Sylwester, który zmienił wszystko: Miłość, tęsknota i cena rodzinnej harmonii

— Anka, no błagam cię, nie bądź taka sztywna! — głos Pawła odbił się echem od ścian naszego salonu, w którym już od kilku godzin panował chaos. Dzieci biegały z serpentynami, teściowa narzekała na głośną muzykę, a ja stałam przy kuchennym blacie, ścierając łzy razem z resztkami sałatki jarzynowej.

— Nie rozumiesz, że ja po prostu nie mam już siły? — wyszeptałam, choć wiedziałam, że nikt mnie nie usłyszy. Paweł był już w swoim żywiole: śmiał się głośno, rozlewał szampana, opowiadał dowcipy, które zawsze wywoływały nerwowy śmiech u mojej mamy. Ja natomiast czułam się jak cień samej siebie. Każdy sylwester wyglądał tak samo — on świętuje, ja sprzątam po wszystkich.

W tym roku miało być inaczej. Obiecałam sobie, że zadbam o siebie. Że nie dam się wciągnąć w ten wir oczekiwań i rodzinnych tradycji. Ale kiedy Paweł zaprosił swoich rodziców i siostrę z dziećmi, nie miałam serca odmówić. „Przecież to tylko raz w roku” — powtarzał. Tylko że dla mnie to był kolejny raz, kiedy moje potrzeby zostały zepchnięte na dalszy plan.

— Anka, chodź do nas! — krzyknęła moja szwagierka Magda, machając kieliszkiem. — Zatańczmy!

Uśmiechnęłam się blado i spojrzałam na zegar. Do północy zostało jeszcze pół godziny. W głowie miałam tylko jedno: uciec stąd, choćby na chwilę. Wyszłam na balkon. Mróz szczypał w policzki, a powietrze było ciężkie od zapachu dymu i petard. W oddali widziałam rozświetlone okna innych mieszkań — wszędzie świętowano.

Zadzwonił telefon. Mama.

— Aniu, wszystko w porządku? Słyszę hałas… — zapytała z troską.

— Tak, mamo. Wszystko dobrze — skłamałam.

— Nie musisz być zawsze taka silna — powiedziała cicho. — Pamiętaj o sobie.

Rozłączyłam się szybko. Bałam się, że jeśli zostanę na linii dłużej, rozpłaczę się na dobre.

Wróciłam do salonu. Paweł już tańczył z Magdą, dzieci krzyczały „Sto lat!”, a teściowa poprawiała obrus na stole. Nikt nie zauważył mojej nieobecności.

— Anka! Gdzie byłaś? — Paweł podszedł do mnie z szerokim uśmiechem. — Chodź, zatańcz ze mną!

— Nie mam ochoty — odpowiedziałam cicho.

— Znowu ci coś nie pasuje? — warknął pod nosem. — Zawsze musisz psuć zabawę.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez lata starałam się być idealną żoną i matką. Gotowałam, sprzątałam, organizowałam święta i urodziny. Zawsze na drugim planie. Zawsze „dla dobra rodziny”.

— Może raz ktoś zapyta mnie, czego ja chcę? — powiedziałam głośniej niż zamierzałam.

Zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.

— Aniu… — zaczęła teściowa.

— Nie, mamo Pawła, proszę… — przerwałam jej drżącym głosem. — Ja po prostu… Chciałabym choć raz poczuć się ważna.

Paweł patrzył na mnie jak na obcą osobę.

— Przecież masz wszystko! Dom, rodzinę… O co ci chodzi?

— O siebie mi chodzi! — krzyknęłam przez łzy. — O to, że od lat nie mam prawa do własnych marzeń! Że nawet dziś nikt nie zapytał mnie, jak chcę spędzić ten wieczór!

Dzieci ucichły. Magda spuściła wzrok. Teściowa zaczęła zbierać talerze.

Wyszłam do sypialni i zamknęłam drzwi. Usiadłam na łóżku i pozwoliłam sobie na płacz. Przez głowę przelatywały mi obrazy minionych lat: studia przerwane dla ciąży, praca porzucona dla dzieci, marzenia o podróżach zamienione na codzienność między kuchnią a przedszkolem.

Po chwili usłyszałam ciche pukanie.

— Aniu… mogę wejść? — to był głos Pawła.

Nie odpowiedziałam. Drzwi otworzyły się powoli.

— Przepraszam — powiedział cicho. — Nie wiedziałem…

Spojrzałam na niego przez łzy.

— Bo nigdy nie pytałeś.

Usiadł obok mnie i przez chwilę milczeliśmy.

— Chciałem dobrze… Myślałem, że jesteś szczęśliwa.

— Bo nigdy nie pokazałam ci, jak bardzo jestem zmęczona udawaniem.

Zegar wybił północ. Za oknem rozbłysły fajerwerki. W salonie rozległy się okrzyki „Szczęśliwego Nowego Roku!”.

Wtedy po raz pierwszy od lat poczułam ulgę. Może właśnie teraz coś się zmieni? Może wreszcie zacznę mówić głośno o swoich potrzebach?

Paweł objął mnie ostrożnie.

— Spróbujmy inaczej… Proszę.

Nie odpowiedziałam od razu. W głowie miałam tysiące pytań i wątpliwości. Ale wiedziałam jedno: już nigdy nie pozwolę sobie zniknąć we własnym życiu.

Czy można być szczęśliwą żoną i matką, nie rezygnując z siebie? Czy ktoś z was też kiedyś poczuł się niewidzialny we własnej rodzinie?