebie jak dwie obce kobiety. Paweł próbował mnie wspierać, ale ja coraz bardziej zamykałam się w sobie.

Pewnego dnia dostałam list z Niemiec. Magda pisała: „Chciałabym cię poznać naprawdę. Przyjedź jeszcze raz.”

Pojechałam. Tym razem zostałam na dłużej. Poznałam moją przyrodnią siostrę Klarę – owoc nowego związku Magdy. Była ode mnie młodsza o dziesięć lat i patrzyła na mnie z fascynacją.

– Jesteś moją siostrą? Naprawdę?

Poczułam wtedy coś dziwnego: radość pomieszaną ze smutkiem. Przez całe życie byłam jedynaczką, a tu nagle miałam rodzinę za granicą.

Zaczęłyśmy pisać do siebie regularnie. Magda odwiedziła Polskę na moje dwudzieste trzecie urodziny. Spotkanie z Haliną było pełne napięcia.

– Dziękuję ci za wszystko – powiedziała Magda mojej matce-adoptującej.

Halina odpowiedziała tylko: – Zrobiłam to dla Julii.

Przez kolejne tygodnie próbowałyśmy odbudować relacje rodzinne. Było dużo łez, wyrzutów sumienia i trudnych pytań.

Najtrudniejsze było wybaczenie. Ale pewnego wieczoru usiadłyśmy we trzy przy stole w naszym małym mieszkaniu na Bródnie i po raz pierwszy poczułam spokój.

Dziś mam dwadzieścia pięć lat i własną księgarnię na Pradze. Z Haliną rozmawiam codziennie przez telefon; Magda dzwoni co tydzień z Niemiec; Klara odwiedza mnie w wakacje.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy gdybym znała prawdę wcześniej, byłabym szczęśliwsza? Czy można naprawdę wybaczyć rodzinie kłamstwo dla „dobra dziecka”? A może każda rodzina to tylko zbiór niedopowiedzianych historii?

Ciekawa jestem Waszych historii i opinii… Czy wy potrafilibyście wybaczyć?