Czas, który dzieli – historia o teściowej, rodzinie i własnych granicach

Już od progu czułam, że coś jest nie tak. Ledwo przekroczyłam próg domu mojej teściowej, a ona – pani Halina – spojrzała na mnie z takim chłodem, jakby właśnie przyniosłam ze sobą burzę. „O, już jesteś? Myślałam, że przyjedziesz wcześniej. Zosia już zdążyła zrobić obiad, a ty?” – rzuciła, nawet nie zdejmując rąk z fartucha. Zosia to siostra mojego męża, wieczna prymuska i oczko w głowie mamy. Ja – Marta – zawsze byłam tą „inną”.

Przyjechałam do nich na wieś z Warszawy. Miałam nadzieję na kilka dni odpoczynku i skupienia się na pracy – jestem copywriterką, prowadzę bloga o życiu na wsi z perspektywy mieszczucha. Potrzebowałam zdjęć, inspiracji i… spokoju. Ale już pierwszego dnia wiedziałam, że o spokój będzie tu najtrudniej.

Zosia krzątała się po kuchni, krojąc marchewkę do rosołu. Halina patrzyła na mnie spod byka. „Może byś pomogła? Zamiast siedzieć w tym telefonie” – powiedziała z przekąsem. Uśmiechnęłam się nerwowo. „Zaraz skończę maila do klienta i pomogę przy obiedzie.”

„Maila… Klient… Kiedyś to się po prostu pracowało, a nie wymyślało jakieś głupoty” – mruknęła Halina.

Mój mąż, Tomek, próbował rozładować atmosferę. „Mamo, Marta naprawdę ciężko pracuje. Jej blog ma tysiące czytelników!”

Halina tylko machnęła ręką. „Tysiące czytelników… A kto ci obiad ugotuje? Kto ci dzieci wychowa? Internet ci nie pomoże.”

Poczułam się jak intruz. Chciałam się rozpłynąć albo uciec do swojego mieszkania w Warszawie. Ale zostałam – dla Tomka.

Wieczorem usiedliśmy wszyscy przy stole. Halina z dumą patrzyła na Zosię, która podawała rosół. „Zosia to przynajmniej wie, co to obowiązek rodzinny” – powiedziała głośno. Tomek ścisnął moją dłoń pod stołem.

Po kolacji próbowałam porozmawiać z Haliną. „Chciałabym pomóc, ale mam też swoje zobowiązania zawodowe…”

Przerwała mi: „Twoje zobowiązania? A rodzina to nie zobowiązanie? Ty myślisz tylko o sobie.”

Zosia weszła do pokoju z herbatą. „Mamo, daj spokój. Marta ma swoją pracę, ja mogę pomóc.”

Halina spojrzała na nią z wdzięcznością. „Wiedziałam, że na ciebie zawsze można liczyć.”

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam przez cienką ścianę rozmowę Haliny z Tomkiem:

– Ona nie pasuje do naszej rodziny.
– Mamo, kocham ją.
– Ale ona nie rozumie naszych wartości!
– Mamo, czasy się zmieniły.

Następnego dnia Halina postanowiła mnie „przekonać” do swoich racji. Obudziła mnie o szóstej rano stukaniem garnków.

– Marta! Wstawaj! Trzeba nakarmić kury i wyplewić grządki!

Zeszłam na dół w piżamie.

– Chciałam tylko napić się kawy…
– Kawa później! Najpierw obowiązki!

Wyszłam na podwórko z poczuciem upokorzenia. Zosia już była przy grządkach.

– Nie przejmuj się – szepnęła. – Mama taka jest od zawsze.
– Ale ja nie jestem tobą – odpowiedziałam cicho.

Po południu próbowałam popracować na laptopie w ogrodzie. Halina przechodziła obok co chwilę.

– I co ty tam klikasz? Może byś ziemniaki obrała?

Czułam narastającą frustrację i bezsilność. W końcu wybuchłam:

– Mamo! Ja też mam prawo do swojego życia! Nie jestem tu tylko po to, żeby spełniać twoje oczekiwania!

Halina spojrzała na mnie jak na obcą osobę.

– W takim razie po co tu przyjeżdżasz?
– Bo chcę być z Tomkiem! Ale nie mogę rezygnować z siebie!

Wybiegłam do sadu i rozpłakałam się jak dziecko.

Wieczorem Tomek przyszedł do mnie do pokoju.

– Przepraszam za mamę… Ona nie potrafi inaczej.
– Tomek, ja już nie wiem, czy dam radę tak żyć… Ciągle muszę wybierać: rodzina czy ja sama.
– Kocham cię za to, kim jesteś. Ale mama… ona nigdy nie zaakceptuje twojej pracy.
– Czyli mam się zmienić?
– Nie! Ale musimy ustalić granice.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Haliną szczerze, bez udawania.

– Pani Halino… Proszę mi pozwolić być sobą. Ja naprawdę kocham Tomka i chcę być częścią tej rodziny, ale nie mogę rezygnować z własnych marzeń i pracy.

Halina milczała długo.

– Może masz rację… Ale ja całe życie poświęciłam rodzinie. Nie rozumiem tego waszego świata.
– Może spróbujemy się lepiej poznać? Może pokażę pani mój blog?

Halina wzruszyła ramionami.

– Może kiedyś…

Wyjeżdżając z tej wsi czułam ulgę i smutek jednocześnie. Tomek obiecał mi wsparcie, ale wiedziałam już, że ten konflikt będzie wracał jak bumerang.

Dziś patrzę na zdjęcia z tamtego wyjazdu i zastanawiam się: czy można być sobą w rodzinie, która oczekuje od ciebie czegoś zupełnie innego? Czy kompromis zawsze oznacza rezygnację z siebie? Ciekawa jestem waszych historii – czy ktoś z was też musiał walczyć o swoje miejsce w rodzinie?