Zapłać za ślub siostry, przecież masz pieniądze – historia Karoliny
– Karolina, opłać ślub siostrze. Przecież masz pieniądze – zirytowała się matka. Jej głos był ostry, jakby każde słowo miało mnie przeciąć na pół. Siedziałam w dusznym biurze, wpatrzona w ekran komputera, a telefon przy uchu palił mnie jak rozżarzony węgiel. – Przyjedź jak najszybciej! Musimy porozmawiać! – dodała, nie czekając na moją odpowiedź.
– Nie mogę, jestem w pracy – szepnęłam do słuchawki, rozglądając się nerwowo, czy szefowa nie słyszy. W mojej firmie nie było miejsca na prywatne rozmowy. Każda minuta spędzona poza obowiązkami była traktowana jak zdrada.
– Nie możesz się urwać? – zirytowała się matka. – To naprawdę ważne!
– Nie, nie mogę… – odpowiedziałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu. Zawsze byłam tą odpowiedzialną, tą, która musi wszystko załatwić. Młodsza siostra, Ania, była oczkiem w głowie mamy. Ja byłam tą starszą, która powinna dawać przykład i… płacić rachunki.
Odkąd pamiętam, matka powtarzała: „Karolina, musisz być silna. Karolina, musisz pomagać rodzinie.” Tylko że nikt nigdy nie pytał mnie, czy chcę. Czy mogę. Czy mam siłę.
Po pracy wróciłam do pustego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Zrzuciłam buty i usiadłam na kanapie, patrząc w ciemniejące okno. Telefon zadzwonił ponownie. Tym razem to była Ania.
– Cześć Karola… – zaczęła niepewnie. – Mama mówiła ci już o ślubie?
– Tak – westchnęłam ciężko. – Gratuluję.
– Dziękuję… Wiesz, to dla mnie bardzo ważne. Marzyłam o tym od dziecka. Ale… no wiesz… nie mamy pieniędzy na salę i suknię. Mama mówiła, że możesz pomóc.
Zacisnęłam zęby. Przez chwilę milczałam, próbując zebrać myśli.
– Aniu, ja też mam swoje życie. Mam kredyt, rachunki… Nie jestem bankomatem.
– Ale przecież zarabiasz dobrze! – przerwała mi z wyrzutem. – Ja dopiero zaczynam pracę, a Bartek ma tylko umowę-zlecenie. Bez twojej pomocy nie damy rady.
Poczułam znajome ukłucie winy. Zawsze tak było – jeśli czegoś nie zrobiłam dla rodziny, czułam się egoistką. Ale czy naprawdę muszę poświęcać wszystko dla innych?
Noc była niespokojna. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głosy matki i siostry. „Masz pieniądze.” „Musisz pomóc.” „Rodzina jest najważniejsza.”
Rano w pracy byłam jak cień samej siebie. Szefowa spojrzała na mnie z niepokojem.
– Wszystko w porządku? – zapytała.
– Tak… tylko trochę spraw rodzinnych – wymamrotałam.
Przez cały dzień nie mogłam się skupić. W końcu wyszłam wcześniej i pojechałam do rodzinnego domu w Piasecznie. Matka czekała już w kuchni, z rękami skrzyżowanymi na piersi.
– Karolina, nie rozumiem twojego oporu – zaczęła bez przywitania. – Zawsze byłaś rozsądna. Teraz masz okazję pomóc siostrze w najważniejszym dniu jej życia.
– Mamo, ja też mam swoje potrzeby! – wybuchłam nagle. – Całe życie robię wszystko dla was! Czy ktoś kiedyś zapytał mnie, czego ja chcę?
Matka spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Jesteś samolubna – powiedziała cicho. – Ania zawsze cię podziwiała. Myślałam, że jesteś lepsza niż to.
Wybiegłam z domu z płaczem. Czułam się jak mała dziewczynka, której nikt nie rozumie.
Wieczorem zadzwonił tata. Rzadko się odzywał, zwykle trzymał się z boku rodzinnych kłótni.
– Karolinko… Wiem, że jest ci ciężko. Ale czasem trzeba postawić granice. Twoja mama… ona zawsze martwi się o Anię bardziej niż o ciebie. Ale to nie znaczy, że masz rezygnować z siebie.
Jego słowa były jak balsam na moje poranione serce.
Przez kolejne dni unikałam kontaktu z rodziną. W pracy rzuciłam się w wir obowiązków, próbując zapomnieć o wszystkim. Ale wieczorami wracały wyrzuty sumienia i pytania: czy naprawdę jestem taka zła? Czy powinnam poświęcić swoje plany dla szczęścia siostry?
W końcu Ania napisała mi wiadomość: „Nie chcę cię zmuszać do niczego. Ale bardzo bym chciała, żebyś była ze mną tego dnia.”
Odpisałam: „Będę z tobą, ale nie mogę zapłacić za wszystko.”
Spotkałyśmy się tydzień później w kawiarni na Nowym Świecie. Ania wyglądała na zmęczoną i przygaszoną.
– Przepraszam cię – powiedziała cicho. – Wiem, że mama przesadza. Po prostu… ona zawsze chciała mieć idealną rodzinę.
– Nie musimy być idealne – uśmiechnęłam się smutno. – Wystarczy, że będziemy razem.
Objęłyśmy się i przez chwilę poczułam ulgę.
Ślub odbył się skromnie, bez wystawnych dekoracji i drogiej sali. Było dużo łez i śmiechu. Mama przez cały czas patrzyła na mnie z chłodnym dystansem, ale tata uśmiechał się ciepło.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba zawalczyć o siebie, nawet jeśli oznacza to rozczarowanie najbliższych. Czy jestem egoistką? A może po prostu nauczyłam się kochać także siebie? Może właśnie tego powinniśmy uczyć nasze dzieci: że ich szczęście też jest ważne.