Drzwi do zdrady – historia, która rozdarła moją rodzinę
Drzwi zatrzasnęły się tuż przed moją twarzą, a echo tego dźwięku dźwięczy mi w uszach do dziś. Stałem na klatce schodowej, ściskając w dłoni klucz do mieszkania, które jeszcze przed chwilą było moim domem. W środku, za tymi drzwiami, była moja żona – i obcy facet w moim szlafroku. Nazywam się Paweł Gajda. Mam trzydzieści sześć lat i przez ostatnie pół roku harowałem na budowie w Niemczech, żeby zapewnić rodzinie lepsze życie. Wróciłem do Krakowa z wypłatą, z bukietem róż i głową pełną planów na przyszłość. Nie spodziewałem się, że wszystko rozpadnie się w jednej sekundzie.
Jeszcze rano wyobrażałem sobie, jak Aneta rzuca mi się na szyję, jak dzieci – Ola i Kuba – śmieją się i krzyczą „tata!”. Zamiast tego zobaczyłem w progu obcego mężczyznę. Był młodszy ode mnie, dobrze zbudowany, z tatuażem na ramieniu i spojrzeniem pełnym pogardy.
– Czego tu chcesz? – rzucił, nawet nie próbując udawać.
– To moje mieszkanie – wydukałem, czując jak krew odpływa mi z twarzy.
Za jego plecami mignęła sylwetka Anety. Miała na sobie moją koszulę, tę, którą zostawiłem na krześle przed wyjazdem. Patrzyła na mnie z czymś pomiędzy strachem a wstydem.
– Paweł… to nie tak… – zaczęła, ale on ją uciszył gestem.
– Lepiej idź sobie, zanim zadzwonię na policję – syknął facet.
Nie wiem, jak długo stałem pod tymi drzwiami. Kwiaty wypadły mi z ręki i rozsypały się po wycieraczce. Słyszałem za plecami szmery sąsiadów. Ktoś uchylił drzwi, ktoś inny szeptał: „To ten Gajda? Słyszałaś, co się stało?”
Zszedłem na dół jak automat. Zadzwoniłem do brata – Łukasza. Odbierał od razu.
– Paweł? Wszystko gra?
Nie odpowiedziałem od razu. W końcu wykrztusiłem:
– Możesz mnie przenocować?
Łukasz nie pytał o nic więcej. Po godzinie siedzieliśmy już w jego kuchni na osiedlu Azory. On nalewał mi herbaty, ja patrzyłem tępo w ścianę.
– Powiesz mi w końcu, co się stało? – spytał cicho.
Opowiedziałem mu wszystko. O pracy za granicą, o tym jak Aneta coraz rzadziej odbierała telefon, jak dzieci mówiły przez słuchawkę „mama jest zajęta”. O tym, że wróciłem wcześniej specjalnie na jej urodziny. O obcym mężczyźnie w moim domu.
Łukasz zacisnął pięści.
– Chcesz, żebym tam poszedł? Pogadał z nim po męsku?
Pokręciłem głową. Byłem zbyt rozbity nawet na zemstę.
Przez kolejne dni próbowałem się pozbierać. Spałem na kanapie u brata, chodziłem do pracy jak cień człowieka. Dzwoniła do mnie matka:
– Pawełku, wracaj do domu. Dzieci tęsknią…
Ale ja nie mogłem. Nie po tym wszystkim.
W końcu Aneta zadzwoniła sama.
– Musimy porozmawiać – powiedziała zimno.
Spotkaliśmy się w parku pod Wawelem. Przyszła sama, bez dzieci.
– Paweł… Przepraszam. To się stało… bo czułam się samotna. Ty ciągle wyjeżdżałeś, wszystko było ważniejsze ode mnie…
– Pracowałem dla was! – przerwałem jej z goryczą.
– Ale ja chciałam ciebie, nie pieniędzy! – wybuchła nagle. – A potem poznałam Bartka…
Imię tego człowieka paliło mnie jak żelazo.
– I co teraz? – spytałem cicho.
– Chcę rozwodu – powiedziała bez mrugnięcia okiem. – Dzieci zostają ze mną.
Poczułem się jakby ktoś wyrwał mi serce. Próbowałem walczyć o Olę i Kubę, ale Aneta była nieugięta. Jej matka – moja teściowa – dolała oliwy do ognia:
– Sam jesteś sobie winien! Zostawiłeś rodzinę dla pieniędzy! Moja córka zasługuje na szczęście!
W sądzie spotkaliśmy się po raz pierwszy twarzą w twarz od tamtej nocy. Aneta patrzyła na mnie chłodno, Bartka nie było. Sędzia pytał o dzieci, o alimenty, o mieszkanie kupione na kredyt.
Po rozprawie Łukasz próbował mnie pocieszyć:
– Bracie… To nie twoja wina. Ludzie są słabi. Ale dzieci cię potrzebują.
Przez kolejne tygodnie walczyłem o kontakt z Olą i Kubą. Aneta utrudniała wszystko jak mogła: „Dziś nie możesz ich zabrać, mają zajęcia”, „Jutro jedziemy do babci”.
W końcu Ola zadzwoniła sama:
– Tato… czemu już z nami nie mieszkasz?
Nie umiałem odpowiedzieć.
W pracy koledzy patrzyli na mnie ze współczuciem albo z politowaniem. Szef zaproponował mi delegację do Warszawy – „żebyś zmienił otoczenie”.
Pojechałem. Wynająłem pokój u starszej pani na Pradze. Wieczorami piłem piwo nad Wisłą i myślałem o tym wszystkim, co straciłem.
Pewnego dnia zadzwoniła matka:
– Pawełku… Aneta jest w szpitalu. Miała atak paniki po kłótni z Bartkiem. Dzieci są u nas.
Pojechałem do Krakowa natychmiast. Ola rzuciła mi się na szyję:
– Tato! Zostaniesz z nami?
Zostałem na kilka dni u rodziców. Matka płakała przy stole:
– Synku… Może jeszcze wszystko się ułoży?
Ale wiedziałem już, że nie wrócę do tamtego życia.
Po rozwodzie próbowałem zacząć od nowa. Wynająłem kawalerkę na Ruczaju, zmieniłem pracę na mniej wymagającą fizycznie. Z czasem zacząłem spotykać się z Martą – koleżanką z liceum, która sama wychowywała syna po rozwodzie.
Aneta czasem dzwoniła wieczorami:
– Paweł… Przepraszam za wszystko… Bartek mnie zostawił…
Nie umiałem już jej współczuć.
Dziś widuję dzieci co drugi weekend. Ola dorasta szybciej niż bym chciał; Kuba zamyka się w sobie i coraz rzadziej mówi „tato”.
Czasem pytam siebie: czy mogłem coś zrobić inaczej? Czy gdybym został w kraju i zarabiał mniej, byłbym szczęśliwszy? Czy zdrada zawsze jest winą obu stron?
A może to po prostu życie – bezlitosne i nieprzewidywalne?
Czy można jeszcze zaufać drugiemu człowiekowi po takim upokorzeniu? Co wy byście zrobili na moim miejscu?