Mój mąż zabronił mojej mamie pomagać przy naszym dziecku. Teraz walczę sama i nie wiem, jak długo wytrzymam…
— Nie chcę jej tu widzieć, Anka. Już rozmawialiśmy o tym — głos Pawła był twardy jak stal, a jego spojrzenie nie pozostawiało złudzeń. Stałam w kuchni, z synkiem na rękach, czując jak łzy napływają mi do oczu.
— Ale Paweł… Ja już nie daję rady sama. Mama tylko chciała pomóc, nic więcej. — Mój głos drżał, a w środku czułam, jak coś się we mnie łamie.
— To nasza rodzina. Musimy sobie radzić sami. Nie chcę, żeby twoja matka się wtrącała. — Odwrócił się na pięcie i wyszedł do pracy, zostawiając mnie z płaczącym dzieckiem i roztrzęsionym sercem.
Od tamtej rozmowy minęły trzy tygodnie. Każdy dzień wyglądał podobnie: budziłam się zmęczona po kolejnej nieprzespanej nocy, próbowałam ogarnąć dom, nakarmić i przewinąć małego Jasia, a potem… potem była tylko cisza. Cisza przerywana jego płaczem i moim cichym szlochem w poduszkę.
Moja mama dzwoniła codziennie. — Kochanie, może chociaż na chwilę przyjadę? Przyniosę ci zupę, posiedzę z Jasiem, a ty się zdrzemniesz…
Za każdym razem odpowiadałam to samo: — Mamo, Paweł nie chce. Proszę, nie przyjeżdżaj. Nie chcę kłótni.
Czułam się jak w pułapce. Paweł był coraz bardziej nieobecny — wracał późno, tłumacząc się pracą. Jego rodzice mieszkali pod Wrocławiem i widywaliśmy ich najwyżej raz na dwa miesiące. Zresztą, oni nigdy nie byli typem dziadków do pomocy — zawsze zajęci, zawsze w biegu.
Zaczęłam rozważać zatrudnienie niani. Przeglądałam ogłoszenia na OLX, rozmawiałam z koleżankami z grupy na Facebooku. Ale każda z tych rozmów kończyła się tym samym uczuciem pustki. Bo przecież niania nie przytuli mnie, gdy będę płakać z bezsilności. Nie powie: „Odpocznij, córeczko, ja się wszystkim zajmę”.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie Magda — moja przyjaciółka jeszcze z liceum.
— Anka, ty musisz coś z tym zrobić! Przecież to chore, żebyś była tak odcięta od własnej mamy! — Jej głos był pełen współczucia i złości jednocześnie.
— Ale Paweł… On uważa, że mama się wtrąca. Że wszystko krytykuje…
— A ty? Co ty uważasz? — zapytała ostro.
Zamilkłam. Bo prawda była taka, że mama czasem dawała mi rady, czasem mówiła za dużo. Ale nigdy nie robiła tego ze złej woli. Chciała pomóc.
Wieczorem spróbowałam porozmawiać z Pawłem jeszcze raz.
— Paweł… Ja naprawdę potrzebuję wsparcia. Jestem wykończona. Może spróbujemy jeszcze raz? Pozwól mamie przyjść chociaż na kilka godzin w tygodniu…
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
— Anka, ja też jestem zmęczony. Wiesz dobrze, że twoja matka zawsze wszystko wie lepiej. Potem mamy tylko kłótnie i pretensje. Nie chcę tego w naszym domu.
— Ale ja już nie daję rady! — krzyknęłam nagle, sama zaskoczona siłą własnego głosu. — Czuję się jak więzień we własnym mieszkaniu! Potrzebuję mamy!
Paweł milczał przez chwilę.
— Może powinniśmy pomyśleć o terapii? — rzucił cicho.
Nie odpowiedziałam. W mojej głowie kłębiły się myśli: czy naprawdę jestem taka słaba? Czy to ja przesadzam? Czy każda młoda matka czuje się tak samotna?
Następnego dnia zadzwoniłam do mamy i poprosiłam ją o spotkanie na spacerze w parku.
— Córeczko… wyglądasz okropnie — powiedziała od razu, widząc moje podkrążone oczy.
— Mamo… ja już nie wiem, co robić. Boję się Pawła, boję się kłótni… Ale jeszcze bardziej boję się tej samotności.
Mama przytuliła mnie mocno.
— Aniu, musisz walczyć o siebie i o Jasia. Jeśli Paweł nie rozumie twoich potrzeb, musicie to przepracować razem albo osobno. Ja zawsze będę przy tobie — szepnęła.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem i jeszcze większym zamętem w głowie. Przez kolejne dni coraz częściej łapałam się na tym, że płaczę bez powodu. Że boję się wyjść z domu, bo co jeśli Jaś zacznie płakać na spacerze i nie będę umiała go uspokoić?
Pewnego wieczoru Paweł wrócił wcześniej niż zwykle. Zastał mnie siedzącą na podłodze wśród sterty pieluch i dziecięcych ubranek.
— Anka… co się dzieje?
Nie odpowiedziałam od razu. Po prostu zaczęłam płakać tak głośno i rozpaczliwie jak nigdy wcześniej.
— Boję się… Boję się być sama… Boję się być mamą…
Paweł ukląkł obok mnie i objął mnie ramieniem.
— Przepraszam… Nie wiedziałem, że aż tak ci ciężko…
Siedzieliśmy tak długo w ciszy. W końcu powiedział:
— Może rzeczywiście powinienem pozwolić twojej mamie pomóc…
Nie wiem jeszcze, co będzie dalej. Czy Paweł naprawdę zrozumiał? Czy moja mama będzie mogła znów być częścią naszego życia? Jedno wiem na pewno: samotność matki to najgorszy rodzaj samotności.
Czy naprawdę musimy wybierać między lojalnością wobec partnera a własnym szczęściem? Ile jesteśmy w stanie poświęcić dla „dobra rodziny”?