Wizyta krewnych: jak uprzejmość doprowadziła do skandalu

— Magda, kochanie, nie przesadzaj, to przecież tylko na kilka dni — usłyszałam głos mamy przez telefon, kiedy próbowałam jej wytłumaczyć, że nie jestem gotowa na przyjęcie ciotki Haliny i jej męża. — Oni nie mają gdzie się zatrzymać w Warszawie, a ty masz przecież tyle miejsca.

Zacisnęłam zęby. Oczywiście, że mam miejsce. Po rozwodzie mieszkanie wydawało się puste i ciche, aż za bardzo. Ale czy to znaczy, że muszę być zawsze tą, która ratuje sytuację? Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć „nie”, ale głos mamy był już zbyt zmęczony życiem, żebym mogła jej odmówić. — Dobrze, niech przyjadą — odpowiedziałam cicho, czując narastający niepokój.

Wiedziałam, że ciotka Halina to osoba wymagająca. Zawsze miała swoje zdanie na każdy temat i nie wahała się go wyrażać, nawet jeśli raniła innych. Jej mąż, wujek Zbyszek, był cichy, ale jego spojrzenie mówiło więcej niż słowa. Ostatni raz widziałam ich na pogrzebie dziadka — wtedy już zdążyli się pokłócić z połową rodziny o spadek.

Przyjechali w piątek wieczorem. Halina od progu zaczęła komentować: — O, widzę, że nie masz jeszcze nowych firanek. Wiesz, Magda, kobieta po rozwodzie powinna bardziej dbać o dom. — Uśmiechnęła się szeroko, jakby właśnie powiedziała mi komplement.

Przełknęłam ślinę i zaprosiłam ich do salonu. Wujek Zbyszek rzucił walizkę na podłogę tak ciężko, że aż podskoczył mój kot. — Masz coś do jedzenia? — zapytał bez ogródek.

Przez kolejne dni czułam się jak służąca we własnym domu. Halina narzekała na wszystko: na kawę („Za słaba!”), na łóżko („Za miękkie!”), na pogodę („W tej Warszawie to zawsze wieje!”). Zbyszek godzinami siedział przed telewizorem i oglądał programy informacyjne, komentując politykę z taką złością, że bałam się odezwać.

W sobotę wieczorem zadzwoniła do mnie sąsiadka z dołu: — Pani Magdo, czy mogłaby pani poprosić swoich gości o ciszę? Ktoś chyba śpiewa karaoke…

Zawstydzona przeprosiłam ją i poszłam do salonu. Halina z Zbyszkiem śpiewali „Sto lat” na cały głos, śmiejąc się przy tym głośno i rozlewając wino na mój nowy dywan. — Magda, chodź do nas! — zawołała ciotka. — Trzeba się bawić! Co ty taka sztywna?

Czułam narastającą frustrację. Próbowałam tłumaczyć, że sąsiedzi proszą o ciszę, ale Halina tylko machnęła ręką: — Oj tam, przecież to weekend! Nie przesadzaj.

W niedzielę rano znalazłam w kuchni pustą butelkę po whisky i resztki jedzenia na stole. W lodówce zostało tylko mleko i kilka jajek. Zmęczona i roztrzęsiona zaczęłam sprzątać kuchnię, kiedy usłyszałam rozmowę w sypialni:

— Ona taka dziwna jest… Tyle lat sama i nawet nie potrafi się zabawić — mówiła Halina szeptem.
— A może ona kogoś ma? Tylko się ukrywa — odpowiedział Zbyszek.

Poczułam łzy napływające do oczu. Czy naprawdę muszę to znosić? Czy bycie uprzejmą oznacza pozwolenie na deptanie własnych granic?

Wieczorem zadzwoniła mama: — I jak tam? Dobrze się bawicie?
— Mamo… ja już nie daję rady. Oni zachowują się tak, jakby byli u siebie. Nie szanują mnie ani mojego domu.
— Magda, rodzina to rodzina. Trzeba czasem zacisnąć zęby.

Po tej rozmowie poczułam się jeszcze gorzej. Przez całe życie uczono mnie, że rodzina jest najważniejsza. Ale czy naprawdę powinnam poświęcać swoje poczucie bezpieczeństwa dla czyjegoś komfortu?

W poniedziałek rano Halina oznajmiła: — Magda, musisz nam pożyczyć trochę pieniędzy. Zbyszkowi ukradli portfel w tramwaju.

To był moment przełomowy. Spojrzałam na nich i po raz pierwszy w życiu poczułam gniew zamiast wstydu.
— Przykro mi, ale nie mogę wam pożyczyć pieniędzy — powiedziałam stanowczo.
Halina spojrzała na mnie z niedowierzaniem:
— Jak to? Przecież jesteśmy rodziną!
— Właśnie dlatego… bo jesteśmy rodziną, powinniście mnie szanować.

Zapadła cisza. W końcu Halina wzruszyła ramionami:
— No trudno…

Spakowali się szybko i wyszli bez słowa pożegnania. Zamknęłam za nimi drzwi i poczułam ulgę pomieszaną z żalem. Czy zrobiłam dobrze? Czy powinnam była być bardziej wyrozumiała? A może w końcu nauczyłam się stawiać granice?

Czasem zastanawiam się: czy dobre serce to naprawdę błogosławieństwo? A może czasem trzeba być egoistą, żeby nie zgubić siebie?