Dlaczego nikt mnie nie zauważa? – Opowieść o życiu w cieniu własnej rodziny
„Dlaczego nikt mnie nie zauważa?” – to pytanie rozrywało mi głowę, kiedy po raz kolejny siedziałam przy stole, a rozmowa rodzinna toczyła się nade mną, jakbym była przezroczysta. Mama podawała rosół, tata opowiadał dowcipy, a mój młodszy brat, Paweł, znowu był w centrum uwagi. Ja – Zuzanna – miałam wtedy czternaście lat i już wtedy czułam, że jestem tylko tłem dla czyjegoś życia.
– Zuzka, podaj sól! – rzuciła mama, nie patrząc nawet w moją stronę.
Podałam. Nikt nie podziękował. Paweł właśnie opowiadał o swoim sukcesie na konkursie matematycznym. Tata był dumny, mama wzruszona. Ja? Ja dostałam czwórkę z polskiego, ale nikt o to nie zapytał. Wtedy po raz pierwszy poczułam, że mogłabym zniknąć i nikt by tego nie zauważył.
Z czasem nauczyłam się być cicho. W szkole też byłam raczej tą „odrabiającą za innych zadania”, niż tą, którą zaprasza się na urodziny. Najlepsza przyjaciółka? Nie miałam. Może dlatego, że zawsze byłam tą drugą, tą „w cieniu”.
W liceum próbowałam się zmienić. Zapisałam się do kółka teatralnego. Pamiętam pierwszą próbę – serce waliło mi jak młot. Reżyserka, pani Kalinowska, spojrzała na mnie przez okulary:
– Zuzanna, masz coś do powiedzenia?
– Chciałabym spróbować roli Anny – wydukałam.
– Dobrze. Pokaż nam.
Drżały mi ręce, ale dałam z siebie wszystko. Po próbie usłyszałam tylko:
– Dobrze, ale musisz być głośniejsza. Nie słychać cię.
Znowu byłam niewidzialna.
W domu sytuacja była coraz trudniejsza. Paweł dostał się na olimpiadę krajową. Rodzice byli wniebowzięci. Ja – napisałam opowiadanie, które wygrało konkurs w lokalnej bibliotece. Pokazałam dyplom mamie.
– To bardzo ładnie, Zuziu – powiedziała, nie odrywając wzroku od telefonu.
Tata nawet nie spojrzał.
Wtedy zaczęłam zamykać się w sobie. Pisałam pamiętnik. Wylewałam w nim żal i złość:
„Dlaczego nikt mnie nie widzi? Dlaczego moje sukcesy są mniej ważne? Czy naprawdę trzeba być głośnym i bezczelnym jak Paweł?”
Pewnego wieczoru usłyszałam przez drzwi rozmowę rodziców:
– Zuzia jest taka cicha… Martwię się o nią – powiedziała mama.
– Przesadzasz. Jest po prostu spokojna. Paweł byłby dobrym przykładem dla niej – odpowiedział tata.
Zacisnęłam pięści. Przykład? Przecież ja nie chciałam być jak Paweł! Chciałam być sobą – tylko żeby ktoś to zauważył.
W końcu wybuchłam podczas rodzinnej kolacji:
– Czy wy w ogóle wiecie, co ja robię? Czy interesuje was coś poza Pawłem?
Zapadła cisza.
– Zuzia… O co ci chodzi? – spytała mama zaskoczona.
– O to, że nigdy mnie nie słuchacie! Nigdy nie pytacie o moje życie! Nawet nie wiecie, że wygrałam konkurs literacki!
Mama spojrzała na tatę bezradnie.
– Przecież mówiliśmy ci, że jesteśmy dumni…
– Nigdy tego nie powiedzieliście! – krzyknęłam i wybiegłam do swojego pokoju.
Tam płakałam długo. Paweł zapukał po godzinie:
– Zuzka… Przepraszam. Nie wiedziałem…
Nie odpowiedziałam mu wtedy. Było mi wszystko jedno.
Z czasem zaczęłam coraz bardziej zamykać się w sobie. W liceum miałam jedną koleżankę – Martynę. To ona jako pierwsza powiedziała mi:
– Zuzka, jesteś świetna! Masz talent do pisania!
Nie wierzyłam jej. Ale ona była uparta. Przynosiła mi książki, zachęcała do udziału w konkursach. Dzięki niej napisałam opowiadanie do ogólnopolskiego konkursu i… wygrałam drugie miejsce! W końcu ktoś mnie docenił.
Martyna namówiła mnie na wspólny wyjazd na warsztaty literackie do Krakowa. Tam poznałam ludzi takich jak ja – cichych, zamkniętych w sobie, ale pełnych pasji. Poczułam się częścią czegoś większego.
Po powrocie do domu postanowiłam porozmawiać z rodzicami jeszcze raz:
– Mamo, tato… Chciałabym wam coś powiedzieć.
Spojrzeli na mnie zdziwieni.
– Wygrałam ogólnopolski konkurs literacki. Jadę na galę do Warszawy.
Mama otworzyła szeroko oczy:
– Naprawdę? Zuziu… Dlaczego nic nie mówiłaś?
– Bo nigdy mnie nie słuchaliście – odpowiedziałam spokojnie.
Tata spuścił głowę:
– Masz rację… Przepraszamy cię.
To był pierwszy raz, kiedy poczułam się zauważona przez własnych rodziców.
Ale życie to nie bajka. Paweł zaczął mieć problemy w szkole – presja sukcesu go przerosła. Rodzice byli przerażeni. Nagle cała uwaga skupiła się na nim – tym razem jednak z troską i lękiem.
Ja byłam już wtedy silniejsza. Dzięki Martynie i warsztatom wiedziałam, że jestem coś warta niezależnie od tego, czy ktoś mnie chwali czy nie.
Na studiach wyjechałam do Warszawy na polonistykę. Tam zaczęło się prawdziwe życie – samodzielność, nowe znajomości, pierwsze miłości i rozczarowania. Ale cień dzieciństwa ciągnął się za mną długo.
Pamiętam rozmowę z moim chłopakiem, Michałem:
– Zuzka, dlaczego nigdy nie mówisz o sobie?
– Bo boję się, że nikogo to nie obchodzi…
Objął mnie wtedy mocno:
– Mnie obchodzi. Bardzo.
To był przełomowy moment. Zaczęłam mówić głośniej o swoich uczuciach, potrzebach i marzeniach.
Dziś mam trzydzieści lat i pracuję jako redaktorka w wydawnictwie w Warszawie. Mam przyjaciół, którzy naprawdę mnie słuchają i rodzinę, która nauczyła się pytać: „Co u ciebie?”
Ale czasem wracam myślami do tamtej dziewczynki przy stole i pytam siebie: czy gdyby wtedy ktoś mnie zauważył, byłabym dziś inną osobą? Czy musiałam przejść przez samotność i ból, żeby nauczyć się walczyć o siebie?
A wy? Czy też czuliście się kiedyś niewidzialni we własnej rodzinie? Jak sobie z tym radziliście? Może to właśnie te doświadczenia uczą nas najwięcej o nas samych?