Echa tajemnic: dramat rodzinny w metropolii

— Zosia, coś się stało? — zapytałem, kiedy staliśmy pod klatką schodową starej kamienicy na Nadodrzu. Moja żona ściskała torebkę tak mocno, że aż pobielały jej knykcie. W jej oczach widziałem niepokój, którego nie potrafiłem zrozumieć. Przecież jechaliśmy do Kingi, naszej jedynej córki, którą oboje kochaliśmy ponad życie. Dawno jej nie widzieliśmy, a przecież zawsze cieszyliśmy się na te spotkania.

— Nie, po prostu dawno nie widzieliśmy Kingi i… — urwała nagle, jakby połknęła własne słowa. Spojrzała na mnie przelotnie i odwróciła wzrok. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że coś jest nie tak. Może to tylko matczyna intuicja? A może wiedziała coś, czego ja nie wiedziałem?

Weszliśmy na czwarte piętro, a każdy krok odbijał się echem w mojej głowie. Przed drzwiami Kingi Zofia zatrzymała się i wzięła głęboki oddech. Zadzwoniłem dzwonkiem. Po chwili usłyszeliśmy szuranie i cichy głos naszej córki: — Już, już!

Drzwi otworzyły się i zobaczyłem Kingę — bladą, zmęczoną, z podkrążonymi oczami. Uśmiechnęła się słabo i rzuciła mi się na szyję. — Tato! Mamo! Jak dobrze was widzieć! — powiedziała, ale w jej głosie wyczułem napięcie.

Weszliśmy do środka. Mieszkanie było czyste, ale panował w nim dziwny chłód. Na stole stał niedopity kubek herbaty, a na kanapie leżał koc. Zofia zaczęła rozglądać się nerwowo po pokoju.

— Kinga, wszystko w porządku? — zapytałem ostrożnie.

— Tak, tato… tylko ostatnio dużo pracy i… — urwała nagle, jakby coś ją zaniepokoiło. Spojrzała na matkę i wtedy zobaczyłem między nimi nieme porozumienie. Coś przede mną ukrywały.

Usiedliśmy przy stole. Zofia zaczęła wypytywać o pracę Kingi w szpitalu, o koleżanki, o plany na przyszłość. Kinga odpowiadała zdawkowo, jakby bała się powiedzieć za dużo. W pewnym momencie zadzwonił telefon Kingi. Spojrzała na ekran i nagle pobladła jeszcze bardziej.

— Przepraszam was na chwilę — powiedziała i wyszła do kuchni.

Zostałem sam z Zofią. — Co tu się dzieje? — szepnąłem. — Ty coś wiesz?

Zofia spuściła wzrok. — Władek… obiecałam Kindze, że nic ci nie powiem. Ale… ona ma kłopoty.

Serce mi zamarło. — Jakie kłopoty?

— Nie mogę… nie mogę ci powiedzieć. To jej sprawa.

W tym momencie wróciła Kinga. Była wyraźnie roztrzęsiona.

— Mamo, tato… muszę wam coś powiedzieć — zaczęła drżącym głosem. — Proszę, nie przerywajcie mi.

Patrzyliśmy na nią w milczeniu.

— Od kilku miesięcy ktoś mnie prześladuje — wyszeptała. — Dostaję dziwne wiadomości, ktoś śledzi mnie pod domem… Bałam się wam mówić, żeby was nie martwić.

Zofia złapała ją za rękę. — Kochanie…

— To jeszcze nie wszystko — kontynuowała Kinga. — Ostatnio ktoś włamał się do mojego mieszkania. Nic nie zginęło, ale… ktoś grzebał w moich rzeczach.

Poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy. — Dlaczego nic nam nie powiedziałaś?!

Kinga spuściła głowę. — Nie chciałam was martwić… Poza tym… myślałam, że sobie poradzę.

Zofia zaczęła płakać cicho. Ja poczułem wściekłość i bezradność jednocześnie.

— Musimy iść na policję! — powiedziałem stanowczo.

Kinga pokręciła głową. — Byłam już. Powiedzieli, że bez dowodów nic nie mogą zrobić.

W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Wszyscy zamarliśmy. Kinga spojrzała na mnie przerażona.

— Nie otwieraj! — szepnęła Zofia.

Ale ja już podszedłem do drzwi i spojrzałem przez wizjer. Stał tam młody mężczyzna w kapturze, trzymając w ręku kopertę.

— Kto to? — zapytałem przez drzwi.

— List dla pani Kingi Kowalskiej — odpowiedział spokojnie.

Otworzyłem drzwi tylko na tyle, by odebrać kopertę. Mężczyzna odszedł bez słowa.

Kinga otworzyła kopertę drżącymi dłońmi. W środku była kartka z napisem: „Wiem o wszystkim”.

Zofia zaczęła płakać jeszcze głośniej. Ja poczułem narastającą panikę.

— Kinga… co to znaczy? Czego on chce?

Kinga spojrzała na nas ze łzami w oczach.

— To ma związek z moją pracą w szpitalu… Kiedyś pomogłam jednej pacjentce uciec przed przemocowym mężem. On się dowiedział i od tego czasu mnie prześladuje…

Zofia przytuliła ją mocno do siebie.

— Musimy ci pomóc! Nie możesz być z tym sama!

Siedzieliśmy tak przez długą chwilę w milczeniu, każdy pogrążony we własnych myślach i lękach. Wiedziałem już, że nasza rodzina nigdy nie będzie taka jak dawniej. Tajemnica Kingi wyszła na jaw i teraz musieliśmy stawić czoło temu razem.

Czasem zastanawiam się, czy można było tego uniknąć? Czy rodzina naprawdę jest gotowa na każdą prawdę? A może są sekrety, które lepiej zostawić w ukryciu?