Zarejestrowałem samochód brata na siebie – i to był początek mojej życiowej katastrofy

– Michał, proszę cię, to tylko na chwilę. Wiesz, jak jest z tą rozwodową papierologią. Jeśli auto zostanie na mnie, wszystko pójdzie do podziału majątku. – Głos Pawła drżał, a ja czułem, jakby ktoś ściskał mi gardło. Siedzieliśmy w kuchni u mamy, przy tym samym stole, przy którym jako dzieci kłóciliśmy się o ostatniego naleśnika. Teraz stawką było coś znacznie większego.

Zgodziłem się. Przecież to tylko formalność, myślałem. Paweł był moim starszym bratem, zawsze mnie chronił, kiedy ojciec miał gorszy dzień. Teraz ja miałem szansę się odwdzięczyć. Podpisałem papiery w wydziale komunikacji, nieświadomy, że właśnie otwieram drzwi do piekła.

Na początku wszystko wydawało się w porządku. Paweł parkował auto pod moim blokiem, czasem pożyczał je do pracy. Mówił: „Jeszcze tylko miesiąc, Michał, obiecuję”. Ale miesiąc zamienił się w pół roku. Potem przyszły pierwsze mandaty – za prędkość, za złe parkowanie. Listonosz przynosił je regularnie, a ja płaciłem, bo przecież nie chciałem robić bratu problemów.

– Paweł, musisz zacząć to ogarniać – powiedziałem mu pewnego wieczoru przez telefon. – Nie mogę ciągle płacić za twoje wykroczenia.

– Spokojnie, oddam ci wszystko – zapewniał. Ale z każdym miesiącem dług rósł, a ja coraz bardziej czułem się jak frajer.

Mama próbowała łagodzić sytuację. – Michałku, Paweł ma teraz ciężki czas. Ty zawsze byłeś rozsądniejszy…

Ale ile można być rozsądnym kosztem własnego życia? Moja dziewczyna, Ania, zaczęła się niepokoić.

– Michał, to nie jest normalne. On cię wykorzystuje! – krzyczała podczas jednej z naszych kłótni. – Przez niego nie dostaniemy kredytu na mieszkanie! Masz już wpis w BIK-u!

Nie wiedziałem, co robić. Z jednej strony lojalność wobec rodziny, z drugiej – własna przyszłość. Próbowałem rozmawiać z Pawłem spokojnie.

– Oddaj mi chociaż część pieniędzy. Albo przerejestruj auto z powrotem na siebie.

– Nie mogę! – wybuchł. – Wiesz dobrze, że wtedy wszystko pójdzie na pół z Magdą! Stracę wszystko!

Zacząłem unikać rodzinnych spotkań. Mama patrzyła na mnie z wyrzutem, jakbym to ja był winny całej sytuacji. Paweł przestał odbierać telefony. Zostałem sam z długami i poczuciem zdrady.

Pewnego dnia dostałem wezwanie do zapłaty za OC – ponad dwa tysiące złotych zaległości. Okazało się, że Paweł nie opłacał składek od miesięcy. Ubezpieczyciel groził windykacją.

– Michał, musisz coś z tym zrobić – powiedziała Ania cicho. – Albo on odda ci pieniądze i przerejestruje auto, albo musisz zgłosić sprawę na policję.

Myśl o tym bolała mnie bardziej niż wszystkie mandaty razem wzięte. Donieść na własnego brata? Ale co miałem zrobić? Straciłem już ponad pięć tysięcy złotych i szansę na kredyt.

W końcu zebrałem się na odwagę i pojechałem do Pawła. Zastałem go w starym mieszkaniu po babci. Siedział na kanapie, otoczony stertą papierów i pustych puszek po piwie.

– Michał… – zaczął, ale przerwałem mu.

– Albo oddajesz mi pieniądze i przerejestrujesz auto, albo idę na policję. Nie mam już wyjścia.

Patrzył na mnie długo, jakby próbował znaleźć w mojej twarzy ślady dawnego brata. W końcu spuścił wzrok.

– Nie mam tych pieniędzy… Przepraszam.

Wyszedłem bez słowa. Po drodze zadzwoniłem do mamy. Płakała przez telefon, błagała, żebym „nie robił rodzinie wstydu”. Ale ja już nie mogłem dłużej udawać, że nic się nie dzieje.

Zgłosiłem sprawę na policję. Paweł dostał wezwanie do zapłaty i nakaz przerejestrowania auta. Rodzina się ode mnie odwróciła – mama przestała dzwonić, kuzyni patrzyli na mnie jak na zdrajcę.

Dziś siedzę w pustym mieszkaniu i zastanawiam się: czy warto było poświęcić rodzinę dla własnego spokoju? Czy lojalność wobec bliskich powinna mieć granice? A może to ja jestem winny temu wszystkiemu?

Czy ktoś z was też musiał wybierać między rodziną a własnym życiem? Jak poradziliście sobie z takim wyborem?