Dla mojej matki jestem gorszy niż diabeł! Już nie wiem, co robić!
Dla mojej matki jestem gorszy niż diabeł! Już nie wiem, co robić!
Wszystko zaczęło się dziś rano, kiedy znowu usłyszałem jej wrzask przez zamknięte drzwi mojego pokoju: „Kacper! Wstawaj natychmiast, bo znowu się spóźnisz do tej swojej beznadziejnej pracy! I nie zapomnij, że dzisiaj masz iść do ciotki Krysi złożyć życzenia imieninowe!” Zacisnąłem zęby. Mam 25 lat, pracuję na własny rachunek jako grafik komputerowy, a ona wciąż traktuje mnie jak dziecko. Nie pamiętam już dnia, w którym nie czułbym się jak więzień we własnym domu.
Wyszedłem z pokoju, a ona już czekała w kuchni, z rękami założonymi na piersi. „Znowu nie posprzątałeś po sobie w łazience. Wstyd! Jak ty chcesz kiedyś mieć żonę? Kto cię zechce z takim bałaganem?”
- Mamo, mam dzisiaj ważny projekt do oddania. Nie mogę teraz jechać do cioci.
- Projekt? Projekt! Ty i te twoje głupoty na komputerze! Gdybyś poszedł na prawo, jak chciałam, miałbyś normalną pracę i szacunek ludzi!
Zacisnąłem pięści. Ile razy można słuchać tego samego? Ojciec siedział przy stole, udając, że czyta gazetę. Wiedziałem, że nie wtrąci się ani słowem – zawsze był cichy, wycofany. To matka rządziła domem twardą ręką.
Próbowałem się wycofać do swojego pokoju, ale ona ruszyła za mną jak cień.
-
Kacper, nie skończyliśmy rozmowy! – krzyknęła. – Znowu uciekasz? Tak cię wychowałam? Wstyd mi za ciebie przed całą rodziną!
-
Mamo, proszę cię…
-
Prosić to możesz Boga o rozum! – syknęła. – Ja już nie mam siły do ciebie. Jesteś gorszy niż diabeł! Tylko kłopoty przez ciebie!
Zatrzasnąłem drzwi i usiadłem na łóżku. Ręce mi drżały. Od miesięcy czuję się jak worek treningowy dla jej frustracji. Każda decyzja, którą podejmuję – od wyboru pracy po dziewczynę – jest przez nią krytykowana. Moja dziewczyna, Zosia, już dawno przestała przychodzić do nas do domu. „Twoja matka patrzy na mnie jak na złodziejkę” – powiedziała ostatnio. „Nie mogę tego znieść.”
Pamiętam tamten wieczór sprzed kilku tygodni. Siedzieliśmy z Zosią w moim pokoju, rozmawialiśmy o wspólnym wynajmie mieszkania. Nagle matka weszła bez pukania.
- Zosiu, a ty to w ogóle umiesz gotować? Bo mój syn to nawet jajecznicy nie potrafi zrobić! – rzuciła z pogardą.
Zosia pobladła.
- Umiem gotować – odpowiedziała cicho.
- To może byś coś ugotowała? Bo ja już nie mam siły niańczyć tego lenia!
Zosia wybiegła z płaczem. Tego wieczoru powiedziała mi: „Albo wyprowadzisz się od matki, albo ja odchodzę.”
Nie potrafię jej się dziwić. Sam czasem mam ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. Ale zawsze coś mnie powstrzymuje – poczucie winy wobec ojca, który jest cieniem człowieka przez tę całą sytuację. Wiem, że jeśli odejdę, zostawię go samego na pastwę jej humorów.
Najgorsze są święta. Wtedy cała rodzina zbiera się przy stole i zaczyna się festiwal upokorzeń.
- Kacper, a kiedy ty w końcu znajdziesz sobie porządną pracę? – pyta ciotka Krysia.
- A może byś się ożenił? – dorzuca babcia.
- On? On nawet nie umie sobie skarpetek dobrać! – śmieje się matka.
Wszyscy się śmieją, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Ojciec tylko spuszcza wzrok i milczy.
Ostatnio doszło do prawdziwej awantury. Przyszedłem późno z pracy nad projektem dla dużej firmy z Warszawy. Byłem zmęczony, ale szczęśliwy – to była szansa na rozwój i niezależność finansową. Matka czekała w kuchni.
- Gdzie byłeś?!
- Pracowałem…
- Pracowałeś?! O tej porze?! Pewnie znowu włóczyłeś się z tą swoją Zosią! Wstyd! Ja w twoim wieku miałam już dziecko i dom na głowie!
Nie wytrzymałem.
- Mamo, przestań! Mam prawo żyć po swojemu!
- Po swojemu?! Dopóki mieszkasz pod moim dachem, będziesz robił to, co ci każę!
Wybuchłem:
- To może czas się wyprowadzić!
Zapadła cisza tak gęsta, że można było ją kroić nożem. Ojciec spojrzał na mnie błagalnie. Matka pobladła.
- Wyprowadzisz się? Proszę bardzo! Ale pamiętaj – jak ci się noga powinie, nie wracaj tutaj!
Wyszedłem trzaskając drzwiami. Całą noc chodziłem po mieście, dzwoniłem do Zosi.
- Kacper, musisz postawić granice – powiedziała stanowczo. – Twoja matka nigdy się nie zmieni.
Ale jak postawić granice komuś, kto całe życie był twoim jedynym autorytetem? Kto powtarzał ci od dziecka: „Ja wiem lepiej”? Kto potrafił sprawić, że czułeś się winny nawet wtedy, gdy nic złego nie zrobiłeś?
Kiedy wróciłem nad ranem, ojciec czekał w przedpokoju.
- Synu…
- Tato…
- Nie chcę ci mówić, co masz robić. Ale pamiętaj: masz prawo być szczęśliwy.
Te słowa dźwięczą mi w głowie do dziś.
Następnego dnia matka zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Zrobiła mi śniadanie i zaczęła opowiadać o nowym serialu w telewizji. Ale wiedziałem już, że coś pękło między nami na zawsze.
Od tamtej pory coraz częściej myślę o wyprowadzce. Zosia znalazła nam małe mieszkanie na Ołbinie – ciasne, ale własne. Boję się tego kroku jak cholera. Boję się zostawić ojca samego z matką. Boję się jej gniewu i tego poczucia winy, które pewnie będzie mnie dręczyć latami.
Ale jeszcze bardziej boję się zostać tu na zawsze i stracić siebie.
Dziś wieczorem usiadłem z ojcem przy herbacie.
- Tato… Jeśli odejdę…
- Synu… Ja sobie poradzę. Ty musisz żyć swoim życiem.
Popłakałem się jak dziecko.
Jutro powiem matce o wyprowadzce. Już wiem, że będzie krzyk, płacz i szantaż emocjonalny. Ale muszę to zrobić dla siebie i dla Zosi.
Czy jestem złym synem? Czy naprawdę zasługuję na to wszystko? A może każdy z nas musi kiedyś wyrwać się spod skrzydeł rodziców – nawet jeśli te skrzydła bardziej przypominają klatkę niż ochronę?
Co wy byście zrobili na moim miejscu? Czy można kochać i jednocześnie uciekać? Jak znaleźć równowagę między lojalnością wobec rodziny a własnym szczęściem?