„To tylko rachunek, czy coś więcej?” – Wieczór, który zmienił moje spojrzenie na miłość i relacje
– To co, podzielimy się rachunkiem? – zapytał Marek, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem, który miał być żartobliwy, ale w jego oczach widziałam niepewność. Siedzieliśmy w małej restauracji na Pradze, gdzie światła były przytłumione, a zapach pieczonego chleba mieszał się z aromatem czerwonego wina. Była to nasza pierwsza randka po kilku tygodniach pisania na portalu randkowym. Miałam nadzieję na coś wyjątkowego, może nawet na początek czegoś prawdziwego. Tymczasem poczułam, jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę.
Zanim odpowiedziałam, przez głowę przetoczyła mi się cała lawina myśli. Przecież nie chodziło o te kilkadziesiąt złotych. Chodziło o gest, o sygnał, że jestem dla niego ważna, że chce się postarać. W mojej rodzinie tata zawsze powtarzał: „Mężczyzna powinien dbać o kobietę”. Mama kiwała głową z aprobatą, a ja dorastałam w przekonaniu, że tak właśnie wygląda szacunek. Ale czy to naprawdę było takie proste?
– Jasne – odpowiedziałam cicho, starając się ukryć rozczarowanie. Marek zamówił kelnerkę i poprosił o dwa osobne rachunki. Przez chwilę siedzieliśmy w niezręcznej ciszy. On bawił się serwetką, ja patrzyłam przez okno na mokre od deszczu ulice.
– Wiesz… – zaczął niepewnie – Nie chcę, żebyś myślała, że jestem skąpy czy coś. Po prostu… mam za sobą kilka randek, gdzie dziewczyny oczekiwały ode mnie wszystkiego. A potem nawet nie odbierały telefonu.
Poczułam ukłucie współczucia. Może i ja bym się tak zachowała na jego miejscu? Ale z drugiej strony – czy to znaczy, że wszyscy musimy teraz być podejrzliwi i kalkulować każdy gest?
Po powrocie do domu długo nie mogłam zasnąć. W głowie słyszałam głos mamy: „Nie pozwól się wykorzystywać, ale też nie bądź naiwna”. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół wieczoru: jego spojrzenie, ton głosu, sposób w jaki poprawiał okulary, kiedy mówił o swojej pracy w urzędzie miasta.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra, Ania.
– I jak było? – zapytała z entuzjazmem.
– Dziwnie – przyznałam. – Podzieliliśmy się rachunkiem.
– No i co z tego? Przecież to normalne teraz.
– Ale… chyba oczekiwałam czegoś innego. Sama nie wiem czego.
Ania westchnęła.
– Może za bardzo żyjemy tymi starymi schematami? Może powinnaś po prostu dać mu szansę?
Przez kolejne dni nie mogłam przestać myśleć o tej sytuacji. Z jednej strony czułam się rozczarowana – chciałam poczuć się wyjątkowa, zaopiekowana. Z drugiej strony wiedziałam, że czasy się zmieniają i może powinnam spojrzeć na to inaczej.
W weekend odwiedziłam rodziców. Tata siedział przy stole z gazetą, mama kroiła ciasto na kuchennym blacie.
– Poznałam kogoś – zaczęłam niepewnie.
– Ooo! – ucieszyła się mama. – I jak? Miły chłopak?
– Tak… tylko… podzieliliśmy się rachunkiem na pierwszej randce.
Tata spojrzał znad okularów.
– To źle świadczy o nim. Mężczyzna powinien być dżentelmenem.
Mama pokiwała głową.
– Ale może to taki znak czasów? – dodała po chwili ciszy. – Może młodzi teraz inaczej patrzą na te sprawy?
Wróciłam do siebie jeszcze bardziej skołowana. Czy naprawdę jestem niewolnicą tradycji? Czy może po prostu pragnę szacunku i troski?
Marek napisał do mnie wieczorem:
„Dziękuję za miły wieczór. Jeśli masz ochotę, chętnie spotkam się jeszcze raz.”
Patrzyłam na ekran telefonu przez długą chwilę. Chciałam odpisać od razu, ale coś mnie powstrzymywało. Może bałam się kolejnego rozczarowania? A może po prostu nie byłam gotowa na kompromisy?
W pracy koleżanki miały różne zdania:
– Ja zawsze płacę za siebie! – mówiła Kasia z dumą.
– A ja lubię, jak facet zaprasza i płaci – śmiała się Magda. – To takie romantyczne!
Każda z nas miała inne doświadczenia i inne oczekiwania. Zaczęłam zastanawiać się, czy to naprawdę chodzi o pieniądze, czy raczej o poczucie bezpieczeństwa i bycia ważną dla drugiej osoby.
Spotkałam się z Markiem jeszcze raz. Tym razem poszliśmy na spacer po Starym Mieście. Rozmawialiśmy szczerze o tym, co czujemy i czego oczekujemy od związku.
– Wiesz… – powiedziałam w końcu – Dla mnie ten rachunek to był symbol. Chciałam poczuć się wyjątkowa.
Marek uśmiechnął się smutno.
– Rozumiem cię. Ale ja też chcę być pewny, że ktoś jest ze mną dla mnie, a nie dla tego, co mogę dać.
Wtedy po raz pierwszy poczułam, że naprawdę go rozumiem. Może oboje byliśmy ofiarami własnych lęków i oczekiwań?
Dziś wiem jedno: relacje są trudne i pełne nieporozumień. Każdy z nas nosi w sobie bagaż rodzinnych historii i społecznych schematów. Ale może warto czasem odłożyć dumę na bok i po prostu porozmawiać?
Czy naprawdę warto rezygnować z kogoś wartościowego przez kilka złotych i stare przekonania? A może najważniejsze jest to, by znaleźć kogoś, kto będzie chciał zrozumieć nasze granice i potrzeby?