Ostatnia obietnica dla mojej mamy: Między łzami a nadzieją w cieniu choroby

— Nie zostawiaj mnie, mamo… — szepczę, ściskając jej wychudzoną dłoń. W pokoju pachnie lekami i wilgocią, zza okna słychać szum deszczu uderzającego o parapet. Mama leży na łóżku, jej twarz jest blada, oczy zamknięte, ale wiem, że słyszy każde moje słowo. To nasza ostatnia noc razem.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, kiedy lekarz powiedział: „Pani Zofia ma raka trzustki. Stadium czwarte.” Pamiętam, jakby to było wczoraj — mama siedziała na krześle w gabinecie, a ja obok niej. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Tata, pan Janusz, tylko spuścił głowę i zacisnął pięści. Od tego dnia nasze życie zmieniło się w niekończący się ciąg wizyt w szpitalu, cichych łez i niewypowiedzianych słów.

Ale to nie choroba była najtrudniejsza. Najgorsze były stare rany. Mój brat Paweł od lat nie rozmawiał z mamą. Pokłócili się o pieniądze po śmierci dziadka — on chciał sprzedać mieszkanie na Pradze, mama nie zgodziła się, bo to był jej dom od dzieciństwa. Od tamtej pory Paweł pojawiał się tylko na święta, a i wtedy atmosfera była napięta jak struna.

Teraz siedzę sama przy łóżku mamy. Tata śpi na kanapie w drugim pokoju, wyczerpany po kolejnej bezsennej nocy. Wpatruję się w mamę i czuję narastającą panikę. Co będzie, jeśli odejdzie, zanim Paweł zdąży się z nią pożegnać? Czy zdołam spełnić jej ostatnią prośbę?

Nagle mama otwiera oczy. Patrzy na mnie z czułością i smutkiem.

— Marto… — jej głos jest ledwo słyszalny. — Obiecaj mi jedno…

— Wszystko, mamo — odpowiadam natychmiast.

— Pogódź się z Pawłem. Nie chcę, żebyście zostali sami i skłóceni…

Łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę nie mogę mówić.

— Postaram się… Ale on nie chce rozmawiać…

Mama uśmiecha się słabo.

— Ty jesteś silniejsza… Zrób to dla mnie.

Przytulam ją delikatnie, bo boję się ją zranić. W tej chwili czuję się jak mała dziewczynka, która boi się ciemności.

Kiedy wychodzę z pokoju, dzwonię do Pawła. Po raz pierwszy od miesięcy. Słyszę jego głos — zimny i zdystansowany.

— Czego chcesz? — pyta bez ogródek.

— Paweł… Mama umiera. Prosiła, żebyś przyszedł…

Po drugiej stronie cisza. Słyszę tylko jego oddech.

— Nie wiem… — zaczyna niepewnie. — Nie wiem, czy potrafię.

— Ona ci wybaczyła — mówię cicho. — Ale czy ty potrafisz wybaczyć sobie?

Rozłącza się bez słowa.

Wracam do mamy. Siedzę przy niej całą noc, słuchając jej nierównego oddechu i wspominając dzieciństwo: zapach ciasta drożdżowego w niedzielę, wspólne spacery po Parku Skaryszewskim, śmiech przy kuchennym stole. Czuję narastającą rozpacz i bezsilność.

Nad ranem słyszę dzwonek do drzwi. To Paweł. Stoi w progu zmęczony, z podkrążonymi oczami.

— Przyszedłem… — mówi cicho.

Wprowadzam go do pokoju mamy. Siada przy jej łóżku i przez chwilę milczy. Potem chwyta ją za rękę.

— Przepraszam, mamo… Za wszystko…

Mama otwiera oczy i patrzy na niego z miłością.

— Kocham cię, synku…

W tym momencie czuję, jakby coś ciężkiego spadło mi z serca. Płaczemy wszyscy razem — ja, Paweł i tata, który przyszedł do pokoju przyciągnięty ciszą tej chwili.

Mama odchodzi kilka godzin później — spokojna, pogodzona ze światem i nami.

Po pogrzebie siedzimy z Pawłem w kuchni przy herbacie. Milczymy długo, aż w końcu on mówi:

— Myślisz, że mama naprawdę nam wybaczyła?

Patrzę na niego przez łzy i odpowiadam:

— Myślę, że wybaczyła nam już dawno. Teraz musimy nauczyć się wybaczać sobie.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można odbudować rodzinę po tylu latach bólu? Czy miłość jest silniejsza niż żal? Co byście zrobili na moim miejscu?