Oddałem wszystko dla córki, a dziś nie mam gdzie spać – historia ojca, który został sam
– Tato, nie możesz tu zostać na dłużej. Michał już się denerwuje, a ja… ja też mam swoje życie – głos Magdy drżał, ale nie patrzyła mi w oczy. Stałem w przedpokoju jej mieszkania, które jeszcze kilka lat temu pomogłem jej kupić. Wtedy byłem dumny, szczęśliwy, że mogę dać jej coś, czego sam nigdy nie miałem – poczucie bezpieczeństwa. Dziś trzymałem w ręku torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami i czułem, jakby ktoś wyrwał mi serce.
Nie tak wyobrażałem sobie starość. Przez trzydzieści pięć lat pracowałem jako kierowca autobusu miejskiego w Warszawie. Odkładałem każdą złotówkę, rezygnowałem z wakacji, nowych ubrań, nawet z własnych marzeń. Wszystko po to, by Magda miała lepiej. Kiedy jej matka odeszła, miała zaledwie dziewięć lat. Zostałem sam z dzieckiem i obietnicą, że nigdy jej nie zawiodę.
Pamiętam, jak płakała w nocy, a ja siedziałem przy jej łóżku, głaszcząc ją po włosach. – Tato, nie zostawiaj mnie nigdy – szeptała. – Nigdy cię nie zostawię, córeczko – odpowiadałem, choć sam nie byłem tego pewien. Bałem się, że nie dam rady, że nie wystarczę. Ale dawałem z siebie wszystko.
Kiedy Magda dostała się na studia, byłem z niej dumny jak nigdy. Pomagałem jej finansowo, choć sam ledwo wiązałem koniec z końcem. Potem poznała Michała – chłopaka z dobrego domu, pewnego siebie, czasem aż za bardzo. Nie przepadał za mną, ale dla Magdy starałem się być uprzejmy. Kiedy powiedziała, że chcą kupić mieszkanie, bez wahania sprzedałem działkę po rodzicach i dołożyłem im brakującą kwotę.
– Tato, nie musiałeś…
– Chcę, żebyś była szczęśliwa – odpowiedziałem i naprawdę tak myślałem.
Przez kilka lat wszystko układało się dobrze. Odwiedzałem ich co niedzielę, przynosiłem domowe ciasto, naprawiałem drobne rzeczy w mieszkaniu. Czułem się potrzebny. Ale potem coś zaczęło się zmieniać. Magda była coraz bardziej zajęta, Michał coraz częściej patrzył na mnie z niechęcią. Aż w końcu przyszedł ten dzień.
Straciłem pracę. Zlikwidowali linię autobusową, na której jeździłem od lat. Zostałem bez środków do życia, bez perspektyw. Próbowałem znaleźć coś innego, ale nikt nie chciał zatrudnić sześćdziesięciolatka. Oszczędności szybko się skończyły. Wynajmowane mieszkanie musiałem oddać. Z torbą w ręku stanąłem pod drzwiami Magdy.
– Tato, to nie jest takie proste… Michał nie chce, żebyś tu mieszkał. Mamy swoje życie, swoje problemy…
– Magda, nie mam gdzie pójść – powiedziałem cicho.
– Może znajdziesz coś… jakiś pokój… Pomogę ci finansowo przez jakiś czas…
Nie chciałem pieniędzy. Chciałem tylko czuć się częścią rodziny. Chciałem usłyszeć: „Zostań z nami, tato”. Ale te słowa nie padły.
Przez kilka tygodni spałem na kanapie w ich salonie. Michał chodził naburmuszony, Magda unikała rozmów. Czułem się jak intruz we własnym życiu. Pewnego wieczoru usłyszałem ich rozmowę przez uchylone drzwi:
– On tu nie może zostać na zawsze! – syczał Michał.
– Wiem… Ale to mój ojciec…
– To twój problem, nie mój!
Wtedy zrozumiałem, że już tu nie pasuję. Spakowałem rzeczy i wyszedłem bez słowa.
Teraz siedzę na ławce w parku, patrzę na ludzi spieszących się do domów. Zastanawiam się, gdzie popełniłem błąd. Czy za bardzo ją rozpieściłem? Czy powinienem był myśleć więcej o sobie? Czy rodzic ma prawo oczekiwać wdzięczności?
Czasem dzwonię do Magdy. Odbiera rzadko. Mówi, że jest zajęta, że dzieci chorują, że Michał ma stresującą pracę. Proponuje przelew na konto, ale ja nie chcę pieniędzy. Chcę tylko usłyszeć: „Tato, wróć do domu”.
W schronisku dla bezdomnych spotkałem pana Stefana. On też oddał wszystko rodzinie i został sam. Siedzimy wieczorami i rozmawiamy o dawnych czasach. On mówi: – Może to nasza wina? Może za bardzo chcieliśmy być potrzebni?
Nie wiem. Wiem tylko, że boli. Boli bardziej niż samotność.
Czy naprawdę rodzic powinien oddać wszystko dziecku? Czy miłość i poświęcenie zawsze muszą oznaczać rezygnację z siebie? A może to ja czegoś nie rozumiem? Co wy o tym myślicie?