Teściowa chciała pozbyć się mojej córki, ale straciła syna. Historia Magdy, która postawiła wszystko na jedną kartę
Obudził mnie krzyk. Nie był to zwykły dziecięcy płacz, ani nawet kłótnia za ścianą – to był rozdzierający, przeszywający wrzask mojej trzynastoletniej córki, Julki. Zerwałam się z łóżka, serce waliło mi jak młot. Wpadłam do kuchni i zobaczyłam scenę, która na zawsze wyryła się w mojej pamięci.
Julka stała przy zlewie, z oczami pełnymi łez, a obok niej – moja teściowa, pani Halina. W ręku trzymała ścierkę i wymachiwała nią przed twarzą mojej córki.
– Jeszcze raz powiesz mi, że nie umiesz zrobić jajecznicy, to cię nauczę! – wrzeszczała Halina. – W moim domu dzieci nie leżą do południa! Wstawaj o piątej, jak normalna kobieta!
– Mamo! – Julka spojrzała na mnie błagalnie. – Ja nie chcę…
– Co tu się dzieje?! – krzyknęłam, podchodząc do nich.
Halina odwróciła się powoli, jej twarz była czerwona ze złości.
– Twoja córka jest leniwa i bezczelna! Nie zamierzam jej dłużej tolerować pod swoim dachem!
Zamarłam. To mieszkanie należało do mnie i mojego męża, Pawła. Halina wprowadziła się do nas po śmierci swojego męża dwa lata temu. Od początku dawała mi do zrozumienia, że Julka jest dla niej obca. „Nie twoja krew”, powtarzała przy każdej okazji.
– Halino, proszę cię…
– Nie proś mnie o nic! – przerwała mi. – Albo ona się zmieni, albo ja się wyprowadzam!
Julka wybiegła z kuchni, a ja pobiegłam za nią. Znalazłam ją skuloną na łóżku, szlochającą w poduszkę.
– Kochanie…
– Ona mnie nienawidzi…
Przytuliłam ją mocno.
Wieczorem czekałam na Pawła. Kiedy wrócił z pracy, od razu zauważył napiętą atmosferę.
– Co się stało?
Opowiedziałam mu wszystko. Siedział przez chwilę w milczeniu.
– Mama jest trudna… Ale to moja matka. Musimy jakoś to przetrwać.
– Paweł! Ona znęca się nad Julką! – głos mi się załamał. – Nie mogę na to pozwolić.
– Porozmawiam z nią – powiedział cicho.
Ale rozmowa nic nie dała. Halina była nieugięta. Zaczęła coraz częściej komentować wychowanie Julki, jej ubrania, oceny w szkole. „Za moich czasów dzieci były grzeczne!”, „Wychowujesz ją na darmozjada!” – słyszałam niemal codziennie.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i zastałam Halinę przeszukującą pokój Julki.
– Co ty robisz?!
– Sprawdzam, czy nie trzyma tu papierosów albo czegoś gorszego! – odpowiedziała bez wstydu.
– Wyjdź stąd natychmiast!
Zaczęłyśmy się kłócić. Krzyczałyśmy na siebie tak głośno, że Julka zamknęła się w łazience i nie chciała wyjść przez godzinę.
Wieczorem Paweł znów próbował mediować.
– Magda, proszę… Mama jest starsza, trzeba jej ustąpić.
– A kto ustąpi mojemu dziecku?!
Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o rozwodzie. Ale kochałam Pawła i wierzyłam, że wybierze naszą rodzinę.
Niestety, myliłam się.
Halina zaczęła rozpuszczać plotki wśród sąsiadek. Że Julka jest niewychowana, że przynosi wstyd rodzinie. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie wychowawczyni Julki:
– Pani Magdaleno, czy wszystko w porządku w domu? Julka jest ostatnio bardzo przygaszona…
Zrozumiałam wtedy, że muszę działać. Zaczęłam szukać mieszkania do wynajęcia. Ale ceny były kosmiczne, a ja zarabiałam niewiele jako bibliotekarka.
Któregoś wieczoru usłyszałam rozmowę Haliny z Pawłem:
– Synku, ona cię wykorzystuje! Ty pracujesz jak wół, a ona tylko siedzi z tą swoją córką! Po co ci taki balast?
– Mamo…
– Powinieneś znaleźć sobie porządną kobietę! Taką, która da ci prawdziwą rodzinę!
Nie wytrzymałam.
– Dość! – weszłam do pokoju. – Albo ona się wyprowadza, albo ja!
Paweł spojrzał na mnie bezradnie.
– Magda…
– Nie będę patrzeć, jak moja córka cierpi!
Halina zaczęła płakać teatralnie.
– Widzisz?! Ona chce mnie wyrzucić na bruk!
Wyszłam trzaskając drzwiami. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Rano podjęłam decyzję: jeśli Paweł nie stanie po naszej stronie, odejdziemy.
Ale wtedy wydarzyło się coś, czego nie przewidziałam.
Do drzwi zapukały dwie kobiety z opieki społecznej.
– Dzień dobry. Dostaliśmy anonimowe zgłoszenie dotyczące możliwego zaniedbania dziecka…
Zamarłam. Wiedziałam od razu: to sprawka Haliny.
Pokazałam im mieszkanie, pokój Julki, lodówkę pełną jedzenia. Rozmawiały z moją córką długo i spokojnie.
Po ich wyjściu zadzwoniłam do Pawła do pracy.
– Twoja matka zgłosiła nas do opieki społecznej!
Był w szoku.
Wieczorem doszło do ostatecznej konfrontacji. Paweł wrócił wcześniej i poprosił matkę do kuchni.
– Mamo… To już za dużo. Nie mogę pozwolić ci krzywdzić Magdy i Julki. Jeśli nie przeprosisz i nie zmienisz swojego zachowania… będziesz musiała się wyprowadzić.
Halina pobladła.
– Ty wybierasz ją? Obcą kobietę i jej bachora?!
Paweł spojrzał na nią twardo:
– To jest moja rodzina. Kocham Magdę i Julkę. Jeśli nie potrafisz tego zaakceptować… żegnaj.
Halina wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami. Przez kilka dni nie mieliśmy od niej żadnych wieści. Paweł był przybity, ale wiedziałam, że podjął właściwą decyzję.
Po tygodniu Halina zadzwoniła:
– Synku… Przepraszam…
Ale Paweł już nie chciał słuchać jej wymówek. Od tej pory nasze życie zaczęło powoli wracać do normy. Julka znów zaczęła się uśmiechać. Ja poczułam ulgę po raz pierwszy od lat.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę trzeba było aż takiej wojny o miłość i bezpieczeństwo dziecka? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może prawdziwa rodzina to ta, którą wybieramy sercem?