Tata przypomniał sobie o mnie… gdy usłyszał o spadku po babci. Moja historia zdrady, rodziny i pytania: co jest warte więcej – pieniądze czy miłość?
– Tamara, otwórz drzwi! – głos zza drzwi był obcy, a jednak coś w nim sprawiło, że zamarłam. Przez chwilę stałam w bezruchu, z dłonią na klamce, serce waliło mi jak oszalałe. Mama spojrzała na mnie z kuchni, jej twarz pobladła. Wiedziałam, że ona też wie.
Otworzyłam. Przed progiem stał mój ojciec – ten, którego nie widziałam od piętnastu lat. Ten, który zostawił mnie i mamę, kiedy miałam ledwie cztery lata. Nie pamiętałam jego zapachu, dotyku ani głosu. Pamiętałam tylko pustkę i wieczne pytania: „Dlaczego nas zostawił?”
Teraz patrzył na mnie z czymś, co mogło być skruchą, ale równie dobrze wyrachowaniem. Był starszy, niż go zapamiętałam z nielicznych zdjęć – siwe włosy, zmarszczki wokół oczu. Ale to spojrzenie… zimne i twarde.
– Cześć, Tamara – powiedział cicho. – Musimy porozmawiać.
Mama stanęła obok mnie, jakby chciała mnie ochronić własnym ciałem.
– Czego chcesz, Krzysztofie? – jej głos był lodowaty.
– Słyszałem o śmierci mamy… o spadku – zaczął niezręcznie. – Chciałem…
– Chciałeś czego? – przerwałam mu, czując jak wzbiera we mnie gniew. – Przez piętnaście lat nie było cię w moim życiu. Teraz nagle sobie przypomniałeś?
Zacisnął usta.
– To też moja matka była. Należy mi się część.
Zrobiło mi się niedobrze. Przez całe życie marzyłam o tym, żeby wrócił. Żeby powiedział „przepraszam”, żeby przytulił. Ale on przyszedł po pieniądze.
Nie pamiętam dokładnie, co odpowiedziałam. Wiem tylko, że drzwi trzasnęły za nim z hukiem.
Wieczorem siedziałam na łóżku, ściskając w dłoniach stary sweter babci. Pachniał jeszcze jej perfumami – mieszanką lawendy i czegoś słodkiego. Łzy kapały mi na rękawy.
– Mamo…
Mama usiadła obok mnie i przytuliła mocno.
– On nie ma prawa cię ranić – wyszeptała. – Nie pozwolę na to.
Ale rana już była. Głębsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Przez kolejne dni Krzysztof dzwonił, pisał SMS-y, nawet przyszedł do pracy pod moją szkołę. Wszędzie powtarzał to samo: „Należy mi się część spadku.”
Babcia zostawiła mi mieszkanie na Żoliborzu i trochę oszczędności – nic wielkiego, ale dla mnie to był cały świat. Miejsce dzieciństwa, wspomnienia o niej…
Pewnego dnia przyszło pismo od prawnika. Ojciec złożył wniosek o podział majątku.
Wtedy pękłam.
Poszłam do niego sama. Mieszkał w kawalerce na Pradze – brudnej, zagraconej. Otworzył drzwi w dresie, z papierosem w ustach.
– Tamara…
– Po co ci te pieniądze? – zapytałam bez ogródek.
Wzruszył ramionami.
– Mam długi. Potrzebuję zacząć od nowa.
– A ja? Ja też potrzebuję zacząć od nowa! Po śmierci babci zostałam sama… Ty nie byłeś tu przez całe moje życie! – głos mi się załamał.
Patrzył na mnie długo. Może wtedy pierwszy raz zobaczył we mnie człowieka, nie tylko źródło pieniędzy.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Spieprzyłem wszystko.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Dlaczego? Dlaczego nas zostawiłeś?
Milczał długo.
– Bałem się odpowiedzialności. Byłem młody… głupi…
Chciałam go znienawidzić. Ale zamiast tego poczułam pustkę.
Wróciłam do domu i przez całą noc nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak babcia piekła dla mnie szarlotkę, jak mama tuliła mnie po koszmarach… I on – cień w tle mojego życia.
Sprawa trafiła do sądu. Sędzia patrzył na mnie z troską:
– Czy chce pani zawrzeć ugodę?
Spojrzałam na ojca. Był blady, zmęczony, jakby nagle postarzał się o dziesięć lat.
– Nie chcę pieniędzy – powiedziałam cicho. – Chcę tylko wiedzieć, czy kiedykolwiek mnie kochałeś.
Sąd przyznał mu część spadku. Straciłam mieszkanie babci.
Ale coś się zmieniło. Przez kolejne miesiące ojciec próbował się ze mną kontaktować – czasem pisał krótkie wiadomości: „Jak się czujesz?”, „Potrzebujesz czegoś?”
Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Z jednej strony czułam gniew i żal, z drugiej… tęsknotę za czymś, czego nigdy nie miałam.
Minął rok. Spotkałam go przypadkiem na przystanku tramwajowym. Stał skulony pod ścianą, wyglądał na zagubionego i samotnego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Podszedł do mnie niepewnie.
– Tamara… przepraszam za wszystko. Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę… ale chciałem ci powiedzieć: kocham cię. Zawsze kochałem, tylko nie umiałem tego okazać.
Patrzyłam na niego długo. W środku czułam burzę emocji: ból, gniew, współczucie…
Nie wiem, czy potrafię wybaczyć. Ale wiem jedno: pieniądze można odzyskać albo stracić, ale miłości i czasu nikt nam nie zwróci.
Czy można wybaczyć komuś taką zdradę? Czy warto próbować odbudować coś, co nigdy naprawdę nie istniało? Może wy też kiedyś musieliście wybrać między sercem a rozumem?