Po pięćdziesiątce myślałam, że to już niemożliwe. A jednak mój mąż zakochał się… w koleżance z pracy
— Naprawdę myślisz, że nie zauważę? — mój głos drżał, kiedy patrzyłam na Andrzeja, który właśnie wrócił do domu później niż zwykle. W kuchni pachniało jeszcze obiadem, który przygotowałam, ale nikt nie miał na niego ochoty. On odwrócił wzrok, jakby nagle bardzo zainteresowała go plama na ścianie. Cisza między nami była gęsta jak mgła nad Wisłą o świcie.
Nie wiem, kiedy zaczęłam podejrzewać. Może wtedy, gdy coraz częściej zostawał po godzinach w pracy w urzędzie miasta. Może wtedy, gdy zaczął dbać o siebie bardziej niż zwykle — nowe koszule, perfumy, których nigdy nie lubił. Albo wtedy, gdy przestał mnie dotykać w łóżku, a jego telefon stał się nagle najpilniej strzeżonym skarbem.
Mamy z Andrzejem ponad trzydzieści lat wspólnego życia. Dwoje dorosłych dzieci, dom na obrzeżach Warszawy, wspólne wakacje nad Bałtykiem i tysiące wieczorów spędzonych razem przed telewizorem. Myślałam, że już nic nas nie zaskoczy. Że przeszliśmy przez wszystko: choroby rodziców, kredyty, bunt nastolatków, nawet śmierć naszego psa. Ale nie przez to.
Pewnego wieczoru, kiedy Andrzej znowu wrócił późno i nawet nie spojrzał mi w oczy, poczułam, że muszę wiedzieć. Zajrzałam do jego telefonu. Wiem, to nie było w porządku. Ale czy zdrada jest? Znalazłam wiadomości od niej — Magdy z księgowości. „Dziękuję za cudowny wieczór”, „Tęsknię za tobą”, „Nie mogę się doczekać jutra”. Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce i rzucił na podłogę.
Przez kilka dni chodziłam jak cień. Nie miałam odwagi powiedzieć mu wprost. Zastanawiałam się: może to tylko flirt? Może to nic poważnego? Ale potem zobaczyłam ich razem — przypadkiem pod urzędem, kiedy czekałam na niego z zakupami. Stał blisko niej, śmiali się i patrzyli sobie w oczy tak, jak kiedyś patrzył na mnie.
Wróciłam do domu i rozpłakałam się jak dziecko. Nasza córka Marta zadzwoniła akurat wtedy. Usłyszała mój płacz i przyjechała natychmiast.
— Mamo, co się dzieje?
— Twój tata… on… — nie mogłam dokończyć.
Marta objęła mnie mocno.
— Zdradził cię?
Skinęłam głową. W jej oczach zobaczyłam gniew i smutek.
— Porozmawiaj z nim. Musisz wiedzieć, co dalej — powiedziała cicho.
Wieczorem usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole. Andrzej wyglądał na zmęczonego i starszego niż zwykle.
— Wiem o Magdzie — powiedziałam bez ogródek.
Zamarł. Przez chwilę myślałam, że zaprzeczy. Ale tylko spuścił głowę.
— Przepraszam — wyszeptał.
— To wszystko? Po trzydziestu latach? Przepraszam?
— Nie wiem, co mam powiedzieć… To się po prostu stało. Nie planowałem tego.
— A ja? Ja też tu jestem! — krzyknęłam przez łzy.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Andrzej spał na kanapie w salonie. Ja nie mogłam spać wcale. W głowie miałam tysiące pytań: Co zrobiłam źle? Czy byłam za mało atrakcyjna? Czy to moja wina?
Marta i Tomek — nasz syn — próbowali mnie wspierać. Ale czułam się samotna jak nigdy wcześniej. Znajome mówiły: „Zostaw go!”, „Po co ci taki facet?”, „Zasługujesz na więcej”. Ale czy naprawdę potrafiłabym zacząć wszystko od nowa po pięćdziesiątce?
Pewnego dnia Andrzej przyszedł do mnie z walizką.
— Wynajmuję pokój u kolegi. Muszę to wszystko przemyśleć — powiedział cicho.
Nie zatrzymałam go. Może powinnam była walczyć? A może właśnie to była moja walka — o siebie?
Pierwsze tygodnie były koszmarem. Każdy dźwięk w domu przypominał mi o nim: szum czajnika, skrzypienie schodów, nawet zapach jego kawy rano. Próbowałam znaleźć sens w codzienności: zaczęłam chodzić na spacery do parku Skaryszewskiego, zapisałam się na jogę dla początkujących, spotkałam się z dawną koleżanką ze studiów.
Z czasem zaczęłam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widziałam: kwitnące bzy pod oknem kuchni, śmiech dzieci na placu zabaw, smak świeżych truskawek kupionych na bazarze Różyckiego. Powoli uczyłam się być sama ze sobą.
Andrzej dzwonił czasem — pytał o dzieci, o psa, o rachunki za prąd. Nigdy nie pytał o mnie. Magda podobno wyjechała do Gdańska do rodziny. Nie wiem, czy są razem. Nie chcę wiedzieć.
Któregoś dnia Marta przyszła do mnie z bukietem tulipanów.
— Mamo, jesteś silniejsza niż myślisz — powiedziała i mocno mnie przytuliła.
Może rzeczywiście jestem? Może życie po pięćdziesiątce to nie koniec świata? Może jeszcze coś dobrego mnie czeka?
Czasem patrzę w lustro i widzę kobietę zmęczoną życiem, ale też kobietę, która przetrwała burzę i stoi na nogach. Czy potrafię jeszcze zaufać? Czy można nauczyć się kochać siebie od nowa po tylu latach bycia „czyjąś żoną”?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można odbudować siebie po zdradzie?