Sześć lat poświęcenia: Jak teściowa rozbiła naszą rodzinę

– Znowu nie wróciłaś na noc? – zapytałam męża, patrząc na niego z wyrzutem, gdy wszedł do kuchni o świcie.

– Musiałem zostać dłużej w pracy, wiesz jak jest – odpowiedział, unikając mojego wzroku.

Wiedziałam, że kłamie. Od miesięcy czułam, jak coś się między nami psuje. Ale to nie była tylko jego wina. To wszystko zaczęło się sześć lat temu, kiedy teściowa postanowiła wyjechać do Niemiec „na chwilę”, żeby zarobić na remont domu. Wtedy jeszcze wierzyłam w jej dobre intencje.

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Siedzieliśmy wszyscy przy stole – ja, mój mąż Tomek, nasza mała córeczka Zosia i babcia Helena. Teściowa, pani Grażyna, z powagą oznajmiła:

– Kochani, muszę wyjechać. Mama nie może zostać sama, więc liczę na waszą pomoc. To tylko na rok, góra dwa.

Tomek spojrzał na mnie błagalnie. Widziałam w jego oczach strach i bezradność. Nie chciałam się zgodzić, ale czułam presję. Przecież to rodzina.

Zgodziłam się.

Pierwsze miesiące były trudne, ale dawałam radę. Babcia Helena była schorowana, wymagała opieki niemal przez całą dobę. Tomek pomagał mi wieczorami, ale coraz częściej znikał pod pretekstem pracy. Zosia rosła, a ja czułam się coraz bardziej samotna.

Rok minął szybko. Potem drugi. Teściowa dzwoniła rzadko, zawsze miała wymówki: „Jeszcze trochę, jeszcze muszę odłożyć”. Przysyłała pieniądze – na leki dla babci, na rachunki. Ale to nie były pieniądze za moją pracę, tylko za jej spokój sumienia.

Z czasem zaczęłam czuć się jak służąca we własnym domu. Każdy dzień wyglądał tak samo: pobudka o szóstej, śniadanie dla wszystkich, podanie leków babci, odprowadzenie Zosi do przedszkola, sprzątanie, gotowanie, pranie… Wieczorem siadałam na chwilę z książką i zasypiałam z wyczerpania.

Tomek coraz częściej wracał późno. Zaczęły się kłótnie.

– Nie rozumiesz mnie! – krzyczał pewnego wieczoru. – Pracuję jak wół, żebyśmy mieli za co żyć!

– A ja? Myślisz, że ja tu leżę i pachnę? – odpowiedziałam z płaczem. – Opiekuję się twoją babcią, twoją córką i jeszcze muszę znosić twoją matkę przez telefon!

Wtedy pierwszy raz pomyślałam o rozwodzie.

Ale nie mogłam tego zrobić Zosi. Miała wtedy cztery lata i była moim całym światem. Trzymałam się dla niej.

Minęły kolejne dwa lata. Babcia Helena pogarszała się z dnia na dzień. Często budziłam się w nocy, bo słyszałam jej płacz albo wołanie o pomoc. Były dni, kiedy miałam ochotę wyjść z domu i już nie wracać.

Pewnego dnia zadzwoniła teściowa.

– Słuchaj, Aniu – zaczęła tonem nieznoszącym sprzeciwu – muszę zostać tu jeszcze rok. Dostałam lepszą pracę i mogę więcej zarobić.

– Grażyno – przerwałam jej – ja już nie daję rady. Jestem zmęczona, samotna i mam wrażenie, że wszyscy mają mnie gdzieś.

– Przesadzasz! – rzuciła oburzona. – Przecież to tylko starsza osoba! Każdy by sobie poradził!

Rozłączyła się bez słowa pożegnania.

Tamtego wieczoru długo płakałam. Tomek nawet nie próbował mnie pocieszyć.

Z czasem zaczęłam zauważać zmiany w sobie. Stałam się nerwowa, drażliwa. Krzyczałam na Zosię za drobiazgi. Czułam się winna, ale nie umiałam inaczej odreagować napięcia.

Pewnego dnia przyszła sąsiadka, pani Basia.

– Aniu, ty wyglądasz jak cień człowieka! Może byś gdzieś wyszła? Spotkałybyśmy się na kawie?

Popłakałam się przy niej jak dziecko. Opowiedziałam wszystko: o teściowej, o Tomku, o babci… Pani Basia pokiwała głową ze współczuciem.

– Musisz postawić granice – powiedziała stanowczo. – Inaczej zniszczą ci życie.

Zaczęłam myśleć o sobie. Zapisałam się na terapię online. Zaczęłam wychodzić na krótkie spacery sama. Powoli odzyskiwałam oddech.

Wtedy wydarzyło się coś nieoczekiwanego: babcia Helena zmarła we śnie.

Poczułam ulgę i ogromne poczucie winy jednocześnie. Przez kilka dni chodziłam jak otępiała. Tomek był przygnębiony, ale szybko wrócił do swoich „obowiązków”.

Teściowa wróciła dopiero na pogrzeb. Wpadła do domu jak burza.

– No i co teraz? – zapytała oschle. – Myślałam, że zostanie tu wszystko po staremu.

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.

– Grażyno – powiedziałam spokojnie – przez sześć lat opiekowałam się twoją matką. Ty byłaś za granicą i żyłaś swoim życiem. Teraz ja chcę żyć swoim.

Spojrzała na mnie z pogardą.

– Myślisz, że coś ci się należy? To była twoja powinność!

Wtedy pękło we mnie coś ostatecznie.

– Moja powinność? A twoja? Gdzie byłaś przez te wszystkie lata?

Nie odpowiedziała. Wyszła trzaskając drzwiami.

Od tamtej pory nasze relacje są chłodne jak lód. Tomek nie stanął po mojej stronie ani razu. Coraz częściej myślę o rozwodzie.

Zosia pyta czasem: „Mamo, czemu tata jest taki smutny?”. Nie umiem jej odpowiedzieć.

Czuję się wykorzystana i oszukana przez ludzi, którym najbardziej ufałam. Czy warto jeszcze walczyć o tę rodzinę? Czy może powinnam wreszcie pomyśleć o sobie?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?