Teściowa kontra matka synowej: Jak jedna decyzja odebrała nam wnuka i złamała rodzinę
– Nie pozwolę ci na to, Kasiu! – głos pani Marii, matki mojej synowej, odbił się echem po naszym salonie. Stałam w kuchni, ściskając filiżankę z herbatą tak mocno, że aż zadrżały mi palce. Słyszałam każde słowo, choć próbowałam udawać, że zajmuję się czymś innym.
Kasia, moja synowa, miała łzy w oczach. Mój syn, Tomek, stał obok niej, bezradny. Przez ostatnie miesiące widziałam, jak ich radość z małżeństwa powoli gaśnie. Wszystko zaczęło się niewinnie – od rozmów o przyszłości, o dzieciach. Tomek zawsze marzył o dużej rodzinie. Ja też. Kiedyś wyobrażałam sobie, jak będę zabierać wnuka na spacery do parku, piec dla niego szarlotkę i czytać bajki na dobranoc.
Ale pani Maria miała inne plany. – Najpierw skończ studia podyplomowe, potem pomyślisz o dziecku – powtarzała Kasi niemal codziennie przez telefon. – Nie możesz zmarnować swojego życia tak wcześnie! Widzisz, jak ja się poświęciłam? I co z tego mam?
Kasia była rozdarta. Z jednej strony chciała spełnić marzenie swoje i Tomka o dziecku, z drugiej – nie potrafiła sprzeciwić się matce. Widziałam, jak coraz częściej zamyka się w sobie, jak unika rozmów o przyszłości. Tomek próbował ją wspierać, ale sam był coraz bardziej sfrustrowany.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole. – Mamo – zaczął Tomek cicho – co byś zrobiła na naszym miejscu?
Zawahałam się. Chciałam powiedzieć: „Róbcie swoje! To wasze życie!” Ale wiedziałam, że dla Kasi to nie takie proste. Jej matka była dla niej wszystkim – samotnie ją wychowywała po śmierci ojca, poświęciła dla niej karierę i życie osobiste. Kasia czuła się winna nawet wtedy, gdy chciała spędzić święta z nami zamiast z matką.
– Kochanie – powiedziałam delikatnie – czasem trzeba zawalczyć o swoje szczęście. Twoja mama zawsze będzie twoją mamą, ale ty masz prawo żyć po swojemu.
Kasia spuściła wzrok. – Boję się jej zranić…
Tomek złapał ją za rękę. – A mnie? Siebie?
Wiedziałam, że ta rozmowa niczego nie zmieni. Pani Maria miała nad Kasią władzę, której nie rozumiałam. Może dlatego, że sama nigdy nie byłam tak apodyktyczna wobec Tomka? Zawsze wierzyłam w wolność wyboru.
Czas mijał. Kasia zapisała się na kolejne studia podyplomowe, choć widziałam, że nie sprawia jej to radości. Tomek coraz częściej wracał do domu późno, tłumacząc się pracą. W ich mieszkaniu panowała cisza i chłód.
W końcu przyszedł dzień, którego najbardziej się bałam.
– Mamo… – Tomek zadzwonił do mnie późnym wieczorem. Jego głos był łamiący się i cichy. – Kasia wyprowadziła się do mamy. Powiedziała, że musi przemyśleć wszystko od nowa.
Serce mi pękło. Przez kolejne tygodnie próbowałam rozmawiać z Kasią, zapraszałam ją na kawę, wysyłałam wiadomości. Bez skutku. Pani Maria nie odbierała ode mnie telefonów.
Tomek zamknął się w sobie. Przestał mówić o dzieciach, o przyszłości. Widziałam w jego oczach pustkę i żal.
Minęły miesiące. Kasia wróciła do Tomka na chwilę – próbowała jeszcze raz poukładać swoje życie między dwoma rodzinami. Ale presja matki była silniejsza niż miłość do męża.
Pewnego dnia spotkałam panią Marię na rynku.
– Czy pani naprawdę myśli, że szczęście córki polega na tym, żeby żyć według pani zasad? – zapytałam bez ogródek.
Spojrzała na mnie chłodno. – Moja córka nie jest gotowa na dziecko. Nie pozwolę jej popełnić moich błędów.
Nie odpowiedziałam już nic. Wiedziałam, że nie przekonam jej do zmiany zdania.
Dziś mijają dwa lata od tamtych wydarzeń. Tomek jest sam. Kasia mieszka z matką i kończy kolejne kursy. Nie mamy wnuka ani nawet nadziei na to, że kiedyś go poznamy.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś więcej? Czy powinnam była walczyć mocniej o szczęście mojego syna i jego żony? A może to po prostu los zdecydował za nas wszystkich?
Czy naprawdę można kochać kogoś tak bardzo, że odbiera mu się prawo do własnego życia? Co wy byście zrobili na moim miejscu?