Babcia wybrała nie nas – historia wyboru, który rozdarł rodzinę

Drzwi trzasnęły tak mocno, że aż podskoczyła mi w dłoni filiżanka z herbatą. – Mamo, nie wierzę! – krzyknęła moja synowa, Justyna, wbiegając do kuchni z oczami pełnymi łez. – Naprawdę chcesz zostawić nas dla Pawła? Po tylu latach? Stałam przy oknie, patrząc na szare, listopadowe niebo nad blokowiskiem w Gdańsku. W głowie miałam mętlik. Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie, ale nie sądziłam, że będzie aż tak bolesny.

Mam na imię Helena. Siedemdziesiąt dwa lata życia, dwóch synów – Paweł i Marek. Owdowiałam dwa lata temu. Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Najpierw była żałoba, potem samotność, a potem… walka o mnie. Tak, walka. Bo nagle okazało się, że starsza matka jest problemem do rozwiązania.

Marek, mój starszy syn, mieszkał z rodziną w dużym mieszkaniu na Przymorzu. Zawsze był zaradny, miał dobrą pracę w banku, żonę Justynę i dwójkę dzieci – Olę i Kubę. Paweł był młodszy, spokojniejszy, trochę życiowy nieudacznik według Marka. Pracował jako nauczyciel historii w podstawówce na Oruni, mieszkał z żoną Magdą i córką Zosią w małym mieszkaniu na parterze.

Po śmierci męża Marek od razu zaproponował: – Mamo, przeprowadź się do nas. Będziesz miała swój pokój, dzieci cię uwielbiają. Justyna też się zgodziła… choć widziałam w jej oczach cień niepokoju.

Paweł nie mówił nic. Przychodził codziennie po pracy, robił mi zakupy, naprawiał cieknący kran, przynosił świeże bułki i czasem po prostu siedział ze mną w ciszy. Magda wpadała z Zosią z ciastem albo zupą. – Mamo Heleno, może chociaż na weekend do nas? – pytała cicho.

Wiedziałam, że u Marka byłoby wygodniej. Więcej miejsca, lepsza dzielnica, dzieciaki już duże. Ale Justyna… od zawsze czułam, że jestem dla niej ciężarem. Nigdy nie powiedziała tego wprost, ale widziałam jej minę za każdym razem, gdy zostawałam na noc.

Pewnego dnia usłyszałam przez przypadek rozmowę: – Marek, twoja mama znowu zostawiła kubek po herbacie na stole! Ile razy mam powtarzać? – Justyna była zirytowana. – Kochanie, ona jest starsza… – Ale ja też mam swoje życie! Nie będę niańką dla twojej matki!

Serce mi pękło. Wiedziałam już wtedy, że nie mogę tam zamieszkać.

Ale Paweł miał tylko dwa pokoje. Zosia spała w salonie na rozkładanej kanapie. Magda pracowała na pół etatu w bibliotece i ledwo wiązali koniec z końcem. – Mamo, u nas ciasno… ale zawsze znajdzie się miejsce dla ciebie – powiedział Paweł pewnego wieczoru.

Wtedy zadzwonił Marek: – Mamo, podjęłaś decyzję? Justyna już szykuje pokój dla ciebie. Ola się cieszy! – Słyszałam w jego głosie nutę presji.

– Jeszcze nie wiem…

– Mamo… przecież to oczywiste! U Pawła będziesz przeszkadzać. On ledwo sobie radzi! U nas masz wszystko pod ręką: lekarzy, aptekę, windę…

– Marek…

– No co? Chcesz być ciężarem dla Pawła?

Zadzwoniłam do Pawła tego samego wieczoru. – Synku… czy naprawdę chcesz mnie u siebie?

– Mamo… przecież wiesz. Może nie mamy luksusów jak Marek, ale… tu jesteś kochana.

Wybór wydawał się prosty… ale nie był.

Następnego dnia przyszła Justyna z Olą i Kubą. Przynieśli mi nową narzutę na łóżko i zestaw herbat z Biedronki. – Babciu, będziesz u nas mieszkać? – zapytała Ola z nadzieją.

– Jeszcze nie wiem, kochanie…

Justyna usiadła naprzeciwko mnie i spojrzała prosto w oczy: – Pani Heleno… ja wiem, że pani mnie nie lubi.

Zatkało mnie.

– Ale proszę zrozumieć… ja mam swoją pracę, dzieciaki są wymagające… Ja po prostu się boję, że nie dam rady.

Odetchnęłam głęboko: – Justyno… ja nigdy nie chciałam być ciężarem.

– Ale pani jest! – wybuchła nagle. – Przepraszam… ale tak jest!

Odeszli obrażeni.

Wieczorem zadzwonił Marek: – Co jej powiedziałaś?! Justyna płacze! Ola jest rozczarowana!

– Marek… ja po prostu chcę być tam, gdzie ktoś mnie chce naprawdę.

– Czyli u Pawła? On ci nawet lekarstw nie kupi! My mamy wszystko!

– Ale wy nie macie serca dla mnie…

Rozłączył się bez słowa.

Przez kolejne dni nikt się do mnie nie odzywał poza Pawłem i Magdą. Przynosili mi zakupy, Zosia rysowała laurki: „Babciu kocham cię”.

W końcu podjęłam decyzję: przeprowadzam się do Pawła.

Marek przyszedł tego dnia sam. Był blady ze złości:
– Mamo… robisz błąd! Ludzie będą gadać! Całe życie ci pomagałem!
– Pomagałeś finansowo… ale nigdy nie miałeś dla mnie czasu.
– A Paweł? On cię wykończy! Będziesz spać na kanapie!
– Wolę spać na kanapie niż być ciężarem tam, gdzie mnie nie chcą.
Marek wyszedł trzaskając drzwiami.

Przeprowadzka była bolesna i upokarzająca. Sąsiadki szeptały na klatce schodowej:
– Widzisz? Synowa ją wygoniła!
– A drugi syn przygarnął… biedna Helena!

Pierwsze tygodnie u Pawła były trudne. Zosia oddała mi swój kącik do spania. Magda codziennie pytała: „Mamo Heleno, dobrze się czujesz?” Paweł wracał zmęczony z pracy i siadał ze mną przy stole: – Opowiedz mi o dziadku…
Czułam się potrzebna jak nigdy wcześniej.
Ale Marek przestał dzwonić. Ola przestała pisać do mnie wiadomości na Messengerze. Justyna rozpowiadała rodzinie: „Wybrała biedaka zamiast nas!”
Na Wigilię przyszło tylko jedno zaproszenie – od Pawła.
Siedzieliśmy przy małym stole, śpiewaliśmy kolędy i płakaliśmy wszyscy razem.
Po świętach zadzwoniła do mnie siostra z Olsztyna:
– Helena… co ty narobiłaś? Marek mówi wszystkim, że go porzuciłaś!
– Nie porzuciłam go… Po prostu chciałam być tam, gdzie jestem kochana.
– Ale rodzina jest najważniejsza!
– Wiem…
Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy dobrze zrobiłam? Czy można naprawić rodzinę po takim wyborze?
Dziś minął rok od przeprowadzki. Zosia codziennie przychodzi do mnie po szkole i opowiada o swoich marzeniach. Paweł i Magda traktują mnie jak skarb. Ale Marek? Ostatnio widziałam go przypadkiem w sklepie – przeszedł obok bez słowa.
Czy można odzyskać syna po takim rozdarciu? Czy wybierając serce zamiast wygody zawsze płaci się tak wysoką cenę?
Może wy mi powiecie: co byście zrobili na moim miejscu?