Z talerza do serca – historia kobiety, która bała się zostać sama
– Nie jedz tego, powinnaś schudnąć – powiedział Michał, zabierając mi z talerza dwie kotlety. Stałam przy kuchennym stole, z dziećmi bawiącymi się w kącie, i poczułam, jakby ktoś wyciągnął ze mnie powietrze. Zawsze byłam silna, przynajmniej tak mi się wydawało. Ale w tej chwili poczułam się jak mała dziewczynka, której ktoś zabrał ulubioną zabawkę.
Mam trzydzieści sześć lat. Sześć lat temu wyszłam za Michała. Wtedy wydawało mi się, że to będzie bajka – on był czuły, opiekuńczy, miałam wrażenie, że jestem dla niego najważniejsza na świecie. Szybko pojawił się Bartek, potem Zosia, a pół roku temu urodził się Krzyś. Zawsze marzyłam o dużej rodzinie. Ale nie spodziewałam się, że będę w niej tak bardzo samotna.
Michał od jakiegoś czasu coraz częściej komentuje mój wygląd. Najpierw żartował: „Oj, chyba za dużo tych pierogów na święta”, potem zaczęły się uwagi przy każdym posiłku. „Znowu dokładka? Nie boisz się, że nie zmieścisz się w sukienkę na wesele Magdy?” Próbowałam to ignorować. Przecież po trzech ciążach moje ciało się zmieniło – to normalne. Ale on nie rozumiał. A może nie chciał zrozumieć?
Dzieci są moją radością i moim przekleństwem. Kocham je nad życie, ale czasem mam ochotę wyjść z domu i już nie wracać. Bartek jest energiczny, wszędzie go pełno. Zosia ciągle płacze, bo chce być w centrum uwagi. Krzyś budzi się co dwie godziny w nocy. Michał wraca z pracy zmęczony i od razu siada przed telewizorem albo komputerem. „Daj mi spokój, miałem ciężki dzień” – mówi, kiedy próbuję opowiedzieć mu o tym, jak Bartek rozbił szybę w oknie albo jak Zosia znowu rozlała zupę na dywan.
Czasem mam wrażenie, że jestem niewidzialna. Że moje potrzeby nie mają znaczenia. Nawet kiedy jestem chora, muszę wstać i zrobić śniadanie dzieciom. Michał nie pyta, czy potrzebuję pomocy. Ostatnio powiedział: „Ty przecież siedzisz w domu cały dzień, co ty możesz wiedzieć o zmęczeniu?”
Wczoraj wieczorem usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Cicho, żeby dzieci nie słyszały. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat – uśmiechniętą, pełną energii dziewczynę z marzeniami o podróżach i własnej firmie. Teraz nawet nie mam czasu umyć włosów.
Moja mama mówi: „Wytrzymaj, dla dzieci”. Teściowa powtarza: „Taki już jest Michał, musisz go zaakceptować”. Przyjaciółki przestały dzwonić – chyba mają dość słuchania o moich problemach.
Dziś rano Michał znowu zrobił mi awanturę o bałagan w kuchni. „Nie potrafisz nawet utrzymać porządku! Co ty robisz cały dzień?” – krzyczał, a ja stałam z Krzysiem na rękach i czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Bartek patrzył na nas szeroko otwartymi oczami.
Wieczorem usiadłam przy stole i napisałam list do siebie samej:
„Droga Aniu,
Czy naprawdę zasługujesz na to wszystko? Czy twoje życie musi tak wyglądać? Czy jesteś tylko matką i żoną? Gdzie podziała się ta dziewczyna, która wierzyła w siebie?”
Nie wiem, co będzie dalej. Boję się zostać sama – mam troje dzieci i żadnego wsparcia finansowego. Boję się reakcji rodziny, bo przecież „co ludzie powiedzą”. Ale jeszcze bardziej boję się tego, że za kilka lat spojrzę w lustro i nie rozpoznam siebie.
Dziś wieczorem Michał przyniósł mi herbatę i powiedział: „Nie przesadzaj z tym jedzeniem”. Uśmiechnął się ironicznie i wyszedł z kuchni. Poczułam wściekłość – taką prawdziwą, gorącą złość, która aż paliła mnie od środka.
Zadzwoniłam do Magdy – jedynej przyjaciółki, która jeszcze odbiera moje telefony.
– Magda… ja już nie daję rady – wyszeptałam.
– Anka, musisz coś zrobić dla siebie. On cię niszczy – odpowiedziała bez wahania.
Czy mam odwagę? Czy potrafię postawić granicę? Czy jestem gotowa zawalczyć o siebie?
Patrzę na śpiące dzieci i zastanawiam się: czy lepiej mieć dwoje kotletów mniej na talerzu… czy całe życie mniej w sercu?
Może czas przestać się bać? Może czas zacząć żyć dla siebie?
Czy ktoś z was też czuje ten strach przed samotnością? Jak znaleźć w sobie siłę, kiedy wszystko wokół mówi ci: „Wytrzymaj”?