„Zabierzcie mnie na wakacje” – Matka, która została w domu
– Mamo, przecież mówiłam ci już, że jedziemy tylko z przyjaciółmi – głos Kasi był zimny, jakby rozmawiała z obcą osobą.
Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na córkę, która pakowała się do kolejnej podróży. W jej oczach nie było nawet cienia wyrzutów sumienia. Przypomniałam sobie, jak jeszcze kilka lat temu to ja byłam tą, która szykowała jej kanapki na drogę, sprawdzała pogodę i dopytywała, czy nie zapomniała szczoteczki do zębów.
– Kasiu… – zaczęłam cicho, próbując nie zdradzić drżenia głosu. – Może tym razem mogłabym pojechać z wami? Chociaż na kilka dni? Tak dawno nigdzie nie byłam…
Córka spojrzała na mnie z irytacją. – Mamo, przecież to nie są wakacje dla rodziców. Chcemy odpocząć, pobawić się. Ty byś się tylko nudziła.
Poczułam, jak coś ściska mnie w środku. Przecież nie prosiłam o wiele. Chciałam tylko poczuć się częścią ich życia. Od śmierci męża minęło już pięć lat, a ja coraz bardziej czułam się przezroczysta. Syn, Tomek, też rzadko dzwonił. Zawsze był zajęty pracą w Warszawie.
Wieczorem zadzwoniłam do niego. Odebrał po kilku sygnałach.
– Cześć, mamo. Co tam?
– Tomku… Może w tym roku pojedziemy gdzieś razem? Tak jak kiedyś, nad morze? – zapytałam z nadzieją.
Usłyszałam westchnienie. – Mamo, mam tyle roboty… Poza tym z Anią planujemy wyjazd do Hiszpanii. To taki nasz czas. Rozumiesz?
Znowu to samo. „Nasz czas”. A ja? Czy ja już nie należę do tej rodziny?
Odkładając słuchawkę, poczułam łzy napływające do oczu. Przypomniały mi się wakacje sprzed lat: wspólne ogniska, śmiech dzieci, zapach smażonych naleśników o poranku. Wtedy byliśmy razem. Teraz zostały mi tylko zdjęcia w albumie i echo dawnych rozmów.
Następnego dnia spotkałam sąsiadkę, panią Halinę.
– Co taka smutna jesteś, Zosiu? – zapytała troskliwie.
Opowiedziałam jej wszystko. Pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Moje dzieci też już mają swoje życie. Ale wiesz co? Ja zaczęłam jeździć na wycieczki z Uniwersytetem Trzeciego Wieku. Poznałam nowych ludzi. Może spróbujesz?
Uśmiechnęłam się blado. To nie było to samo. Chciałam być z rodziną, a nie z obcymi.
Wieczorem Kasia wróciła do domu tylko po to, żeby zabrać walizkę.
– Kasiu… – zaczęłam jeszcze raz.
– Mamo, proszę cię! Nie rób sceny! – rzuciła przez ramię i już jej nie było.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Cisza była ogłuszająca. Przez okno widziałam, jak sąsiedzi pakują samochód – całą rodziną jadą nad jezioro. Ich śmiech niósł się po klatce schodowej.
Przez kolejne dni próbowałam zająć się czymkolwiek: podlewałam kwiaty, czytałam książki, oglądałam stare filmy. Ale wszystko wydawało się bez sensu.
W końcu postanowiłam napisać list do dzieci:
„Kasiu, Tomku,
Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, jak bardzo mi was brakuje. Kiedy byliście mali, marzyłam o tym, żebyście byli szczęśliwi i samodzielni. Ale teraz czuję się tak bardzo sama… Chciałabym jeszcze raz pojechać gdzieś razem – nawet na jeden dzień. Proszę, pomyślcie o tym.
Mama”
Nie dostałam odpowiedzi.
Po tygodniu zadzwoniła do mnie Ania, narzeczona Tomka.
– Pani Zosiu… Tomek mówił mi o liście. Proszę się nie martwić, on bardzo panią kocha. Po prostu teraz mamy dużo na głowie…
– Rozumiem – skłamałam.
Ale nie rozumiałam niczego.
W końcu zdecydowałam się pojechać sama nad morze. Kupiłam bilet do Gdańska i wynajęłam pokój w pensjonacie prowadzonym przez starszą panią o imieniu Stefania.
Pierwszego wieczoru usiadłyśmy razem na tarasie.
– Pani Zosiu, dlaczego jest pani sama? – zapytała Stefania delikatnie.
Opowiedziałam jej swoją historię. Słuchała uważnie.
– Wie pani… Ja też kiedyś czekałam na dzieci i wnuki. Ale potem zrozumiałam, że muszę żyć dla siebie. Może pani też spróbuje?
Patrzyłam na zachód słońca nad Bałtykiem i czułam mieszankę żalu i ulgi. Może rzeczywiście muszę nauczyć się być sama? Ale czy to znaczy, że mam przestać tęsknić za rodziną?
Po powrocie do domu znalazłam w skrzynce pocztowej kartkę od Kasi:
„Mamo,
Przepraszam, że cię zraniłam. Nie wiedziałam, że aż tak ci zależy na wspólnych wakacjach. Może za rok pojedziemy razem? Kocham cię.
Kasia”
Łzy popłynęły mi po policzkach. Czy to wystarczy? Czy jedno przepraszam może naprawić lata samotności?
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy dzieci kiedyś naprawdę mnie usłyszą?
A wy? Czy czuliście się kiedyś tak niewidzialni dla swoich najbliższych?