Urodziny, które rozbiły naszą rodzinę: Rok burzy i poszukiwania prawdy
– Nie mogę już dłużej udawać – powiedział tata, odkładając widelec na talerz. W pokoju zapadła cisza, jakby ktoś nagle wyłączył dźwięk w telewizorze. Mama spojrzała na niego z niedowierzaniem, a ja poczułam, jak serce zaczyna mi walić w piersi. To były jego 60. urodziny, cała rodzina przy stole, śmiechy, tort, a potem… to jedno zdanie, które roztrzaskało naszą codzienność na milion kawałków.
– Co ty mówisz, Andrzej? – głos mamy był cichy, ale drżał. – O czym ty mówisz?
Tata wstał, poprawił okulary i spojrzał na nas wszystkich – na mnie, na moją młodszą siostrę Kasię, na babcię, która już nie do końca rozumiała, co się dzieje. – Odchodzę. Już od dawna nie jestem szczęśliwy. Przepraszam.
Nie pamiętam, co było potem. Pamiętam tylko, że nagle zrobiło się bardzo zimno, choć był maj i za oknem kwitły bzy. Mama wybiegła z pokoju, Kasia zaczęła płakać, a ja siedziałam jak sparaliżowana, próbując zrozumieć, czy to naprawdę się dzieje.
Przez kolejne dni dom był jakby martwy. Tata spał w salonie, mama zamykała się w sypialni, a ja z Kasią chodziłyśmy na palcach, żeby nie przeszkadzać. W szkole nie mogłam się skupić, nauczycielka od polskiego zapytała, czy wszystko w porządku, ale tylko pokiwałam głową. Komu miałam powiedzieć, że mój świat się skończył?
Najgorsze były wieczory. Słyszałam, jak rodzice kłócą się za zamkniętymi drzwiami. – Jak mogłeś? – krzyczała mama. – Po tylu latach? Dla kogo? Dla czego? – To nie tak, Aniu – odpowiadał tata, ale jego głos był zmęczony, jakby już dawno się poddał.
Pewnej nocy podsłuchałam rozmowę. – Jest ktoś inny, prawda? – zapytała mama. – Nie, po prostu… nie mogę już tak żyć – odpowiedział tata. Ale nie wierzyłam mu. W głowie miałam tylko jedno: zdradził nas. Zdradził mnie, Kasię, mamę. Wszystko, co budowaliśmy przez lata, okazało się kłamstwem.
Kasia przestała się odzywać. Zamknęła się w swoim pokoju, słuchała muzyki i pisała coś w zeszycie. Ja próbowałam być silna, pomagałam mamie w zakupach, gotowałam obiady, sprzątałam. Ale w środku czułam się jak dziecko, które zgubiło się w lesie i nie wie, jak wrócić do domu.
Po miesiącu tata się wyprowadził. Zabrał tylko kilka rzeczy, resztę zostawił. – Będę dzwonił, odwiedzał was – obiecywał. – To nie wasza wina. Ale nie chciałam go słuchać. Przestał być moim tatą w tamtej chwili, kiedy zamknął za sobą drzwi.
Mama zaczęła pić. Najpierw kieliszek wina do kolacji, potem dwa, trzy. Czasem zasypiała na kanapie, a ja musiałam ją przykrywać kocem. Bałam się, że któregoś dnia nie wstanie. Próbowałam z nią rozmawiać, ale tylko machała ręką. – Daj mi spokój, Martyna. Muszę sobie jakoś radzić.
W szkole zaczęły się plotki. Ktoś widział tatę z jakąś kobietą w galerii handlowej. Ktoś inny powiedział, że mama zwariowała. Przyjaciółki przestały się odzywać, jakby bały się, że rozwód jest zaraźliwy. Czułam się coraz bardziej samotna.
W końcu nie wytrzymałam. Pewnego wieczoru, kiedy mama znowu zasnęła z butelką wina w ręku, wyszłam z domu i poszłam do taty. Mieszkał w małym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Otworzył mi drzwi w piżamie, zaskoczony. – Martyna? Co się stało?
– Dlaczego nam to zrobiłeś? – zapytałam, a łzy same zaczęły płynąć mi po policzkach. – Dlaczego mnie zostawiłeś?
Tata przytulił mnie, ale czułam, że to już nie ten sam człowiek. – Przepraszam, córeczko. Wiem, że to trudne. Ale czasem trzeba coś zburzyć, żeby móc zacząć od nowa.
Nie rozumiałam tego wtedy. Wróciłam do domu jeszcze bardziej zagubiona. Mama była już pijana, Kasia nie wychodziła z pokoju. Czułam, że muszę być dorosła, choć miałam dopiero siedemnaście lat.
Minęły wakacje. Mama zaczęła chodzić na terapię, Kasia powoli wracała do siebie. Ja znalazłam pracę w kawiarni, żeby mieć własne pieniądze i nie myśleć o domu. Czasem spotykałam się z tatą, ale rozmowy były sztywne, pełne niedopowiedzeń. – Może kiedyś mi wybaczysz – mówił. – Może kiedyś zrozumiesz.
W listopadzie dowiedziałam się, że tata naprawdę ma kogoś. Kobietę z pracy, Ewę. Poczułam się zdradzona po raz drugi. Zaczęłam nienawidzić go jeszcze bardziej. Mama płakała całe noce, Kasia znowu się zamknęła. Myślałam, że już nigdy nie będzie dobrze.
Ale życie toczyło się dalej. Zdałam maturę, dostałam się na studia. Mama przestała pić, zaczęła się uśmiechać. Kasia znalazła chłopaka, zaczęła wychodzić z domu. Tata ożenił się z Ewą, zaprosił nas na ślub, ale nie poszłyśmy. Nie byłam gotowa.
Dziś, rok po tamtych urodzinach, wciąż nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć. Wiem tylko, że rodzina to nie zawsze szczęśliwe zdjęcia przy stole. To łzy, krzyk, milczenie i próba zrozumienia siebie nawzajem. Może kiedyś będę umiała spojrzeć tacie w oczy bez żalu. Może kiedyś…
Czy można naprawdę przebaczyć komuś, kto rozbił twoje życie? Czy rodzina to coś, co można zbudować od nowa, nawet jeśli wszystko się zawaliło?