Czy można być niewidzialnym we własnym domu? Historia Joanny

— Znowu zapomniałaś kupić mleka? — głos Marka, mojego męża, przebił się przez ciszę kuchni jak nóż przez masło. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w ciepłej wodzie, próbując zmyć nie tylko brudne naczynia, ale i ciężar dnia. Odwróciłam się powoli, czując jak w gardle rośnie mi gula. — Przepraszam, po prostu… — zaczęłam, ale już mnie nie słuchał. Wyszedł do salonu, gdzie nasza córka Zuzia siedziała z nosem w telefonie, a syn Bartek grał na komputerze.

To był kolejny wieczór, kiedy czułam się jak cień we własnym domu. Kiedyś byłam dla nich wszystkim — mamą, żoną, powierniczką sekretów i organizatorką rodzinnych wyjazdów. Teraz miałam wrażenie, że jestem tylko dodatkiem do ich życia, kimś, kto sprząta po innych i dba, by lodówka była pełna. Ale nawet to nie wychodziło mi już najlepiej.

Pamiętam, jak bardzo starałam się na początku naszego małżeństwa. Marek był wtedy czuły, potrafił mnie zaskoczyć drobnym gestem — bukietem polnych kwiatów albo kubkiem gorącej herbaty po ciężkim dniu. Dzieci były małe, tuliły się do mnie i pytały o wszystko. Teraz? Marek wracał późno z pracy, często nawet nie mówił „dobry wieczór”. Zuzia zamykała się w swoim pokoju, a Bartek potrafił przejść obok mnie bez słowa.

Czasem zastanawiałam się, czy to ja się zmieniłam. Może stałam się nudna? Może przestałam być dla nich ważna? Próbowałam rozmawiać z Markiem. — Może pojedziemy gdzieś razem na weekend? — zaproponowałam pewnego wieczoru. Spojrzał na mnie znad laptopa i wzruszył ramionami. — Nie mam czasu. Może innym razem.

Zuzia coraz częściej wracała późno do domu. Kiedy pytałam, gdzie była, odpowiadała zdawkowo: — U koleżanki. Nie wtrącaj się, mamo. Bartek zamykał się w swoim świecie gier komputerowych. Próbowałam z nim rozmawiać o szkole, o przyjaciołach, ale odpowiadał tylko krótkimi zdaniami albo wcale.

Pewnego dnia znalazłam w szafce Zuzi paczkę papierosów. Serce mi zamarło. Czekałam na nią do późna, a kiedy wróciła, wybuchłam: — Zuzia! Co to ma znaczyć? Palisz?! Spojrzała na mnie z pogardą: — To moje życie. Zajmij się sobą.

Zamknęła się w pokoju i usłyszałam trzask drzwi. Usiadłam na schodach i rozpłakałam się jak dziecko. Marek przeszedł obok mnie obojętnie, nawet nie zapytał, co się stało.

Zaczęłam mieć wrażenie, że jestem przezroczysta. W pracy koleżanki pytały: — Co u ciebie? — a ja odpowiadałam automatycznie: — Wszystko dobrze. Przecież nie mogłam im powiedzieć prawdy. Że czuję się samotna we własnym domu.

W weekend postanowiłam zrobić coś dla siebie. Poszłam na spacer do parku, zostawiając rodzinę samą. Po powrocie nikt nawet nie zauważył mojej nieobecności. Marek oglądał mecz, Zuzia rozmawiała przez telefon, Bartek grał w gry.

Wieczorem zebrałam się na odwagę i powiedziałam: — Chciałabym porozmawiać. O nas. O tym, co się dzieje w naszej rodzinie. Marek westchnął: — Joanna, nie dramatyzuj. Wszystko jest w porządku.

Ale nie było w porządku. Czułam to każdym nerwem swojego ciała.

Zaczęłam pisać pamiętnik. Każdego wieczoru zapisywałam swoje myśli i uczucia. Pisałam o tym, jak bardzo brakuje mi bliskości, rozmów przy stole, wspólnych śniadań w niedzielę. Pisałam o tym, jak bardzo boli mnie obojętność najbliższych.

Pewnej nocy usłyszałam płacz Zuzi za ścianą. Weszłam do jej pokoju bez pukania. Siedziała na łóżku ze łzami w oczach. — Co się stało? — zapytałam delikatnie.

— Nic cię to nie obchodzi — odpowiedziała najpierw, ale potem dodała cicho: — Pokłóciłam się z Olą… Ona mówi wszystkim o moich sekretach…

Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem. Po raz pierwszy od dawna pozwoliła mi się przytulić.

— Wiesz, Zuzia… Ja też czasem czuję się samotna — powiedziałam szeptem.

Spojrzała na mnie zdziwiona: — Ty?

— Tak. Czasem mam wrażenie, że nikogo nie obchodzę… Nawet was.

Zuzia długo milczała, potem wtuliła się we mnie mocniej.

Następnego dnia Marek wrócił wcześniej z pracy i zapytał: — Wszystko w porządku?

Chciałam odpowiedzieć „tak”, ale zamiast tego powiedziałam prawdę:

— Nie czuję się dobrze w naszym domu. Czuję się niewidzialna.

Marek spojrzał na mnie zaskoczony.

— Przecież wszystko robisz dla nas… Myślałem, że jesteś szczęśliwa.

— Nie jestem — odpowiedziałam cicho.

Po tej rozmowie coś zaczęło się zmieniać. Nie od razu i nie tak bardzo jak bym chciała, ale jednak… Marek zaczął częściej pytać mnie o zdanie. Zuzia czasem przychodziła do kuchni i opowiadała o szkole. Bartek poprosił mnie o pomoc przy zadaniu domowym.

Ale wiem jedno: muszę walczyć o siebie każdego dnia. O swoje miejsce w tej rodzinie i o to, by nie stać się tylko cieniem we własnym domu.

Czasem zastanawiam się: czy można być naprawdę szczęśliwym tam, gdzie jest się niewidzialnym? Czy warto walczyć o bliskość za wszelką cenę? Może ktoś z was zna odpowiedź…