Kiedy teściowa zostaje współlokatorką: Mój świat wywrócony do góry nogami przez Milenę i jej nowego partnera

– Agnieszka, czy naprawdę musisz tak głośno trzaskać tymi garnkami? – głos Mileny, mojej teściowej, przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam nad zlewem, zmywając naczynia po kolacji, a w mojej głowie kłębiły się myśli: „To już trzeci raz dzisiaj. Trzeci raz, kiedy czuję się jak intruz we własnym domu.”

Od kiedy Milena wprowadziła się do nas razem ze swoim nowym partnerem, Zbyszkiem, moje życie zamieniło się w niekończący się labirynt kompromisów i ustępstw. Nasze dwupokojowe mieszkanie na warszawskim Bródnie nie było przystosowane do pięciu osób. Każdy kąt był zajęty, a powietrze gęstniało od niewypowiedzianych pretensji.

Pamiętam dzień, kiedy wszystko się zaczęło. Był listopadowy wieczór, padał deszcz. Mąż wrócił z pracy z nietęgą miną. – Aga, musimy pogadać – powiedział cicho. – Mama… ona nie ma gdzie mieszkać. Zbyszek też. Stracili mieszkanie, nie mają dokąd pójść.

Nie miałam serca odmówić. Milena zawsze była dla mnie surowa, ale to matka mojego męża. Przez pierwsze dni starałam się być uprzejma. Ale już po tygodniu czułam się jak gość we własnym domu. Milena przejęła kuchnię, Zbyszek rozkładał swoje rzeczy wszędzie – nawet w pokoju naszej siedmioletniej córki, Oli.

– Mamo, dlaczego babcia krzyczy na ciebie? – zapytała Ola pewnego wieczoru, tuląc się do mnie pod kocem. – Przecież to nasz dom.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam się bezsilna. Mój mąż, Tomek, próbował mediować, ale zawsze kończyło się na tym samym: – Daj spokój, Aga. Mama jest w trudnej sytuacji. Musimy być wyrozumiali.

Ale ile można być wyrozumiałym? Każdego ranka budziły mnie głośne rozmowy Mileny i Zbyszka w kuchni. Zbyszek miał zwyczaj komentować wszystko: od tego, jak gotuję zupę, po to, jak wychowuję Olę.

– Dzieci powinny chodzić spać wcześniej – rzucił pewnego wieczoru, kiedy Ola jeszcze czytała książkę w łóżku. – Za moich czasów…

Zaciskałam zęby. Czułam narastającą frustrację i żal do Tomka, że nie potrafi postawić granic swojej matce.

Pewnego dnia doszło do wybuchu. Wracałam zmęczona z pracy i zobaczyłam Zbyszka siedzącego na moim ulubionym fotelu z kubkiem kawy – tym samym, który dostałam od Tomka na rocznicę ślubu. Na stole leżały rozrzucone papiery Mileny.

– Przepraszam, czy mogłabym usiąść? – zapytałam grzecznie.

– A co, nie możesz poczekać? – odburknął Zbyszek.

Wtedy nie wytrzymałam.

– To jest mój dom! – krzyknęłam. – Chcę mieć choć trochę prywatności!

Milena wbiegła do pokoju jak burza.

– Jak śmiesz podnosić głos na mojego partnera?! To my jesteśmy tu gośćmi i powinniśmy być traktowani z szacunkiem!

– A gdzie jest szacunek dla mnie? Dla mojej rodziny? – łzy napłynęły mi do oczu.

Tomek przyszedł dopiero wieczorem. Siedziałam na balkonie i płakałam cicho, żeby Ola nie słyszała.

– Aga… ja nie wiem już co robić – powiedział bezradnie. – Mama nie ma dokąd pójść.

– A my? My mamy gdzie pójść? Czy ja już się nie liczę?

Od tamtej pory atmosfera była jeszcze gorsza. Milena przestała ze mną rozmawiać, Zbyszek unikał mnie wzrokiem. Ola zaczęła mieć problemy ze snem.

Któregoś dnia dostałam telefon od wychowawczyni Oli:

– Pani Agnieszko, Ola jest ostatnio bardzo zamknięta w sobie. Czy coś się dzieje w domu?

Serce mi pękło. Wiedziałam, że muszę coś zrobić.

Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy kuchennym stole.

– Tomek, musimy znaleźć rozwiązanie. Ola cierpi przez tę sytuację. Ja też już nie daję rady.

Patrzył na mnie długo w milczeniu.

– Może spróbujemy znaleźć mamie jakieś mieszkanie socjalne? Albo wynająć coś na kilka miesięcy?

– Ale skąd pieniądze? – zapytał bezradnie.

Wtedy po raz pierwszy poczułam prawdziwy strach: że stracę rodzinę przez cudze decyzje.

Następnego dnia zadzwoniłam do siostry Mileny. Po długiej rozmowie zgodziła się przyjąć ich na jakiś czas do siebie pod Radomiem.

Kiedy powiedziałam o tym Milenie, wybuchła płaczem.

– Myślałam, że jesteśmy rodziną! – krzyczała przez łzy.

– Jesteśmy. Ale rodzina to też granice i wzajemny szacunek – odpowiedziałam cicho.

Dziś minął tydzień odkąd znów jesteśmy tylko we trójkę. W mieszkaniu jest ciszej, Ola śpi spokojniej. Ale ja wciąż czuję ciężar tej decyzji na sercu.

Czy naprawdę można być dobrą synową i jednocześnie chronić własną rodzinę? Czy egoizm to czasem jedyna droga do przetrwania?