Kiedy teściowa dzwoni o piątej: Czy jestem dobrą matką, czy tylko złą synową?
– Aniu, czy ty naprawdę nie potrafisz ugotować zwykłego rosołu? – głos mojej teściowej rozbrzmiewał w słuchawce, a ja poczułam, jak moje dłonie zaczynają drżeć. Była piąta po południu, dzieci biegały po mieszkaniu, a ja właśnie próbowałam ogarnąć bałagan po całym dniu pracy zdalnej i domowych obowiązków.
– Mamo, dziś naprawdę nie mam na to siły… – próbowałam się tłumaczyć, ale ona już weszła w swój rytm.
– Kiedy ja byłam w twoim wieku, miałam trójkę dzieci i wszystko było na czas. Twój mąż nigdy nie chodził głodny! – westchnęła teatralnie, jakby chciała, żebym poczuła się jeszcze gorzej.
Zamknęłam oczy. Mój mąż, Tomek, siedział w drugim pokoju i udawał, że nie słyszy tej rozmowy. Zawsze tak robił – kiedy jego mama zaczynała swoje tyrady, znikał. Zostawiał mnie samą z jej pretensjami i moimi wątpliwościami.
Odkąd urodziłam Zosię, a potem Janka, czułam się jak na nieustannej próbie. Każdy mój ruch był oceniany – przez teściową, przez sąsiadki, nawet przez własną mamę. Ale to właśnie teściowa potrafiła jednym zdaniem sprawić, że czułam się jak najgorsza matka i żona na świecie.
– Aniu, ja tylko chcę ci pomóc. Może przyjdę jutro i pokażę ci, jak się robi prawdziwy rosół? – zaproponowała z nutą wyższości w głosie.
– Nie trzeba, dam sobie radę – odpowiedziałam szybko, choć wiedziałam, że i tak przyjdzie. Zawsze przychodziła, nawet jeśli mówiłam „nie”.
Odłożyłam słuchawkę i poczułam łzy napływające do oczu. Zosia podbiegła do mnie z książeczką.
– Mamusiu, poczytasz mi?
Przytuliłam ją mocno. Chciałam być dla niej najlepszą mamą na świecie. Ale czy byłam? Czy byłam wystarczająco dobra, skoro nie potrafiłam nawet ugotować rosołu takiego jak teściowa?
Wieczorem Tomek wszedł do kuchni.
– Co się stało? – zapytał, widząc moją minę.
– Twoja mama dzwoniła. Znowu.
Wzruszył ramionami.
– Wiesz jaka jest. Nie przejmuj się.
Ale ja się przejmowałam. Każde jej słowo wbijało się we mnie jak szpilka. Czułam się rozdarta – chciałam być dobrą żoną dla Tomka, dobrą matką dla dzieci i… dobrą synową dla jego mamy. Ale czy to w ogóle możliwe?
Następnego dnia teściowa przyszła bez zapowiedzi. Weszła do kuchni, rozejrzała się krytycznie i zaczęła sprzątać blaty.
– Ojej, ile tu okruszków! – rzuciła z udawaną troską.
Zosia schowała się za moimi nogami.
– Babciu, nie ruszaj moich kredek! – krzyknęła, gdy teściowa zaczęła sprzątać jej rysunki.
– Dzieci powinny mieć porządek – powiedziała do mnie znacząco.
Poczułam narastającą złość. Chciałam jej powiedzieć, żeby zostawiła nas w spokoju, ale nie potrafiłam. Bałam się konfliktu. Bałam się, że Tomek stanie po jej stronie.
Wieczorem, kiedy dzieci już spały, usiadłam z Tomkiem przy stole.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam niepewnie.
– O czym?
– O twojej mamie. Nie mogę tak dalej żyć. Czuję się jakby wszystko, co robię, było złe. Ona mnie nie szanuje.
Tomek westchnął.
– Przesadzasz. Ona po prostu chce pomóc.
– To nie jest pomoc! To kontrola! – podniosłam głos. – Nigdy nie stajesz po mojej stronie. Zawsze ją usprawiedliwiasz.
Zapanowała cisza. Tomek patrzył na mnie zaskoczony. Może pierwszy raz zobaczył, jak bardzo mnie to boli.
– Aniu… nie wiedziałem, że aż tak to przeżywasz.
– Bo nigdy nie pytasz – odpowiedziałam cicho.
Następnego dnia postanowiłam zrobić coś dla siebie. Zostawiłam dzieci z Tomkiem i poszłam na spacer do parku. Siedziałam na ławce i patrzyłam na matki bawiące się z dziećmi. Zastanawiałam się, czy one też czują się oceniane. Czy też boją się, że nie są wystarczająco dobre?
Wróciłam do domu z nową energią. Postanowiłam porozmawiać z teściową szczerze.
– Mamo – zaczęłam, kiedy przyszła kolejnego dnia – wiem, że chcesz dobrze. Ale twoje uwagi sprawiają mi przykrość. Chciałabym sama decydować o swoim domu i dzieciach.
Spojrzała na mnie zaskoczona. Przez chwilę milczała.
– Nie chciałam cię zranić… – powiedziała w końcu cicho.
– Wiem. Ale muszę mieć przestrzeń na własne błędy i decyzje.
Nie wiem, czy coś się zmieniło. Może trochę. Może zaczęła mnie bardziej szanować. A może po prostu nauczyłam się stawiać granice.
Czasem wciąż czuję się rozdarta między rolą matki a synowej. Ale coraz częściej myślę o sobie – o tym, czego ja chcę i potrzebuję.
Czy można być jednocześnie dobrą matką i złą synową? A może to tylko iluzja, że musimy być idealne dla wszystkich? Co wy o tym myślicie?