Moja teściowa zadzwoniła z krzykiem: „Przyjedź natychmiast po swoją córkę!” — Dzień, w którym prawie straciłam kontrolę nad własnym życiem
— Przyjedź natychmiast po swoją córkę! — głos teściowej przeszył mnie jak nóż, gdy tylko odebrałam telefon. Siedziałam właśnie w biurze, próbując dokończyć raport dla szefa, gdy usłyszałam jej krzyk. Wszyscy w open space spojrzeli na mnie z niepokojem. Czułam, jak serce zaczyna mi walić, a dłonie drżą. — Pani Aniu, czy wszystko w porządku? — zapytała cicho koleżanka z naprzeciwka, ale nie byłam w stanie odpowiedzieć. Wstałam, chwyciłam torebkę i wybiegłam, zostawiając za sobą niedokończone sprawy i szeptane domysły.
W drodze do teściowej w głowie kłębiły mi się myśli. Zosia miała dziś zostać u babci, bo mój mąż, Tomek, miał delegację, a ja nie mogłam wziąć wolnego. To nie pierwszy raz, kiedy teściowa opiekowała się wnuczką, ale za każdym razem czułam się, jakbym oddawała Zosię pod sąd. Teściowa, pani Halina, nigdy nie szczędziła mi krytyki. „Za mało czasu spędzasz z dzieckiem”, „Zosia powinna jeść domowe obiady, a nie te twoje gotowce”, „Dziecko potrzebuje matki, a nie kariery” — te słowa słyszałam od lat, odkąd tylko wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim.
Gdy wbiegłam do mieszkania teściowej, Zosia siedziała na dywanie, skulona, z oczami pełnymi łez. Pani Halina stała nad nią z założonymi rękami, twarz miała czerwoną ze złości. — Proszę bardzo, odbierz swoją córkę. Nie mam zamiaru dłużej znosić jej histerii! — wykrzyczała, wskazując na Zosię. — Co się stało? — zapytałam, próbując zachować spokój, choć w środku cała się trzęsłam. — Co się stało?! — powtórzyła teściowa z ironią. — Twoja córka nie chciała zjeść obiadu, rzuciła talerzem i zaczęła krzyczeć. Tak się zachowuje dziecko bez wychowania! — dodała, patrząc na mnie z wyrzutem.
Przyklękłam przy Zosi, objęłam ją i poczułam, jak jej małe ciało drży. — Mamusiu, ja nie chciałam jeść zupy z koperkiem… — wyszeptała przez łzy. — Wszystko w porządku, kochanie, już jestem — powiedziałam, choć sama miałam ochotę się rozpłakać. — Widzisz? Nawet teraz ją usprawiedliwiasz! — syknęła teściowa. — To twoja wina, że ona jest taka rozpuszczona. Ja nie miałam takich problemów z Tomkiem. On zawsze słuchał, jadł wszystko, co mu się dało, i nie robił scen.
Poczułam, jak narasta we mnie złość. Ile razy jeszcze usłyszę, że jestem złą matką? Ile razy będę musiała tłumaczyć się z każdej decyzji? — Pani Halino, proszę nie porównywać Zosi do Tomka. Każde dziecko jest inne — powiedziałam cicho, ale stanowczo. — Inne? To znaczy gorsze? — odbiła piłeczkę. — Nie, po prostu inne. I proszę nie mówić przy niej takich rzeczy — dodałam, patrząc jej prosto w oczy.
Wzięłam Zosię za rękę i wyszłyśmy z mieszkania. Na klatce schodowej usłyszałam jeszcze: — I nie licz na to, że jeszcze kiedyś ją przypilnuję! — Ale ja już nie miałam siły odpowiadać. W samochodzie Zosia zasnęła niemal od razu, a ja siedziałam przez chwilę za kierownicą, nie mogąc ruszyć. Czułam się jak najgorsza matka na świecie. Praca, dom, dziecko, mąż — wszystko na mojej głowie. Tomek dzwonił wieczorem z hotelu, pytał, jak minął dzień. — Dobrze — skłamałam. Nie chciałam kolejnej kłótni o to, kto powinien zajmować się Zosią, kto ma więcej obowiązków, kto jest bardziej zmęczony.
Wieczorem, gdy Zosia spała, usiadłam na kanapie i rozpłakałam się. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo. Moja mama była cicha, uległa, zawsze starała się wszystkim dogodzić. Ojciec rzadko bywał w domu, a kiedy już był, to głównie narzekał. Obiecałam sobie, że nie będę taka jak ona, że będę walczyć o siebie i swoje dziecko. Ale czy to w ogóle możliwe w tej rodzinie?
Następnego dnia Tomek wrócił z delegacji. — Mama dzwoniła, mówiła, że byłaś nieuprzejma — rzucił od progu. — Naprawdę musimy znowu o tym rozmawiać? — zapytałam zmęczona. — Może gdybyś była bardziej stanowcza wobec Zosi, mama nie musiałaby się tak denerwować — powiedział, nie patrząc mi w oczy. — Może gdybyś ty czasem stanął po mojej stronie, nie czułabym się tak samotna — odpowiedziałam, a głos mi się załamał.
Cisza. Tylko tykanie zegara i cichy szloch Zosi przez sen. Tomek usiadł obok mnie, ale nie powiedział już nic więcej. Każde z nas zamknęło się w swoim świecie żalu i pretensji.
Minęły tygodnie. Zosia coraz częściej pytała, dlaczego babcia jej nie lubi. — Babcia cię kocha, tylko czasem nie umie tego pokazać — tłumaczyłam, choć sama w to nie wierzyłam. Z Tomkiem rozmawialiśmy coraz mniej. Każda rozmowa kończyła się kłótnią albo milczeniem. W pracy zaczęłam popełniać błędy, szef patrzył na mnie z coraz większym zniecierpliwieniem. Czułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg.
Pewnego wieczoru, gdy Zosia już spała, usiadłam przy stole i zaczęłam pisać list do teściowej. Nie wysłałam go nigdy, ale musiałam wyrzucić z siebie wszystko, co mnie bolało. Pisałam o tym, jak bardzo staram się być dobrą matką, jak trudno jest pogodzić pracę z domem, jak bardzo ranią mnie jej słowa. Pisałam o strachu, że Zosia kiedyś pomyśli o mnie to samo, co ja o swojej mamie — że nie byłam dość dobra.
Czasem myślę, że w tej rodzinie nikt nie potrafi rozmawiać naprawdę. Że wszyscy chowamy się za pretensjami, niedopowiedzeniami, cichymi żalami. Czy można to jeszcze naprawić? Czy można nauczyć się być rodziną na nowo?
Może powinnam w końcu powiedzieć Tomkowi, jak bardzo mnie rani jego milczenie. Może powinnam spróbować porozmawiać z teściową, choćby ostatni raz. Ale czy mam jeszcze na to siłę?
Czasem patrzę na Zosię i zastanawiam się: czy uda mi się przerwać ten łańcuch rodzinnych nieporozumień? Czy ona kiedyś będzie miała odwagę być szczęśliwa, nawet jeśli ja nie potrafię?
A wy? Czy też czasem czujecie się jak obcy we własnej rodzinie? Jak sobie z tym radzicie?