„Zgodziłam się zamieszkać z córką po jej rozwodzie”: Szybko odkryłam, że jestem w jej domu tylko gościem
— Mamo… Adam się wyprowadził. Sama sobie nie poradzę. Mogłabyś przyjechać… na jakiś czas? — Jej głos przez telefon był cichy, drżał, choć starała się brzmieć pewnie. W tej jednej chwili wiedziałam, że nie mam wyboru. Zostawiłam swoje mieszkanie na warszawskim Ursynowie, kwiaty pod opieką sąsiadki, a znajome z chóru uprzedziłam, że nie pojawię się przez jakiś czas. Spakowałam życie w trzy walizki i pojechałam do Wrocławia, do mieszkania mojej córki, Magdy.
W drzwiach przywitała mnie wnuczka, Zosia, z rozczochranymi włosami i oczami pełnymi łez. Magda wyglądała na starszą o dziesięć lat niż jeszcze miesiąc temu. Uściskała mnie mocno, jakby bała się, że zaraz zniknę. — Dziękuję, mamo — wyszeptała. — Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
Pierwsze dni były jak zły sen. Magda płakała nocami, Zosia budziła się z krzykiem. Ja gotowałam rosół, sprzątałam, prałam, próbowałam przywrócić domowi choć odrobinę normalności. Czułam się potrzebna. Nawet jeśli spałam na rozkładanym fotelu w salonie i nie miałam gdzie postawić swojej szczoteczki do zębów.
Ale z każdym dniem coraz wyraźniej widziałam, że jestem tu tylko gościem. Magda zamykała się ze swoją rozpaczą w sypialni, a ja słyszałam przez drzwi jej cichy szloch. Kiedy próbowałam rozmawiać, odsuwała mnie: — Mamo, daj mi trochę przestrzeni. Muszę to wszystko przemyśleć sama.
Zosia coraz częściej uciekała do koleżanek albo zamykała się w swoim pokoju ze słuchawkami na uszach. Kiedy pytałam: — Zosiu, może pójdziemy na spacer? — odpowiadała tylko: — Nie mam ochoty.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Magdy przez telefon:
— Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam z mamą w domu… Tak, pomaga mi, ale… Czuję się jak dziecko pod jej okiem. Wszystko komentuje, wszystko poprawia…
Zamarłam. Przecież chciałam tylko pomóc. Czy naprawdę byłam aż tak uciążliwa?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Magdą.
— Kochanie, jeśli ci przeszkadzam…
— Nie przeszkadzasz! — przerwała mi gwałtownie. — Po prostu… To wszystko jest trudne. Adam zostawił mnie dla innej kobiety, Zosia mnie unika… A ty… Ty zawsze byłaś taka silna. Ja nie jestem tobą!
Patrzyłyśmy na siebie długo w ciszy. Widziałam w jej oczach ból i gniew. I coś jeszcze — żal do mnie za to, że nie potrafię być inna.
Zaczęły się drobne konflikty: o to, jak gotuję ziemniaki („Za słone!”), jak układam rzeczy w szafkach („To jest mój dom!”), jak rozmawiam z Zosią („Nie pouczaj jej!”). Czułam się coraz bardziej zbędna. Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Tęskniłam za swoim życiem — za spokojem własnej kuchni, za śmiechem koleżanek z chóru.
Pewnego dnia Magda wróciła późno z pracy. Była zmęczona i rozdrażniona.
— Mamo, czy możesz nie robić zakupów bez pytania mnie? Kupiłaś rzeczy, których nie jem od lat!
— Chciałam cię odciążyć…
— Ale ja nie chcę być odciążana! Chcę mieć kontrolę nad swoim życiem!
Wyszła trzaskając drzwiami. Zosia spojrzała na mnie spod byka i zamknęła się w swoim pokoju.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok na niewygodnym fotelu i myślałam: czy naprawdę jestem tu potrzebna? Czy może tylko przeszkadzam?
Rano znalazłam na stole kartkę: „Mamo, przepraszam za wczoraj. Po prostu jest mi ciężko.”
Usiadłyśmy razem przy kawie.
— Magda… Może powinnam wrócić do siebie? — zapytałam cicho.
— Nie! — odpowiedziała szybko. — Po prostu… muszę nauczyć się żyć na nowo. Ty też musisz mieć swoje życie.
Przez kolejne tygodnie próbowałyśmy znaleźć nowy rytm. Było lepiej — czasem nawet śmiałyśmy się razem przy śniadaniu. Ale już wiedziałam: nigdy nie będę tu u siebie. Jestem tylko gościem w domu własnej córki.
Kiedy po dwóch miesiącach spakowałam walizki i wróciłam do Warszawy, Magda płakała na peronie.
— Dziękuję ci za wszystko, mamo.
Uścisnęłyśmy się mocno.
Teraz siedzę w swoim mieszkaniu i patrzę na zdjęcie Magdy i Zosi na komodzie. Myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy matka zawsze powinna poświęcać siebie dla dziecka? Czy można pomóc komuś, kto sam nie wie jeszcze, czego potrzebuje?