„Nie chcę, żeby teściowa zamieszkała z nami! Czy jestem złą osobą?” – Moja walka o własny dom i rodzinę
– Nie, nie, nie! – krzyknęłam w myślach, patrząc na męża, który właśnie zamknął drzwi po telefonie od swojej mamy. – Ona nie może tu zamieszkać, nie dam rady… – powtarzałam sobie, czując jak serce wali mi jak młotem.
– Aniu, musimy coś zrobić. Mama nie daje już rady sama – powiedział Tomek, mój mąż, z tym swoim spokojnym tonem, który zawsze mnie irytował, gdy chodziło o jego rodzinę. – Nie możemy jej zostawić.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Tomek, przecież wiesz, jak to będzie wyglądało. Ona… ona nie potrafi odpuścić. Już teraz dzwoni do mnie po pięć razy dziennie, a co dopiero, gdy będzie tu mieszkać! – Głos mi się załamał.
Od śmierci teścia minęły dwa miesiące. Pani Halina została sama w swoim mieszkaniu na Pradze. Zawsze była energiczna, trochę apodyktyczna, ale po śmierci męża jakby opadła z sił. Zaczęła zapominać o lekach, kilka razy sąsiadka znalazła ją na klatce schodowej w kapciach i szlafroku. Lekarz powiedział jasno: „Nie powinna już mieszkać sama”.
Tomek jest jedynakiem. Całe życie słyszałam od jego matki: „Tomeczek to mój skarb”. Nawet po ślubie nie przestała traktować go jak dziecka. Zawsze wiedziała lepiej: jak wychowywać nasze dzieci, co gotować na obiad, jak urządzić mieszkanie. Przez lata starałam się być uprzejma, trzymać dystans. Spotkania przy kawie, święta – tyle wystarczało. Ale teraz… teraz miałam ją mieć pod jednym dachem.
– Może dom opieki? – zaproponowałam cicho.
Tomek spojrzał na mnie z wyrzutem. – Aniu! To moja mama! Przecież nie oddam jej do domu starców!
– To nie dom starców! To miejsce, gdzie będzie miała opiekę, towarzystwo… My przecież pracujemy całymi dniami! Dzieci mają szkołę, zajęcia… Kto się nią zajmie?
Tomek milczał. Wiedziałam, że w jego głowie już zapadła decyzja.
Wieczorem usiadłam przy komputerze i zaczęłam szukać informacji o domach opieki. Ceny zwalały z nóg – 5 tysięcy miesięcznie za pokój z łazienką? Nawet połowy tej kwoty nie mieliśmy wolnej w budżecie. Próbowałam znaleźć coś tańszego, ale im tańsze miejsce, tym gorsze opinie: „Brudno”, „Personel niemiły”, „Starsze osoby siedzą całymi dniami przed telewizorem”.
Następnego dnia Tomek oznajmił: – Mama przyjedzie w sobotę. Zostanie na próbę tydzień.
W sobotę rano dzieci były podekscytowane. – Babcia będzie z nami mieszkać! – cieszyła się Zosia. Ja czułam tylko lęk.
Pani Halina weszła do mieszkania z walizką i torbą pełną słoików. – Ojejku, jakie tu macie przeciągi! Okno trzeba zamknąć! – powiedziała na wejściu i od razu zaczęła przestawiać kwiatki na parapecie.
Już pierwszego dnia zaczęły się spięcia.
– Aniu, dzieci nie powinny tyle siedzieć przy komputerze! Za moich czasów… – zaczęła.
– Mamo, mamy swoje zasady – próbowałam spokojnie.
– Ale ja wiem lepiej! – odpowiedziała z uśmiechem.
Wieczorem usłyszałam rozmowę Tomka z matką przez drzwi:
– Tomeczku, ona mnie nie lubi. Wiem to. Ja tylko chcę pomóc…
– Mamo, daj jej czas…
Poczułam się jak intruz we własnym domu.
Minął tydzień. Pani Halina codziennie komentowała moje gotowanie („Za mało soli!”), sposób wychowywania dzieci („Za dużo swobody!”), a nawet to, jak składam pranie („Za dużo zagnieceń!”). Dzieci zaczęły się kłócić o uwagę babci. Tomek coraz częściej wracał późno z pracy.
Pewnego wieczoru wybuchłam:
– Tomek, ja tak dłużej nie wytrzymam! To jest mój dom! Chcę mieć choć trochę spokoju!
Spojrzał na mnie bezradnie:
– Co mam zrobić? To moja matka…
– A ja? Ja się nie liczę? Nasze dzieci?
Wybiegłam z domu i długo chodziłam po osiedlu. W głowie miałam chaos: poczucie winy mieszało się ze złością i bezsilnością.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja mama:
– Aniu, musisz postawić granice. Inaczej zwariujesz.
Ale jak postawić granice komuś, kto jest samotny i chory? Czy mam prawo być szczęśliwa kosztem czyjegoś cierpienia?
Po miesiącu sytuacja była nie do zniesienia. Dzieci zaczęły unikać domu. Ja miałam stany lękowe i bezsenność. Tomek był coraz bardziej zamknięty w sobie.
W końcu usiedliśmy razem przy stole.
– Mamo – zaczął Tomek – musimy porozmawiać.
Pani Halina spojrzała na nas podejrzliwie.
– Mamo, kochamy cię i chcemy ci pomóc. Ale nasze życie też jest ważne. Nie możemy tak dalej żyć wszyscy razem pod jednym dachem.
Zobaczyłam łzy w jej oczach.
– Rozumiem… Jestem ciężarem…
– Nie jesteś ciężarem – powiedziałam cicho – ale potrzebujemy pomocy. Może spróbujemy znaleźć ci miejsce w dobrym domu opieki? Będziemy cię odwiedzać codziennie…
Pani Halina długo milczała. W końcu skinęła głową.
Dziś minął rok od tamtej rozmowy. Pani Halina mieszka w prywatnym domu opieki pod Warszawą. Odwiedzamy ją regularnie. Jest zadbana, ma koleżanki i własny pokój. My odzyskaliśmy dom i spokój.
Ale czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy mogłam zrobić więcej? Czy jestem złą osobą, bo wybrałam siebie i swoją rodzinę? Czy naprawdę można pogodzić miłość do bliskich z troską o własne granice?