Mój brat zajął moje mieszkanie i uważa, że wszystko jest w porządku – historia o rodzinnych zdradach i walce o sprawiedliwość
– Nie masz tu już czego szukać, Anka. To teraz mój dom – powiedział Maks, patrząc na mnie z chłodnym spokojem, którego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Stałam w progu mieszkania, które jeszcze kilka miesięcy temu było moją przystanią. Pachniało tu kawą i starymi książkami taty. Teraz czułam tylko obcość i gniew.
Wszystko zaczęło się po śmierci taty. Miałam wtedy dwadzieścia sześć lat i wydawało mi się, że świat już mnie nie zaskoczy. Mama była załamana, a ja próbowałam utrzymać naszą dwójkę na powierzchni. Wtedy pojawił się Andrzej – nowy partner mamy. Szybko zamieszkał z nami, a po roku urodził się Maks. Byłam już wtedy na studiach, więc nie przeżywałam tego tak mocno jak mama. Ale z czasem zaczęłam czuć się coraz bardziej obca we własnym domu.
Tata zostawił mi mieszkanie w testamencie. Było to nasze rodzinne gniazdo na warszawskim Mokotowie – dwa pokoje z kuchnią, pełne wspomnień i śmiechu. Mama zapewniała mnie, że wszystko jest jasne i nie mam się czym martwić. Ale kiedy wróciłam po studiach do Warszawy, okazało się, że Maks już tam mieszka. Miał wtedy dziewiętnaście lat, był świeżo po maturze i twierdził, że to dla niego jedyna szansa na samodzielność.
– Przecież tata by chciał, żebym miał gdzie mieszkać – mówił mi z wyrzutem. – Ty masz pracę, możesz wynająć coś sobie.
Próbowałam rozmawiać z mamą, ale ona tylko wzdychała i powtarzała: „Anka, przecież jesteście rodziną. Pomóż mu stanąć na nogi”. Czułam się zdradzona. To ja przez lata opiekowałam się mamą po śmierci taty, to ja rezygnowałam z wyjazdów i imprez, żeby być przy niej. A teraz miałam oddać swoje miejsce komuś, kto nawet nie był moim pełnoprawnym bratem?
Pamiętam jedną z naszych kłótni:
– Maks, to mieszkanie jest moje! Tata zostawił je mnie!
– Ale mama mówiła, że możemy się dogadać. Przecież nie będziesz mnie wyrzucać na bruk?
– A mnie kto pomoże? Myślisz, że wynajem w Warszawie to tania sprawa?
Nie rozumiał. Albo nie chciał zrozumieć.
Zaczęłam walczyć o swoje prawa. Poszłam do prawnika, pokazałam testament. Okazało się jednak, że mama przepisała część mieszkania na siebie tuż po śmierci taty – podobno „dla bezpieczeństwa”. Potem przekazała ją Maksowi jako darowiznę. Zostałam z niczym.
Przez kilka miesięcy próbowałam rozmawiać z rodziną. Prosiłam mamę o wyjaśnienia:
– Dlaczego to zrobiłaś? Przecież tata chciał inaczej!
– Anka, nie rozumiesz… Maks jest młodszy, potrzebuje wsparcia. Ty sobie poradzisz.
To bolało najbardziej – to przekonanie mamy, że jestem silna i dam radę ze wszystkim sama. A ja byłam zmęczona, samotna i coraz bardziej zgorzkniała.
Zaczęły się plotki w rodzinie. Ciotka Basia mówiła mi na ucho:
– Nie daj się, Aniu! To twoje mieszkanie! Ale potem dodawała: – No ale Maks taki młody…
W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanka z biura zapytała kiedyś:
– Coś się stało? Wyglądasz jakbyś nie spała od tygodnia.
– Bo nie śpię – odpowiedziałam szczerze.
W końcu przestałam walczyć. Wynajęłam kawalerkę na obrzeżach miasta, daleko od Mokotowa i wspomnień po tacie. Przestałam odbierać telefony od mamy i Maksa. Czułam się jak wyrzutek we własnej rodzinie.
Minęły dwa lata. Maks zaprosił mnie kiedyś na kawę do „mojego” mieszkania.
– Chciałem pogadać – zaczął niepewnie.
Usiadłam na kanapie, tej samej, na której tata czytał mi bajki.
– Wiem, że jesteś na mnie zła – powiedział cicho. – Ale ja naprawdę nie miałem gdzie pójść…
Patrzyłam na niego długo. Był dorosły, ale wciąż widziałam w nim tego chłopaka, który zawsze dostawał wszystko pod nos.
– A ja miałam? – zapytałam tylko.
Wyszłam stamtąd z poczuciem pustki. Moja rodzina wybrała Maksa. Może zawsze tak było?
Czasem myślę o tacie. Co by powiedział? Czy byłby dumny z tego, jak walczyłam? Czy może uznałby, że powinnam odpuścić?
Dziś patrzę na swoje życie i pytam: czy rodzina naprawdę powinna być najważniejsza za wszelką cenę? A może czasem trzeba postawić siebie na pierwszym miejscu? Co wy byście zrobili na moim miejscu?