Przyszłam do synowej o 10 rano: dzieci bawiły się same, ona spała. Czy naprawdę tak wygląda macierzyństwo?

– Co tu się dzieje?! – wykrzyknęłam, ledwo przekraczając próg mieszkania syna. Zegarek wskazywał dziesiątą rano, a w salonie panował chaos: klocki rozsypane po całej podłodze, kredki na kanapie, a moi wnukowie – trzyletni Staś i pięcioletni Michał – biegali po pokoju w piżamach.

Z kuchni dochodził zapach niedopitej kawy. Zawołałam: – Aniu? Jesteś?

Cisza. Przeszłam przez korytarz i zajrzałam do sypialni. Moja synowa spała, przykryta kołdrą, z twarzą wtuloną w poduszkę. Przez chwilę stałam w drzwiach, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Przecież ona powinna być już na nogach, ogarniać dom, dzieci, śniadanie…

Obudziłam ją delikatnie: – Aniu, wszystko w porządku?

Otworzyła oczy zdezorientowana. – Mamo… przepraszam… – wymamrotała, przecierając twarz dłonią. – Chłopcy już wstali?

– Od dawna! Biegają po domu sami! – odpowiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. – Michał mógłby wyjść na balkon, Staś coś połknąć…

Widziałam, jak jej twarz blednie. Usiadła na łóżku, spuszczając wzrok.

– Przepraszam… Nie spałam całą noc. Staś miał gorączkę, Michał płakał przez koszmary… Usnęłam dopiero nad ranem.

Poczułam ukłucie winy, ale nie dałam tego po sobie poznać. Zawsze uważałam, że matka powinna być silna, zorganizowana. Sama wychowałam troje dzieci i nigdy nie pozwoliłam sobie na takie „zaniedbanie”.

– Trzeba było zadzwonić – powiedziałam chłodno. – Pomogłabym.

– Nie chciałam przeszkadzać… Wiem, że masz swoje sprawy.

Westchnęłam ciężko i wyszłam do kuchni. Chłopcy przybiegli do mnie z uśmiechem.

– Babciu! Zrobisz nam naleśniki?

Zaczęłam przygotowywać śniadanie, a w głowie kłębiły mi się myśli. Czy naprawdę jestem zbyt surowa? Czy Ania jest leniwa, czy po prostu zmęczona? Przecież mój syn pracuje całymi dniami, a ona „tylko” siedzi w domu z dziećmi.

Po śniadaniu usiadłyśmy razem przy stole. Ania wyglądała na przytłoczoną.

– Mamo, ja naprawdę się staram… Ale czasem mam wrażenie, że nie daję rady. Michał jest bardzo żywy, Staś ostatnio ciągle choruje… Nie mam kiedy odpocząć. Nawet prysznic biorę w pośpiechu.

Patrzyłam na nią uważnie. W jej oczach widziałam łzy.

– A co z obiadem? – zapytałam cicho.

– Miałam zrobić rosół… Ale nie zdążyłam nawet obrać warzyw.

Wzięłam głęboki oddech. Przypomniałam sobie własne początki macierzyństwa: wieczne zmęczenie, płacz dzieci nocą, samotność. Ale wtedy nie było wyboru – trzeba było dać radę.

– Może powinnaś wrócić do pracy? – zaproponowałam ostrożnie. – Dzieci pójdą do przedszkola, będziesz miała trochę oddechu.

Ania pokręciła głową.

– Próbowałam znaleźć coś na pół etatu… Ale nikt nie chce zatrudnić matki z dwójką małych dzieci. Poza tym Staś ciągle choruje…

W tej chwili zadzwonił mój syn, Paweł.

– Mamo? Wszystko w porządku? – zapytał przez telefon.

– Tak, jestem u was. Dzieci są ze mną. Ania odpoczywała.

Usłyszałam w jego głosie ulgę.

– Dziękuję ci… Ania jest ostatnio bardzo zmęczona. Ja też nie wiem już, jak jej pomóc.

Wieczorem wróciłam do domu z ciężkim sercem. Przez całą drogę myślałam o Ani. Czy naprawdę jestem sprawiedliwa? Czy moje oczekiwania wobec niej są realne? Może czasy się zmieniły i młode matki potrzebują więcej wsparcia?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja córka, Kasia.

– Mamo, słyszałam, że byłaś u Ani. Nie bądź dla niej taka surowa… Sama pamiętasz, jak było ciężko z nami wszystkimi.

Zamilkłam na chwilę.

– Ale ja nigdy nie pozwoliłam sobie na taki bałagan! – wybuchłam.

Kasia westchnęła:

– Może właśnie dlatego jesteśmy teraz takie spięte? Może czasem trzeba odpuścić?

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Wspominałam własne macierzyństwo: samotność, zmęczenie i tęsknotę za wsparciem. Może powinnam być dla Ani bardziej wyrozumiała? Może powinnam częściej proponować pomoc zamiast krytyki?

Kilka dni później znów odwiedziłam synową. Tym razem przyniosłam obiad i zaproponowałam spacer z chłopcami.

Ania spojrzała na mnie z wdzięcznością:

– Dziękuję… Naprawdę tego potrzebowałam.

Uśmiechnęłam się lekko i poczułam ulgę. Może to ja muszę się nauczyć nowego podejścia do rodziny?

Czasem zastanawiam się: czy bycie dobrą matką i teściową oznacza wymaganie perfekcji czy okazywanie wsparcia? A wy – jak radzicie sobie z podobnymi sytuacjami w swoich rodzinach?