Spłaciliśmy mieszkanie, żeby teściowa się wyprowadziła, a ona stwierdziła, że jednak nie chce
– Koniec końców moja teściowa odmówiła wyprowadzenia się do naszego jednopokojowego mieszkania, wyobrażacie sobie? – prawie się rozpłakałam, patrząc na moją przyjaciółkę Kasię. – Odliczałam dni, aż w końcu będziemy mogli żyć osobno! Uzgodniliśmy to wspólnie, wszystko było dopięte na ostatni guzik. Ona sama się zgodziła! Spłacaliśmy kredyt na to mieszkanie przez dziesięć lat! A teraz ona mówi, że jednak nie chce się wyprowadzić…
Kasia spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Sylwia, przecież to niemożliwe. Przecież ona sama mówiła, że chce mieć spokój i zamieszkać bliżej swojej siostry w Otwocku.
– Wiem! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Przez dziesięć lat żyliśmy jak sardynki w puszce. Ja, Tomek, nasza córka Zosia i ona. Każdy dzień był walką o kawałek podłogi, o chwilę ciszy. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio mogliśmy z Tomkiem porozmawiać szeptem w kuchni bez jej komentarzy.
Pamiętam ten dzień, kiedy podpisywaliśmy umowę kredytową. Byłam wtedy w ciąży z Zosią. Teściowa siedziała obok mnie i głaskała mnie po ręce. „To będzie wasze miejsce na ziemi” – mówiła. „Ja tylko pomogę wam na początku, potem się wyprowadzę.”
A potem minęło dziesięć lat. Dziesięć lat codziennych spięć. Dziesięć lat jej uwag: „Znowu nie posprzątałaś kuchni”, „Dziecko za lekko ubrane”, „Tomek, nie jedz tyle słodyczy”. Dziesięć lat tłumienia w sobie złości, bo przecież to matka mojego męża.
W zeszłym roku pojawiła się szansa: jej siostra zaproponowała jej pokój w swoim mieszkaniu w Otwocku. Teściowa była zachwycona. „Będę miała ogródek, spokój, swoje miejsce” – powtarzała wszystkim sąsiadkom. My z Tomkiem zaczęliśmy odliczać dni.
Spłaciliśmy ostatnią ratę kredytu w styczniu. Zrobiliśmy remont – odmalowaliśmy ściany, kupiliśmy nowe firanki do pokoju Zosi. W końcu mogliśmy oddychać pełną piersią. Nawet zaczęliśmy planować wspólny wyjazd na Mazury – pierwszy od lat.
A potem przyszedł ten dzień. Siedzieliśmy przy stole w kuchni. Teściowa mieszała herbatę i nagle powiedziała:
– Wiecie co… Ja jednak nie chcę się wyprowadzać.
Zamarłam. Tomek spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Mamo, przecież wszystko było ustalone…
– No ale wiecie… Siostra jednak ma swoje sprawy, a ja tu mam lekarza, znajomych… No i Zosia mnie potrzebuje.
Zosia spojrzała na mnie przestraszona. Miała wtedy dziewięć lat i doskonale rozumiała napiętą atmosferę.
– Ale mamo… – zaczął Tomek.
– Nie chcę o tym rozmawiać – ucięła teściowa i wyszła do swojego pokoju.
Siedzieliśmy w milczeniu. Czułam, jak cała nadzieja ulatuje ze mnie jak powietrze z przebitej dętki.
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Każdy dzień był coraz trudniejszy. Teściowa zaczęła zachowywać się tak, jakby nigdy nie było żadnej umowy. Zaczęła jeszcze bardziej ingerować w nasze życie.
Pewnego wieczoru wróciłam zmęczona z pracy. W kuchni siedziała teściowa i kroiła warzywa.
– Sylwia, musisz bardziej pilnować Zosi z lekcjami. Dostała trójkę z matematyki.
– Pani Aniu – powiedziałam spokojnie – Zosia jest moją córką i wiem, jak sobie radzi w szkole.
– Ale ja tylko chcę pomóc! – oburzyła się teściowa.
Wtedy wszedł Tomek. Spojrzał na mnie błagalnie. Wiedziałam, że jest między młotem a kowadłem.
Wieczorem usiedliśmy razem w sypialni.
– Tomek, ja tak dłużej nie wytrzymam – wyszeptałam. – Miało być inaczej…
– Wiem… Ale co mam zrobić? To moja matka…
– A ja jestem twoją żoną! – wybuchłam cicho. – Przez nią nie mamy życia! Nawet nie możemy się pokłócić bez jej świadectwa!
Tomek spuścił głowę.
– Może jeszcze pogadam z mamą…
Ale rozmowy nic nie dawały. Teściowa była nieugięta.
Zaczęłam unikać domu. Brałam nadgodziny w pracy, chodziłam na długie spacery z Zosią po parku Skaryszewskim. Czułam się jak intruz we własnym mieszkaniu.
Pewnego dnia Zosia zapytała:
– Mamo, dlaczego babcia jest ciągle smutna?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czy powinnam powiedzieć jej prawdę? Że babcia nie chce nas zostawić w spokoju? Że przez nią nasze życie stoi w miejscu?
W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szef wezwał mnie na rozmowę.
– Sylwia, co się dzieje? Jesteś rozkojarzona…
Nie mogłam mu powiedzieć prawdy. Wstydziłam się tego wszystkiego.
W końcu przyszedł moment krytyczny. Pewnego wieczoru wróciłam do domu i zobaczyłam Tomka siedzącego na kanapie z walizką obok siebie.
– Co się stało? – zapytałam przerażona.
– Mama powiedziała mi dzisiaj, że jeśli jej się nie podoba, to mogę się wyprowadzić…
Usiadłam obok niego i zaczęliśmy płakać razem jak dzieci.
Następnego dnia postanowiłam działać. Umówiłam się na rozmowę z teściową.
– Pani Aniu – zaczęłam spokojnie – musimy porozmawiać jak dorośli ludzie. Przez dziesięć lat żyliśmy razem pod jednym dachem. Ustaliliśmy coś wspólnie i liczyliśmy na pani słowo.
Teściowa patrzyła na mnie chłodno.
– To mój dom tak samo jak wasz! Pomagałam wam przez tyle lat!
– Ale my też mamy prawo do własnego życia! Do prywatności! Do ciszy!
Wtedy pierwszy raz zobaczyłam łzy w jej oczach.
– Boję się być sama… – wyszeptała nagle.
Zamilkłam. Nie spodziewałam się tego.
– Pani Aniu… Może znajdziemy jakieś rozwiązanie? Może Otwock to za daleko? Może znajdziemy pani mieszkanie tutaj, blisko nas?
Teściowa długo milczała.
Od tamtej rozmowy minęły dwa miesiące. Nadal mieszkamy razem, ale coś się zmieniło. Teściowa zaczęła szukać mieszkania w naszej okolicy. Tomek częściej rozmawia ze mną o swoich uczuciach. Zosia przestała pytać o smutek babci.
Ale ja nadal czuję żal i rozczarowanie. Czy można przebaczyć komuś taką zdradę zaufania? Czy da się jeszcze odzyskać własne życie po tylu latach kompromisów?
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: ile jeszcze jestem w stanie poświęcić dla świętego spokoju? A wy… ile byście wytrzymali?